Piotr Jastrzębski

Piotr Jastrzębski

„Czy pan zdaje sobie sprawę, jak ciężką pracą jest alkoholizm i żebractwo? Człowiek taki jak pan, z klasą i na poziomie, rozważy to pod tym kątem…”

Nie mają domów, telefonów, rodzin, stałych zasiłków, ani żadnej zapomogi. Nie wydają na jedzenie ani grosza, a wszystkie zarobione, ukradzione, wyżebrane i w jakikolwiek inny sposób zdobyte pieniądze przeznaczają na jeden cel.

Powszedniejszy i bardziej szanowany niż chleb. Władca złudzeń, skrytych marzeń, zapomnianych snów. Niepodzielny władca dusz i ciał. Dykta, dinks, wariat, wynalazek, niebieskie szaleństwo, smerfik, jagodzianka na kościach, biała dama, piszczelówka…

Niezbędny jak rybom woda, a ssakom powietrze. Frajerowi nadzieja. A matce głupocie, jej liczna dziatwa – ludzie. Daje siłę, wyrywa z apatii, porywa do działania, by podnieść się z ławki i pójść kombinować pieniądze na kolejny…

Pogromca bólu, egzystencjalnej beznadziei. Pocieszyciel strapionych. Wytchnienie strudzonych. Przepełniający odwagą lękliwych. Panaceum na wszechotaczające zło.

BUTELKOWO

3.00 rano – miasto powiatowe na Lubelszczyźnie,

gdzieś na przełomie maja i czerwca

Gdy tylko pierwsze promienie słońca pojawią się na niebie, grupa mężczyzn wychodzi w miasto. Trasa jest stała. Wszędzie tam, gdzie młodzież urządza nocne, plenerowe libacje. Cel wyprawy – butelki, pety i co tylko się znajdzie. Przy odrobinie szczęścia można nieźle zarobić.

Jest nas czterech. W zasadzie pięciu, ale jeden – Porucznik – zostaje w domu. Jest tak naprany, że nie może o własnych siłach podnieść się z łóżka. „Porucznik” – bo studiował w Wyższej Szkole Oficerskiej. Sesje i egzaminy zaliczał bez problemów. Na ostatnim roku jednak zawalił i jej nie ukończył. Główną przyczyną było rosnące zamiłowanie do romantyzmu bram, spelunek i budek z piwem – znanego w literaturze pod pojęciem turpizm.

Wbrew zdrowemu rozsądkowi busola wyznaczyła życiowy kurs. Azymut na rynsztok.

Rozpił się. Kilka razy dawano mu szansę, ale on był uparty. Liryczne uwielbienie kloaki, ideologia kloszarda. Na ulicy jest już od dziewiętnastu lat. To jeden z tych nielicznych, którym marzenie się spełniło.

Rozdzielamy się na dwie grupy. Rybak idzie z Magikiem, a ja z Główką. Dzielimy miasto na dwa rejony, żeby nie dublować miejsc. Choć i tak z pewnością spotkamy inne grupy, trudniące się tym samym. Uzbrojeni w specjalne haki do wyciągania zwrotnych butelek z „dzbanów” (kontenery do segregacji szkła, papieru i plastiku). – Moskwa-Pietuszki i per aspera ad denaturat – rzucił ktoś i w drogę.

Wypity w nocy denaturat powoli zaczyna puszczać i pojawiają się pierwsze oznaki kac-delirki. Trzeba się śpieszyć. Jeśli szybko nie wykombinujemy czterech złotych na butelkę dykty, będziemy zdychać. Idziemy szybko i w milczeniu. Musimy w jak najkrótszym czasie zrobić kilkanaście kilometrów.

– Patrz co znalazłem – konspiracyjnym szeptem mówi do mnie uśmiechnięty Główka. –Prawie cała butelka wódki!

Faktycznie. Gdyby nie to, że otwarta można by pomyśleć, że nienaruszona. Zapewne ktoś zdążył tylko odkręcić, a wypić nie dał już rady.

– Skąd wiesz, że to nafta, a nie jakiś drzewny wynalazek. Albo, że nie ma tam jakiegoś ścierwa? – zapytałem nieufnie. Dziecko z tzw. „dobrego domu”, nie jestem przyzwyczajony do dopijania znalezionych płynów i wyjadania resztek ze śmietnika (za kilka dni i na to przyjdzie czas).

– Mam nos, lepszy niż pies – wyjaśnia Główka dumne. – A zresztą już spróbowałem. Ucz się, Redaktor – dodaje zadowolony. Jego szczera radość i mnie zaczęła się powoli udzielać. Potworny kac i potrzeba szybkiego wprowadzenia do magistrali żylnej, niezbędnej dawki C2H5OH bierze górę nad odrazą i w końcu łapczywie pociągam z gwinta solidny łyk Soplicy, pozostawionej przez roztargnionych małolatów. Wyśmienity smak. Po kilku tygodniach picia denaturatu, normalna wódka smakuje wybornie. Przelatuje przez gardło jak woda. Czterdzieści kilka procent nie robi już wrażenia.

– Jeśli wódka nazywa się Soplica to powinna mieć przynajmniej „Czterdzieści i cztery” procenty – zauważyłem filozoficznie. – Slogan reklamowy mógłby brzmieć: „Tylko Soplicą skutecznie zalejesz Robaka”…

– A Dziady to my – dodał pogodnie Główka.

Nigdy wcześniej nie sądziłem, że mogę jednym haustem wlać w siebie blisko połowę dużej butelki wódki.

– Może zostawimy trochę chłopakom? – pytam, z nadzieją, że zaprzeczy. Zasada jest taka, że dzielimy się wszystkim. Ale gdy podzieli się butelkę na czterech, to żaden nawet nie poczuje. Na dwóch to też nie za wiele, tym bardziej, że po takim maratonie tolerancja organizmu wzrosła do poziomu Himalajów. Z wolna zaczynam odczuwać błogość, wraca siła, a wzrok nabiera ostrości.

Główka doszedł do tego samego wniosku i solidnym łykiem dokończył butelkę. Nabijamy w lufkę znalezionego peta. Palimy w milczeniu celebrując każdą zaciągniętą chmurę. Wreszcie możemy zająć się szukaniem butelek. Na puszki nie zwracamy uwagi. Zostawiamy Behemotowi. On codziennie robi obchód po mieście i wybiera je, a następnie sprzedaje na skupie. Dla nas to zbyt wiele zachodu. Nastawiliśmy się na szybki zysk.

Po blisko dwóch godzinach mamy dwadzieścia butelek i pełne kieszenie niedopałków. Czas kierować się na umówione miejsce i zobaczyć, co znaleźli Rybak z Magikiem. Miejsce spotkania – nocny sklep na drugim końcu miasta. Jedyne miejsce gdzie o tej porze przyjmą butelki. Każdą ilość. Sklepy nocne są w zasadzie na każdym osiedlu, ale tylko w tym przyjmują butelki. Płacą trochę mniej, ale przynajmniej biorą. Normalnie butelki sprzedaje się po 35 groszy, tu po 25.

Chłopaki są już na miejscu. Znaleźli 34 butelki i dwa złote. Imponujący wynik. Sprzedawca podaje nam przez płot skrzynki i pakujemy butelki. Jedenaście złotych. W tym sklepie jest tylko fioletowy denaturat. Po krótkiej naradzie kupujemy jedną butelkę. O szóstej otwierają sklep, gdzie można kupić biały. Wprawdzie droższy od fioletowego o 30 groszy, ale lepiej smakuje.

Tutaj też trzeba się trochę orientować. Biały jest w kilku odmianach. 95 lub 98 woltów. Z białą lub niebieską zakrętką. Wszystkie po trzy osiemdziesiąt. Trzeba wybierać biały z niebieską nakrętką i oczywiście 98. Ten z białą nakrętką śmierdzi myszami. Na razie jednak musimy zadowolić się fioletem. Do tego butla oranżady za złotówkę. Przechodzimy bez pośpiechu na ławkę. Oczywiście koło śmietnika. Magik wylewa na ziemię część oranżady. Akurat tyle, żeby zmieściła się dykta, równo pół litra. Imponująca precyzja. Widać wieloletnią praktykę. Ręce nieźle już mu się telepią. Nie jest w stanie przelać denaturatu do napoju. Biorę od niego obie butelki, wypita wcześniej wódka działa już na dobre. Więc teraz ja mogę wykazać się precyzją i nie uroniwszy ani kropli mieszam płyny. Bezbarwny napój przybrał barwę fiołków. Trzeba chwilkę zaczekać, żeby się przegryzło. Czekając palimy papierosa. Puszczamy w kółko calaka ze znalezionej paczki. Fioletowy denaturat ma najgorszy smak, ale przynajmniej mogliśmy pozwolić sobie na napój. A ile razy mieszało się z wodą z kranu, albo piło nierozcieńczony, bo rozcieńczyć nie było czym. Musimy jednak pić z umiarem. Przed nami jeszcze cały dzień pracy. Więc na razie tylko tak, żeby się podleczyć. Na upojenie przyjdzie czas po południu, lub wieczorem. W zależności od szczęścia.

ZRZUTY

7.00 z minutami, w drodze do Stokrotki

– Idźcie pod czołg. Wystawili towar – zaczepia nas po drodze Behemot. Jeden z bezdomnych. Postać wyjątkowo barwna. Od 17 lat mieszka na ulicy. Wyglądem faktycznie przypomina kota Behemota z Bułhakowa. Ze zwykłej gazety potrafi zrobić takiego skręta, że nam tak równiutkie nawet maszynką nie wychodzą. Niewysoki, ale z wielkim sercem. Zawsze i z każdym potrafi się podzielić. Zarówno jedzeniem, jak i skrętem czy alkoholem. Charakterystycznym krokiem z jeszcze bardziej charakterystycznym wózeczkiem przemierza miasto w poszukiwaniu puszek, butelek i każdego żelastwa, które można sprzedać.

Jedzenie nie jest wprawdzie podstawową nasza potrzebą, ale trzeba pójść. Czasami, jeśli uda się trafić jakiś lepszy towar, można próbować spieniężyć. Sprzedać za połowę ceny znajomym. Tym zajmuje się zwykle Magik.

Idziemy więc pod czołg (kontener na śmieci na tyłach jednego z marketów). Na miejscu są już Irek, Fredek, Liliput i Marek.

– Macie coś może – pytają z nadzieją. Wiemy o co im chodzi. To zresztą widać. Kac telepie ich jak cholera. Wyjmujemy z torby butelkę z miksturą i puszczamy w kółko. Butelka w roztrzęsionych rękach z ledwością trafia do ust. Nabijamy lufki znalezionymi petami i chwilę rozmawiamy. Jeżeli ktoś sądzi, że tematem rozmowy dykciarzy jest denaturat, bardzo by się zdziwił.

– Gdyby był tu z nami Jerofiejew… – rozmarzyłem się. – Może nawet wyszło by coś lepszego niż „Moskwa Pietuszki”? Szkoda że Wienia, Wieniczka już umarł.

– Albo Hłasko – podjął temat Główka.

– Wiesz, że pisząc „Pętlę” Hłasko przytoczył sytuację, która wydarzyła się naprawdę? – rozkręcam się. – Kiedy Władysław Broniewski postanowił przestać pić i powiedział o tym jednemu ze znajomych, ten obdzwonił wszystkich, których znał i nie znał, puszczając w eter tę informację. Do Broniewskiego zadzwonił więc inny kolega, gratulując decyzji i życząc wytrwałości. Ledwo odłożył słuchawkę, zadzwonił następny. Po kilkunastu telefonach od zatroskanych przyjaciół, poeta był tak wkurwiony, że wyrwał ze ściany przewód i wysłał Hłaskę po pół litra.

– „Pod Mocnym Aniołem” też jest niezłe – wtrąca się Rybak. – Ale trochę odrealnione – dodaje po namyśle. – Nie ma tam tego szamba, rynsztoku, całej tej kloaki. Tej mrocznej strony chlania. Pilch się starał, ale on jest alkoholikiem z innej półki. Nie zna dinksu – wyrokuje kolega.

– Jak powiedział Oskar Wilde: „wszyscy leżymy w rynsztoku, lecz niektórzy patrzą w gwiazdy" – podsumowałem filozoficznie.

– Tylko ten, kto poczuł zapach gówna, potrafi je sugestywnie opisać – włączył się do rozmowy Marek – Na przykład Nabokow: znawca wyczuje fałsz. O piciu prawdziwie pisze tylko pijak, o denaturacie chyba jeszcze nikt nie napisał. Przynajmniej nie czytałem. Ty, Redaktor, jest nisza. Ogarnij się i machnij jakieś dzieło w fioletowej okładce.

– Ecce homo – mówi ze śmiechem Irek i manifestacyjnie nurkuje w śmietniku. – Nic co ludzkie nie jest mi obce – niesie echo z głębi kontenera.

– In dinks veritas – dodaje któryś i wszyscy pokładamy się ze śmiechu.

Koledzy się rozkręcają. „Ubi tu denaturato ibi ego dykciarz”. „Ave dinks morituri de salutant” – podbija wesołą atmosferę.

– Człowiek to już nawet nie brzmi dumie – podsumowuje Główka z gasnącym uśmiechem.

Tak właśnie wyglądały nasze rozmowy. Tu prawie każdy ma wykształcenie. Często powyżej średniego. Główka ma trzy fakultety renomowanej uczelni. Psychologię, teologię i filozofię. Był dyrektorem dużej firmy, kilka lat pracował jako nauczyciel. Marek również zajmował wysokie stanowiska. Kilka lat był prezesem dużej spółdzielni. Teraz wszyscy grzebiemy w śmietnikach i utrzymujemy się z butelek, zrzutów i strzelania. Nie, nie chodzi o zabójstwa nie zlecenie: tak w branżowym slangu nazywa się żebranie. Rybak wiele lat temu był marynarzem. Pływał po całym świecie na największych transportowcach. W końcu zajął się rybołówstwem na Bałtyku. Ale zimne to nasze morze i musiał uciekać w głąb Polski.

Cdn w poniedziałek


Źródło
Opublikowano: 2014-12-05 15:53:07

Jak wygląda finansowanie innowacji w Polsce?

Fundacja Kaleckiego:


Jak wygląda finansowanie innowacji w Polsce?

Większość środków na Badania i Rozwój wykłada sektor publiczny, inaczej niż w krajach wysoko rozwiniętych, gdzie dominują inwestycje przedsiębiorstw prywatnych.

Biorąc pod uwagę niskie całkowite wydatki na innowacje (0,9% PKB w 2012 r., średnia UE to 2%), wystawia to nie najlepsze świadectwo polskim i zagranicznym firmom, które w bardzo ograniczonym zakresie wspierają rozwój innowacyjności polskiej gospodarki.

Link do infografiki: http://kalecki.org/ekonomia-faktow-kto-inwestuje-w-innowacje-w-polsce/
#innowacyjność #gospodarka #R&D #fundacjakaleckiego


Źródło
Opublikowano: 2014-12-05 14:51:53

Ukraina tonie

Ukraina tonie

Konflikt na Południom-Wschodzie kraju nie jest jedynym zmartwieniem Ukraińców. Gospodarka kraju praktycznie tonie i bez pomocy na poziomie 20 miliardów dolarów z Zachodu, wszystko zacznie się walić, jak twierdzą eksperci tygodnika The Economist. Inflacja jest na poziomie 20% rocznie. Ludzie w panice wykupują żywność i towary pierwszej potrzeby.
Złodziejskie prywatyzacje okresu poradzieckiego doprowadziły do tego, że oligarchowie wyssali z kraju wszystko, co ma jakąś wartość. Poziom życia przeciętnego Ukraińca w porównaniu z czasami ZSRR obniżył się dziesięciokrotnie, stwierdza autor artykułu w The Economist. Według reportu szwajcarskiego banku Credit Suisse, Ukraina ma największy na świecie poziom rozwarstwienia społecznego.
Obecną sytuację pogarsza to, co się dzieje na Wschodzie. Tamtejsza produkcja przemysłowa spadła w Ługańsku o 85% a w Doniecku o 60%. Zbuntowane tereny dawały duża część przychodów eksportowych kraju. Z drugiej strony Ukraina jest już ciężko zadłużona i to nie tylko na Zachodzie, ale i u swego sąsiada Rosji. Drastycznie, w ciągu kilku miesięcy spadły rezerwy dewizowe Ukrainy z 18 do 12 mld dolarów. Słaba hrywna sprawia, że import jest zbyt drogi, co ma wpływ na import zaopatrzeniowy np. dla rolnictwa.
Za gaz i ropę trzeba będzie do końca roku zapłacić Rosjanom ponad 6 mld dolarów. A kolejne 3 mld do marca przyszłego roku.
Nie ma też co liczyć na zagraniczne inwestycje, bo z powodu wojny i kryzysu omijają oni ten region szerokim łukiem.
Dotychczas komentatorzy w Polsce koncentrowali się na efektach, jakie konflikt ukraiński i zachodnie sankcje wywierają na gospodarkę rosyjską. Tymczasem Rosja ma potężne rezerwy i silną władzę centralną. To krucha państwowość ukraińska może bez wydatnej pomocy Zachodu tej próby sił nie wytrzymać.

Piotr Ikonowicz


Źródło
Opublikowano: 2014-12-03 14:24:31

Pruszcz Gd.: Pierwsza w nowej kadencji sesja Rady Powiatu Gdańskiego

Anka Górska:

Karolina Helmin-Biercewicz w Radzie Powiatu Gdańskiego!
Może refleks mam slaby, ale wyborów zazwyczaj dokonuję trafnych
Gratuluję i trzymam kciuki!

Pruszcz Gd.: Pierwsza w nowej kadencji sesja Rady Powiatu Gdańskiego

1 grudnia w starostwie w Pruszczu Gd. po raz pierwszy w kadencji 2014-2018 spotkali się radni powiatu gdańskiego. Odbyło się ślubowanie, a także wybór przewodniczącego rady, którym został Piotr Ołowski. Jego zastępcami wybrano Andrzeja Pastuszka i Annę Burzymską.

Źródło
Opublikowano: 2014-12-02 19:20:42

Biedroń – demokracja działa

Biedroń – demokracja działa

Jedna dobra wiadomość. Robert Biedroń prezydentem Słupska. Lewicowy, wrażliwy, inteligentny wygrał w świecie, w którym liczy się tylko kasa, bezczelność i chamstwo.Biedroń żeby mieć szanse nie skorzystał z szyldu Twojego Ruchu, ale wystartował z komitetu własnego imienia. Podobnie postąpił inny poseł TR Andrzej Rozenek. Dlaczego Biedroniowi się udało, a Rozenek przegrał. Obaj wszak byli mniej więcej tak samo rozpoznawalni, obaj weszli do Sejmu z list Ruchu Palikota, są w podobnym wieku, wysocy, przystojni, wykształceni. Jednak Andrzej Rozenek w odróżnieniu od Roberta Biedronia jest prawicowy, autorytarny i oschły. Biedroń natomiast na każdym kroku manifestuje swą miłość do człowieka i to niezależnie od tego czy jest on mu bliski ideowo czy nie.

Nowy prezydent Słupska stwierdził kiedyś: „Ja będę zawsze stał po stronie ojca Rydzyka, kiedy jest nierówno traktowany, wyśmiewany i dyskryminowany. Choć wiemy wszyscy, że ojciec Rydzyk nie jest ideałem.” To postawa, która charakteryzuje się otwartością i tolerancją. Jest wezwaniem doi dialogu. Mimo ironii. Tymczasem Andrzej Rozenek zapowiadał coś zgoła przeciwnego, że jeżeli zostanie wybrany prezydentem stolicy, zakaże Marszu Niepodległości.
Uczeń Urbana, działacz znanego ze snobizmu i elitarności Stowarzyszenia „Ordynacka” poparł wydłużenie wieku emerytalnego, Biedroń, jako jeden z nielicznych w klubie Ruchu Palikota, głosował przeciw. Biedroń przekonywał, że lewica w Polsce potrzebuje dialogu. Według niego, lewicową partię powinna cechować m.in. wrażliwość na krzywdę drugiego człowieka, tolerancyjność i otwartość.

Biedroń wobec najbrutalniejszych nawet ataków na swoją osobę zachowuje spokój i reaguje uśmiechem, który rozbraja. Andrzej Rozenek zaś robi srogą minę i gromi.
Obu łączy lojalność. W okresie kryzysu trwają przy Januszu Palikocie, któremu w dużej mierze zawdzięczają swe mandaty poselskie. To akurat bardzo ładna cecha. Obaj są w zdecydowanej opozycji do SLD, tylko, że Robert Biedroń krytykuje byłych kolegów z pozycji lewicowych: „Dzisiaj SLD woli się bratać z Business Centre Club, czyli z bogaczami. Im jest bliżej do ludzi, którzy mają duże pieniądze, a nie do ludzi wykluczonych. To kompletna aberracja lewicy.” Rozenek zaatakował Millera za to, że ten poparł reformę OFE. A więc z pozycji Leszka Balcerowicza. Zresztą na falach radiowej Trójki określił on Balcerowicza mianem „wybitnego eksperta w dziedzinie ekonomii”.

Wreszcie Andrzej Rozenek, podobnie jak Sebastian Wierzbicki kandydujący także na fotek prezydenta Warszawy z ramienia SLD, wyzwał do głosowania w II turze na Hannę Gronkiewicz-Waltz. Tę samą, która odpowiada w warszawie za największa liczbę eksmisji na bruk i która skorzystała na reprywatyzacji kamienicy w wątpliwych okolicznościach prawnych i moralnych.

Nowy prezydent Słupska obiecuje „postęp, równouprawnienie, sprawiedliwość społeczną i zrównoważony rozwój”, oraz obniżenie rachunków za energię elektryczna. Niedoszły prezydent warszawy obiecywał odbudowę Pałacu Saskiego i budowę stadionu żużlowego.

Biedroń walczy z biedą i wykluczeniem społecznym pod hasłem „bieda jest ponadpartyjna”. To dobrze, ze ktoś taki, człowiek nowoczesnej, europejskiej lewicy będzie kierował Słupskiem, po to by ludzie „przyjeżdżali tam do pracy a nie wyjeżdżali stamtąd za pracą”. Projekt zielonej, taniej energii dającej pracy i pozwalającej obniżyć koszty utrzymania przypomina wizje Żeromskiego o :”szklanych domach”. Będziemy z uwagą i nadzieją przyglądać się jego realizacji.
Okazuje się, że można wygrywać nie w oparciu o kasę, układy i potężne zaplecze partyjne, ale dzięki indywidualnym przymiotom, zarażając ludzi własnym entuzjazmem i dając im nadzieje na lepsze jutro. Przykład Biedronia pokazuje, że wciąż możemy pokładać nadzieję w demokracji.
Zapytany o to dlaczego Robert Biedroń dostał tak wiele głosów, ksiądz Jan Geriatowicz odpowiedział: „Wychodził do ludzi, uśmiechał się radośnie. Może ludzie potrzebowali takiej dawki optymizmu?”

Piotr Ikonowicz


Źródło
Opublikowano: 2014-12-02 10:22:32

Dwie samotne matki w ciężkiej sytuacji finansowej, pracujące na produkcji w mojej firmie, proszą o wsparcie dla:

Anka Górska:

Dwie samotne matki w ciężkiej sytuacji finansowej, pracujące na produkcji w mojej firmie, proszą o wsparcie dla:
– 8 -letniej dziewczynki, ubrania na 134-146 cm, roz. buta 33
– 13 -letni chłopiec, ubrania na 158-160 cm, rozm. buta 40
Jeżeli ktoś miałby jakąś niepotrzebną odzież lub obuwie to chętnie będę pośredniczyła w przekazaniu.

Źródło
Opublikowano: 2014-12-02 08:49:18

Trudno oprzeć się wrażeniu, że słupszczanie najlepiej odrobili lekcję z samorządności. Udowodnili, że to nie układy decy

Anka Górska:

Trudno oprzeć się wrażeniu, że słupszczanie najlepiej odrobili lekcję z samorządności. Udowodnili, że to nie układy decydują, a wyborcy. I nikomu nic do tego wyboru, bo tu chodzi o ich miasto. Takiego przekonania życzyłabym większości społeczności i wyborców. Brawo, Słupsk!!!

Źródło
Opublikowano: 2014-12-01 10:43:51