Maja Staśko:

W kraju, w którym czytanie książek promują zdjęcia bogatych prywatnych bibliotek, a stanowią prestiżową przypinkę i wyznacznik statusu zamiast społecznej praktyki, rozmowa o literaturze sprowadza się do przerzucania się nazwiskami i bezrefleksyjnego powielania klisz typu: „Nieważna poezja, ważne poglądy?”.

Bo przyznanie się, że w sumie od książek wolisz seriale i to jest równie spoko, albo że podrzucane ci przez starszych kolegów polityków powieści potwornie cię nudzą, albo że edukacja w szkole dała ci żadnych narzędzi do krytyki wierszy Rymkiewicza (więc może warto to zmienić), a ty nie miałaś żadnego interesu, żeby to samodzielnie zmieniać, bo oczytanym kolegom politykom w rozmowach o literaturze wystarczyło rzucanie tytułami i nazwiskami – to wszystko byłoby wykroczeniem przeciwko Wielkiej Polsce Literackiej. Wielkiej i Niepodległej. W sumie nie wiadomo dlaczego takiej wielkiej, bo raczej przerzucanie się nazwiskami nie przedstawia jakiejś wielkiej wartości, no ale musi być wielka i na pewno ktoś mądrzejszy i ważniejszy umie to wytłumaczyć, bo to w końcu od niej zależy społeczny status kulturalnego człowieka.

Więc gdy nagle wychodzi, że mimo jawnych aspiracji do tytułu Kulturalnego Człowieka znasz nazwiska klasyka, to wstyd na całą Polskę. Wielką Polskę Literacką. Tak uderza snobizm czytelniczy zamiast porządnej edukacji kulturalnej. Uderza w nas wszystkich, narzucając wartości i sposoby dyskusji: bo też równie głupie jak snobistyczne pozowanie na czytanie jest oranie pytaniami typu: „Nieważna poezja, ważne poglądy?”. Beka z liberalnej polityczki, która nie pamiętała nazwiska klasyka, jest oczywiście bardzo bardzo śmieszna, szkoda tylko, że nie towarzyszy jej beka z liberalnej fetyszyzacji książek, która od wielu lat ogranicza dyskusję do tytułów, autorów i apolitycznych klisz, a w efekcie – przedmiotów, które ładnie wyglądają na półkach i w rozmowach. A nie oddziałujących i społecznie znaczących narracji.

Prestiż nakładany na czytanie książek zapewnia elitom dyskursywną kontrolę. Kiedy czytanie staje się szantażem (na zasadzie: czytasz? jesteś leniwy/głupi/nie masz empatii/nie idę z tobą do łóżka), a nie samodzielnym – więc opartym na szerokiej edukacji kulturalnej – wyborem, trudno mówić o jego inkluzywności czy egalitarności.

Inna edukacja mogłaby się okazać całkiem wywrotowa: zamiast bezrefleksyjnie powtarzanych haseł i hierarchii – ich świadomy wybór oraz umiejętność uargumentowania go. I może dzięki niej ten wywiad brzmiałby już jak odpytywanie nieprzygotowanej uczennicy z nazwisk i tytułów przez zachwyconego sobą i swoją wiedzą/władzą nauczyciela, tylko rozmowa o książkach i ich działaniu.

Bo jasne, niektóre bywają dobre i potrzebne, ale raczej wtedy, gdy się je czyta i o nich rozmawia, a posiada na półce i pamięta (bądź – o zgrozo! – nie) nazwiska.

Gajewska do Mazurka: Właśnie skończyłam „Annę Kareninę”. Autor? Bułhakow?

Kto powinien wylecieć z listy lektur? "Mnie przeszkadza jeden z poetów, pan Rymkiewicz" – mówi m.in. rozmowie z Robertem Mazurkiem Kinga Gajewska, posłanka PO, politolog, samorządowiec.

Źródło
Opublikowano: 2017-09-29 16:04:17