Praca jest jak powietrze

Piotr Ikonowicz:

Praca jest jak powietrze

Pracy jest coraz mniej. Wyręczają nas maszyny. Koncerny są zaniepokojone, bo ludzie, którzy nie zarabiają, nie kupują. Zastąpienie pracowników maszynami, którym nie trzeba płacić za pracę jest więc tylko z pozoru sprytnym posunięciem, bo maszyny nie tworzą popytu. Coraz przychylniej więc świat wielkiego kapitału reaguje na propozycje by tym, którzy nie znajdują zatrudnienia na kurczącym się rynku pracy państwo rozdawało pieniądze w postaci dochodu gwarantowanego.
Wizja świata, w którym coraz większa część obywateli nic nie robi tylko pobiera zasiłki i chodzi na zakupy jest jednak upiorna i kompletnie odczłowieczona. Człowiek bezczynny psuje się jak nie używana, postawiona na zbyt długo w kącie maszyna. Z pracy ludzie czerpią nie tylko pieniądze, ale i poczucie wartości, uczestnictwa i wpływu na otaczającą rzeczywistość. tym jak w sporze między pracą a kapitałem kapitał odniósł walne zwycięstwo znacząco wzrósł wyzysk pracy, wydłużył się czas jej świadczenia spadły relatywnie a niekiedy również w kategoriach bezwzględnych płace. Im większy wyzysk, im dłuższy czas pracy, tym większe bezrobocie. Bo zamiast zatrudnić kolejnych chętnych wyciska się jak cytryny tych, pracowników, którzy już są. Kiedy taki wyczerpany „czynnik produkcji” się zużyję zostaje wyrzucony na wysypisko, bez możliwości recyklingu. Pracowników zastępuje się maszynami gdy z rachunku ekonomicznego wynika, że człowiek jest droższy, a firmę stać na taką inwestycję. W nowych nowocześniejszych gałęziach gospodarki wprawdzie powstają nowe miejsca pracy, ale są one o wiele mniej liczne niż w tradycyjnym rolnictwie czy przemyśle.
Jednak wytwarzanie czegokolwiek wciąż musi znajdować uzasadnienie w zaspokajaniu potrzeb ludzkich. Ci, którzy posiadają środki produkcji widzą to jednak inaczej. Dla nich celem produkcji jest zysk. Stąd powstawaniu coraz bardziej wyrafinowanych technologii, coraz większej wydajności aparatu wytwórczego nie towarzyszy coraz pełniejsze zaspokojenie potrzeb rosnącej liczby ludzi. Przeciwnie, strategia, która nastawiona jest na maksymalizację zysku powoduje, że przy istniejącym nadmiarze żywności, ludzie wciąż masowo mrą z głodu. Umierają też na uleczalne choroby, cierpią z powodu braku dostępu do wody pitnej, żyją w fatalnych warunkach mieszkaniowych. Słowem postęp technologiczny i naukowy nijak nie chce się przełożyć na postęp społeczny.
Na wielkich obszarach globu praca jest przywilejem mniejszości, podczas gdy większość ludności żyje tylko dzięki rozdawnictwu minimalnych ilości produktów żywnościowych, której ogółem wytwarzamy więcej niż potrzebujemy. Nawet w krajach bogatych w wyniku rozwarstwienia, rośnie liczba ludzi zbędnych, których niczym lud rzymski, karmi się tylko to, by się nie buntowali i nie zajmowali rabunkiem na masową skalę.
Tymczasem w 1930 roku podczas konferencji poświęconej przyszłości pracy, jaka odbyła się w Madrycie, John Meynard Keynes wieszczył, że za sto lat, w 2030, ludzie będą pracować osiem godzin tygodniowo za realnie o wiele wyższą niż w pierwszej połowie XX wieku. Ów laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii ekstrapolował pewien istniejący od ponad stu lat trend, polegający na tym, że w miarę wzrostu wydajności pracy, umaszynowienia produkcji, postępu naukowo-technicznego ludzie wywalczyli ośmiogodzinny dzień pracy, wolne niedziele, a nawet płatne urlopy wypoczynkowe, osiągając coraz wyższe zarobki. Skracanie czasu pracy i wzrost płac realnych był wynikiem nie tylko wzrostu wydajności, ale i walki między światem pracy i światem kapitału o udział w zyskach z modernizacji. Skuteczną bronią w tej walce były strajki. Kiedy ludzie powstrzymywali się od pracy automatycznie znikał zysk i kapitaliści musieli ustępować. W dzisiejszym globalnym kapitalizmie mogą posługiwać się na masową skalę lokautem, przenosić produkcję do krajów biedniejszych i zastępować pracę ludzką pracą maszyn.
Problem braku taniej siły roboczej zniknął, a pojawiła się bariera popytu. Kapitaliści wolą więc poprzeć ideę powszechnego dochodu gwarantowanego, niż przywrócić tendencję skracania czasu pracy i zwiększania wynagrodzeń w miarę wzrostu wydajności. Likwidacja kategorii Homo Faber, człowieka wytwarzającego, daje im pełnię władzy nad ludzkim stadem, które hodować odtąd będą to by konsumowało akurat tyle ile zechcą im rzucić właściciele i panowie świata. Ludzie nie potrzebujący pracować nie będą musieli wiele umieć ani wiedzieć. Przymusowa bezczynność uczyni z nich bierną masę, co sprawi, że demokracja, która już dziś podlega bardziej „inwestorom” niż wyborcom straci wszelki sens. Koniec pracy oznaczałby więc jednocześnie koniec cywilizacji jaką znamy opartej na prawach człowieka i prawie do współdecydowania o losach własnego kraju i planety.
Tak oto postępowa z pozoru koncepcja zaspokajania ludzkich potrzeb bez pracy okazuje częścią chytrego planu rządzącej oligarchii, która planuje totalitarną dyktaturę bogatych nad biednymi, opartą na prekaryzacji świata pracy.

Piotr Ikonowicz

Źródło
Opublikowano: 2017-06-29 10:38:37