Remigiusz Okraska:

Dzisiaj jest jeszcze jedna rocznica śmierci postaci dla mnie ważnej. Przed trzema laty zmarł Erwin Kruk. Poeta, który przez kilkadziesiąt lat pisał wiersze niemal tylko o jednym. O zagładzie Mazurów i ich świata. Pisał pięknie, trochę może staroświecko, pisał sercem, sumieniem, żółcią, starymi lasami, polnymi drogami i rozległymi jeziorami, wspomnieniami z tragicznego dzieciństwa, były to skondensowana trauma i rozpacz. A jego proza była wypełniona tym bólem po utracie jeszcze bardziej, momentami nie dawało się jej czytać, tak przerażająco smutna była. Nie była to chyba wielka literatura, choć co ja się na tym znam, ale była to literatura ważna. Kronika umierającej kultury i dawnego oblicza krainy.

W jednej z książek tak sportretował samego siebie w roku 1967:

” W pokoju było ciepło. Migotał elektryczny grzejnik. Na jednym stole stała wąska, aż pod popękany sufit sięgająca szafa. Erwin położył się na kocu i leniwym gestem ręki, w milczeniu wskazał na krzesło. Usiadłem, raz jeszcze zataczając wzrokiem po zagraconych półkach, ścianach oblepionych zdjęciami. Na kocu, nieopodal rąk Kruka, leżała Biblia. Widocznie czytał ją przed chwilą. Gdyśmy chodzili do pastora Napierskiego, jeszcze przed konfirmacją, trudno było zmusić go do nauczenia się któregoś psalmu czy chociażby tylko kilku wersetów z listu św. Jana do Koryntów. Potem jednak, gdy wszyscy nasi znajomi wstępowali do ZMP, jął się rozczytywać w Piśmie świętym. »Tym sposobem – mówił – szybciej dojdę do Marksa, niż wy zrozumiecie Chrystusa«”.


Źródło
Opublikowano: 2020-03-31 23:53:31