Kiedy myślę o swojej edukacji szkolnej, to dochodzę do wniosku, że jedyna wizja wspólnoty, jaką mi proponowano, to wspólnota narodowa. Nic w tym szczególnego. Banałem jest stwierdzenie, że nasza edukacja od lat – niezależnie od rządu – ma mocny przechył prawicowy. Romantyzm, powstania, zabory, przedmurze chrześcijaństwa itd. Gdy zaś pomyślę o tym, co mogłem wchłonąć z mediów, telewizji, internetu, to muszę przyznać, że było to przesłanie skrajnie indywidualistyczne. Bądź konkurencyjny, bądź kowalem własnego losu, albo ty ich, albo oni ciebie. To też banał.
Tylko że jak się zbierze te dwa banały, to otrzymujemy prostą odpowiedź na pytanie dręczące polskich liberałów: czemu młodzi nie angażują się politycznie? Otóż młodzi skorzystali z porady Bronisława Komorowskiego. Żyją na kredytach i walczą o przetrwanie w tej pieprzonej dżungli. Wykuwają własny los na śmieciówkach i nie mają czasu bronić rzeczy wspólnych. Jeśli zaś to robią, to zgodnie z wychowaniem czynią to w trybie narodowościowym.
Są oczywiście wyjątki. Nawet całkiem sporo, gdy tylko dobrze poszukamy. Na przykład duża grupka osób o poglądach lewicowych. Spotkacie ich na każdej demonstracji o postępowym przesłaniu. Część założyła nawet partię i po pracy zasuwa na jej rzecz. Ale młoda lewica musi codziennie słuchać pouczeń o tym, że trzeba odstawić lewicowe ideały dobra wspólnego na bok. Trzeba posłuchać starych politycznych wyg, ludzi, którzy wprawdzie przegrali w polityce wszystko, co się dało w ostatnich latach, ale nadal są przekonani, że oni i tylko oni ocalą polską demokrację. Młoda działaczka lewicowa może sobie chodzić po pracy na demonstracje antyfaszystowskie, ale i tak potem dowie się od doświadczonego dziennikarza na etacie, że wspiera faszyzm i niszczenie demokracji, bo nie realizuje planu Grzegorza Schetyny.
Ogólnie młodzi są fajni i potrzebni, ale pod warunkiem tego, że grają w takt melodii granej od lat przez tych samych, smutnych panów, którzy o społeczeństwie wiedzą tyle, co wyczytali w swoich własnych tekstach. Zresztą ostatecznie okazuje się, że ta złota zasada dotyczy większości grup społecznych. Kobiety są potrzebne, gdy mogą na Czarnym Proteście potrząsnąć władzą Kaczyńskiego, ale przecież nie będziemy im składali jasnej propozycji wzmocnienia ich praw, bo zrazimy centro-prawicowych wyborców. Społeczność LGBT? Warto o nich mówić jako ofiarach reżimu PiS-owskiego, ale gdy przechodzimy do konkretów, to tacy ludzie – jak to mówił Ryszard Petru – nie powinni się obnosić. Młodzi na śmieciówkach, emeryci, samotne matki, osoby z niepełnosprawnościami? Wszystko są to wspaniali sprzymierzeńcy do przywrócenia demokracji, ale jeśli chodzi o załatwianie ich potrzeb, to raczej, niestety, nie da się. Pomoc im to byłby populizm i zagłada.
Ale mniejsza z tym. Nie ma co myśleć o relacjach między wyborami politycznymi i interesami społecznymi. Spójrzmy lepiej na sondaże i pododawajmy sobie procenty. Gdyby ci poszli z tamtymi, a ci w ogóle nie wystartowali, wtedy…
Źródło
Opublikowano: 2018-08-30 14:01:43