NIE BĄDŹMY JAK USA, CZ. III

NIE BĄDŹMY JAK USA, CZ. III

Znacie Jonaha Goldberga? To skrajnie prawicowy amerykański publicysta, który wyznaje typowy zestaw prawicowych obsesji. Uważa na przykład, że feminizm zmienia świat na gorsze, troskę o prawa Muzułmanów nazwał zaś „zbrodnią nienawiści przeciwko USA”. Jest oczywiście zwolennikiem tortur, a na pytanie, co powinny zrobić Stany Zjednoczone po 11 września, odpowiedział „zacząć zabijać ludzi”.

Goldberg zasłynął książką „Liberal Fascism”, przetłumaczoną na polski jako „Lewicowy faszyzm” ze względu na to, że w USA „liberal” często oznacza „lewicowy”. W swojej książce Goldberg całkowicie serio twierdzi, że Franklin Delano Roosevelt, Hilary Clinton, Barack Obama i właściwie cała Partia Demokratyczna to faszyści. Za przejawy faszyzmu uważa on między innymi powszechną służbę zdrowia i prawa pracownicze. Na Amazonie możecie przeczytać entuzjastyczne reakcje czytelników Goldberga, wśród których są ludzie zachwyceni tym, że w końcu jakiś intelektualista mówi prawdę o nazifeministkach.

Moglibyście pomyśleć, że w naszym kraju człowiek o tak egzotycznych poglądach może cieszyć się poważaniem tylko w niszowych grupkach prawicowej młodzieży spod znaku Korwina albo Kukiza. Mylicie się. Kiedy kilka lat temu wydawano jego książkę w Polsce, patronat objęło nad nią Forum Obywatelskiego Rozwoju. Wstęp napisał sam Leszek Balcerowicz, który stwierdził, że jest to „wybitna książka”. Tak, tak, dobrze czytacie, Balcerowicz był poruszony „głębią myśli” (jego własne słowa) człowieka uważającego Baracka Obamę za faszystę i sympatyczniejszą wersję Mussoliniego.

Piszę o tym, bo duża część polskiej opinii publicznej traktuje Balcerowicza i jako ludzi, którzy może trochę przesadzają z wiarą w wolnorynkowe mechanizmy, ale przecież mają też sporo racji, bo ostatecznie rynek jest super, prawda? Przy takim podejściu łatwo przeoczyć niewygodne konsekwencje fanatyzmu rynkowego wyznawanego przez środowisko Balcerowicza. Na przykład to, że powszechna służba zdrowia jest ich zdaniem przejawem faszyzmu, tak samo zresztą jak polityka umiarkowanie lewicowych przedstawicieli Partii Demokratycznej. Albo to, że plotą antynaukowe bzdury w sprawie katastrofy klimatycznej, bo wiedzą, że walka z globalnym ociepleniem i degradacją środowiska wymaga lewicowych reform.

Obawiam się, że jest nawet gorzej – że „przeoczenie” nie jest tu najlepszym słowem. Jak pisałem wcześniej, światopogląd zdecydowanej większości przedstawicieli naszej sceny politycznej (wliczam w to media) jest tak naprawdę światopoglądem amerykańskich konserwatystów. Z konserwatywnej perspektywy nazywanie umiarkowanie socjalnej polityki faszyzmem łatwo potraktować jako „może kontrowersyjną, ale interesującą tezę”. Bo niestety tak to u nas działa. Wystarczy zadeklarować antysocjalizm, antyrozdawnictwo, antykaczyzm i miłość rynkową, a każda bzdura, jaką wypowiemy, będzie traktowana z przymrużeniem oka. Możemy nawet zaliczyć gościnny występ w „Polityce” jak Łukasz Warzecha. Bo ostatecznie jesteśmy zwolennikami praworządności i wolnego rynku, a Polska wiele wycierpiała od socjalistów, więc wszystko się zgadza.

Jeśli scena polityczna jest przesunięta na prawo tak bardzo, że z łatwością toleruje Balcerowiczowskie skrajności, to nie może dziwić, że od 15 lat rządzą nami dwie prawicowe partie. Tak samo jak nie powinno dziwić, że powstają nacjonalistyczne ruchy na prawo od -u, żywiące się tą samą antyfeministyczną i antysocjalistyczną obsesją, którą zachwycają się i Balcerowicz. Skoro utożsamiliśmy prawicowy światopogląd z racjonalnym centrum, to logiczne jest, że rolę silnej prawicy zaczną w Polsce prędzej czy później odkrywać skrajni nacjonaliści. Takie dziedzictwo zostawią nam ludzie bezkrytycznie zapatrzeni w amerykańskich konserwatystów.

Źródło
Opublikowano: 2019-04-20 12:32:21