Radosław Stupak bardzo trafnie zauważył w dyskusji o usługach publicznych i (bra

Remigiusz Okraska:


Radosław Stupak bardzo trafnie zauważył w dyskusji o usługach publicznych i (braku) wyższości tychże: „mam wrażenie, że ta »wysoka jakość usług publicznych« w praktyce będzie oznaczać podwyżki dla lekarzy oraz więcej kasy na outsourcing usług do zaprzyjaźnionych NGOsów”.

Czy usługi publiczne są złe? Oczywiście że nie. Każdy przytomny człowiek chce żyć w kraju, w którym jest dobry dostęp do publicznego leczenia, pielęgniarek w powiatowym szpitalu jest w sam raz, pociąg czy autobus (a jeszcze lepiej pociąg i autobus) dofinansowany z budżetu dociera często do małych miejscowości, nauczyciel w publicznej szkole jest godnie opłacany a mogą liczyć na opiekę dentysty czy psychologa, lokalne drogi nie są dziurawe, uboższe zdolne dzieciaki mogą za darmo studiować na porządnym uniwersytecie i za półdarmo dostać akademik, a urząd pracy realnie pomaga bezrobotnemu zamiast go tylko nadzorować i karać.

Ale w tym nacisku na usługi publiczne, którym przeciwstawiane są „transfery finansowe”, są dwa drugie dna. Pierwsze to przemoc klasowa i paternalizm. To jawnie lub podskórnie wyrażane i podzielane przekonanie klasy średniej i wyższej, że gdy dasz ludziom gotówkę, to wtedy ci z klasy ludowej wydadzą ją „nieodpowiedzialnie”, „roztrwonią”, „przejedzą”, „nie posłuży ona celom rozwojowym”. To nie tylko nadęcie i zadzieranie nosa klas wyższych i średnich, które są przekonane, że „wiedzą lepiej” jak „trzeba żyć” i chcą ten mieszczański styl życia narzucić innym. To także niezrozumienie, jak wyglądają realia życia klas niższych i skąd bierze się doraźność wielu ich postaw. Bierze się ona stąd, że członkowie tych klas doskonale wiedzą, że żadne „odpowiedzialne” i „rozwojowe” postawy nie odmienią diametralnie ich losu w społeczeństwie hierarchicznym i opartym na nierównościach społecznych. Stąd się bierze to częste moralizatorskie paplanie, że ubogi „przepił”, „przejadł” czy kupił „markowe ciuchy” zamiast odłożyć i „zainwestować w siebie”. Sprzątaczka, monter AGD czy ich doskonale wiedzą, że poza wyjątkowymi jednostkowymi przypadkami, opartymi zwykle na łucie szczęścia, a nie na rzekomo merytokratycznych kryteriach, ich awans ku lepszemu życiu i wyższej pozycji nie jest możliwy, zresztą część z nich, co już zupełnie szokuje moralistów z klas wyższych, wcale tego nie chce, bo ma inny wartości. Oczywiście towarzyszy temu totalna hipokryzja, bo gdy pan prawnik czy biznesmen wieczorami wysącza butelkę drogiego łiskacza albo gdy synek klasy średniej spędza czas do czterdziestki na zabawie w „aktywizm” przeplatany chlaniem, ćpaniem i opierdalactwem, wtedy nikt mu nie mówi, że „przepija”, „marnuje czas”, „nie inwestuje w siebie” – tacy ludzie i tak spadną na cztery łapy miękkiej poduszki finansowej, rodzinnej, towarzyskiej i środowiskowej. Ale gdy to samo robi klasa ludowa, to zbiegają się komentatorzy z pouczeniami. To właśnie oni kształtują nieufności wobec dawania ludziom pieniędzy. Po pierwsze chcieliby tych ludzi kontrolować, po drugie są przekonani, że ci ludzie i tak zmarnują pieniądze – czyli wydadzą je inaczej, niż stanowią wzorce klas średnich i wyższych.

Drugie z drugich den wywodów o usługach publicznych zamiast transferów finansowych to natomiast czysto egoistyczna dbałość klasy średniej i klasy próżniaczej o własną pozycję i dobro. Bo ogromną część usług publicznych, szczególnie tych bardziej prestiżowych, świadczą przedstawiciele klas innych niż ludowa. Oczywiście z klasy ludowej będą motorniczy, konduktor, szeregowy wykonawca remontu drogi itd. Ale oprócz nich jest cała armia ludzi, którzy z usług publicznych czerpią dochód i prestiż, a także władzę sądzenia i oceniania innych, a nie należą do klasy ludowej. Cała warstwa urzędnicza, nauczycielska, sporo kadr medycznych, akademicy, a także wiele osób z kręgów inteligencji kulturalno-artystycznej to ludzie żyjący z publicznych pieniędzy, publicznych dotacji, świadczenia tego rodzaju usług i w oparciu o nie budujący swoje jednostkowe i grupowe pozycje symboliczne. W polskich realiach w dodatku niemal cała lewica i postępowy komentariat rekrutują się z takich środowisk i z rodzin tego typu, z takimi od niedawna wyjątkami jak kadry wielkich koncernów medialnych i innych. Nic dziwnego, że tacy ludzie, choćby podskórnie, preferują „usługi publiczne” nad „rozdawnictwo”. Mają w tym wymierny interes swój, swoich znajomków, środowisk, rodzin itd. Chcą więcej dla siebie – forsy, prestiżu, władzy.

Jeszcze raz powtórzę, że w usługach publicznych nie ma niczego złego, wręcz przeciwnie. Ale nie zamiast „rozdawnictwa”. Dla mojej klasy rozdawnictwo jest korzystne, im więcej go, tym lepiej. I ch… moralistom z klasy średniej i wyższej, z inteligenckiego komentariatu, do tego, na co te pieniądze zostaną wydane. Skoro sami są syci, to niech się odwalą z wywodami, że inni mają nie dojadać, lecz poprzestać na cieszeniu się nowym tramwajem i dobrą płacą urzędnika. Nowy tramwaj i dobra płaca urzędnika to dobre rzeczy. Podobnie jak pełny portfel sprzątaczki, montera AGD i ich dzieci. A moralizatorom chętnie moralizującym na temat tego, jak zawartość tego portfela „należy” wydawać, mam do powiedzenia tyle: wsadźcie nos we własny sos.

Źródło
Opublikowano: 2021-05-29 22:37:36