Od rana trwa ustalanie, czy jestem jednoosobowym organem prasowym Biedronia, czy też może jednak cyngielką Schetyny.
Napisałam tekst o kosztach programu Roberta Biedronia (w komentarzu). Poskutkował kilkoma telefonami i smsami.
Część z nich była o tym, że łaskawie mogłabym przestać bronić Biedronia za wszelką cenę. Ale dzwonią też zaangażowani w Wiosnę, którzy oświadczają mi, jak bardzo się na mnie zawiedli.
To może odpowiem zbiorczo, gdyby ktoś jeszcze planował do mnie przekręcić tego wieczora:
– Dlaczego napisałam, że budżet Biedronia się nie spina?
– Bo trudno pisać, że budżet się spina, skoro się nie spina.
– Dlaczego wtrąciłam, że "ale PO też się nie spina i to bardziej"?
– Bo PO też się nie spina i to bardziej.
– Czy nie mogłam przemilczeć tej informacji, przecież to tekst o Biedroniu?
– Mogłam, ale właściwie po co, skoro to kontekst?
– Czy mogłabym przestać bronić Biedronia za wszelką cenę?
– Wskaż mi jeden przykład.
– Bardzo się na Tobie zawiodłem przez ten jawnie antybiedroniowy tekst.
– Tak? Jeśli doczytałeś do końca, to na Twoim miejscu bym mi podziękowała.
Jeśli jest coś, co w sobie lubię, to jest to fakt, że dość łatwo przychodzi mi tolerowanie dysonansów poznawczych: mogę chwalić w Biedroniu polityczny spryt czy otwarte – nareszcie! – mówienie o prawach kobiet i innych grup, a krytykować sekciarstwo na konwencjach i unikanie mniej wygodnych tematów, mogę krzyczeć na PiS za ogólne wstecznictwo i antydemokratyczne zapędy, a chwalić jego programy socjalne.
Polecam takie nastawienie wszystkim dzwoniącym. Dobrze jest też czynić założenie, że nie każda krytyka jest nożem w plecy, a nie każda pochwała – apoteozą. Pogubiliśmy się w tym kraju pełnym kruchych ego strasznie.
Źródło
Opublikowano: 2019-02-08 18:41:50