Maja Staśko:


W wywiadzie dla „Wprost” Kaczyński wypowiedział się na temat wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października zeszłego roku:

stało się nic, co mogłoby zagrażać interesom kobiet. Twierdzenie, że aborcja w Polsce jest zakazana, to bzdura. (…) Wiem, że są ogłoszenia w prasie, które każdy średnio rozgarnięty człowiek rozumie i może sobie taką aborcję za granicą załatwić, taniej lub drożej”.

Kaczyński w istocie przyznał tu, że zakaz aborcji był wyłącznie politycznym zagraniem, by przypodobać się Kościołowi katolickiemu – a Kościół, pech chciał, akurat lubi sobie potorturować kobiety. Polityk zdaje sobie sprawę, że zakaz aborcji wcale zmieni liczby aborcji ani potrzeb związanych z przerywaniem ciąży. Nie będzie to też miało przełożenia na dzietność w Polsce. Wszystkie wielkie hasła i argumenty okazują się blefem, który ma nam mydlić oczy. To po prostu cyniczna zagrywka polityczna – robiona kosztem najbiedniejszych kobiet.

Bo też jedyne konsekwencje, jakie z tego zakazu płyną, to większy stres, i realne tragedie dziesiątek tysięcy kobiet, których stać na wyjazd za granicę. Kaczyński pośrednio deklaruje więc, że przehandlował zdrowie psychiczne i reprodukcyjne niezamożnych kobiet, ich poczucie bezpieczeństwa i dostęp do ochrony zdrowia.

Człowiek, który od lat patrzy na Polskę z bardzo uprzywilejowanej pozycji, z centrum Warszawy, z dostępem do mediów i do władzy, bez strachu o sytuację finansową, pokazał właśnie, że ma gdzieś osoby spoza Warszawy, niezamożne, z trudnościami. Bo akurat on spokojnie mógłby wyjechać za granicę, by zrobić aborcję, z cichym błogosławieństwem biskupów, eskortowany przez luksusowe limuzyny i policję. Tę samą policję, która ściga aborcyjne aktywistki i która pałowała osoby na protestach aborcyjnych w październiku.

Własny przywilej przesłania Kaczyńskiemu dobro obywatelek.






Źródło
Opublikowano: 2021-05-24 22:16:08