Jan Śpiewak:


Był sobie post, a później zniknął i nie wiem, czy tylko na skutek zmasowanej akcji zgłaszania go czy za zacytowanie ze zbyt małą cenzurą tego, jak nazywają sami siebie niektórzy przedstawiciele „queeru”. (To pierwsze, ponieważ ten konkretnie post również zrzucili, został przywrócony pod odwołaniu do Facebooka.)
Poniżej wstawiam treść tego nieprawomyślnego tekstu, ale najpierw kilka słów o sytuacji, jaka mnie wczoraj spotkała, bo do teraz jestem w szoku.

Napisałam tekst o patologiach środowiska LGBT, o tym, co mi, jako lesbijce się w nim nie podoba, co uważam za bardzo szkodliwe i krótkowzroczne.

Gdyby to był tekst na dowolny inny temat, dyskusja z dowolnym innym środowiskiem to powymienialibyśmy się komentarzami, może jakimiś polemikami, w skrajnej sytuacji poleciałyby wyzwiska i wulgaryzmy. Ludzie nie muszą się we wszystkim ze sobą zgadzać i zazwyczaj to oczywiste.

Ale nie w przypadku starcia ze środowiskami trans / LGBT+. Tutaj jakiekolwiek odstępstwo od odgórnie ustalonej linii poglądowej jest zbrodnią, która nie może się wydarzyć. A jak się wydarzy to zrobią wszystko, żeby autora zastraszyć, zaszczuć i sprawić, by już nigdy więcej się nie odezwał.

Jak? Przede wszystkim mają hejterskie grupy, na których organizują nagonki (ale nie na faktycznych homo i transfobów, to ich zupełnie nie obchodzi, tylko na tzw. „terfy”) i żołnierzy monitorujących, czy gdzieś w internecie nie pojawiła się jakaś myślozbrodnia. Gdy się pojawi, wiedzą zazwyczaj jako pierwsi. Gdy już kogoś sobie upatrzą to ustalają nad nim „monitorowanie” każdej najdrobniejszej czynności w internecie. Mnie śledzą od ok. 2 miesięcy, od zbrodniczego wpisu wskazującego na to, że 2 płcie w spisie powszechnym wynikają z prawa unijnego. Teraz z tego co widziałam mam już ustanowiony specjalny nadzór – „trzeba trzymać rękę na pulsie” XD

Wiem, że straszna panika była na tej grupie, gdy się okazało, że jednak jest tam ktoś z zewnątrz. Stalking, doxing i plany na jak najdotkliwsze nękanie kilku upatrzonych przez nich kobiet – to właśnie ma tam miejsce.

Nie są to też przypadkowi ludzie, nagonce przewodniczą znani aktywiści i osoby związane z największymi organizacjami LGBT.

I co robią, gdy ktoś popełni tekst, z którym się nie zgadzają?
Nie wchodzą w dyskusję, nie. Organizują masowy najazd z morzem gróźb i wyzwisk, a jak to nie działa to próbują rozwalić każdy aspekt życia prywatnego takiej osoby, jaki tylko znajdą.
Znajomej od kilku dni próbują zniszczyć związek, robiąc nań hejterską nagonkę na twitterze, instagramie i facebookowych „grupach wsparcia” trans. A ja miałam podane na profilu uczelnie, więc cyk, już się organizują w sprawie donosów. Tak, tekst poniżej to dla tych ludzi SKRAJNA MOWA NIENAWIŚCI i coś, za co chcieliby wyrzucać studentów z uczelni (co w UK / USA się zresztą zdarza, ale normalnie no umówmy się – budzi śmiech i politowanie).

Najśmieszniejsze jest to, że oni dla swojej narracji mają fanpejdże po kilkaset tysięcy lajków, mają organizacje, mają finansowanie, mają przychylność wszystkich lewicowych i liberalnych mediów, a aż do takiej wściekłości doprowadza ich post randoma, który dotrze do w porywach kilkuset osób.
To jest naprawdę paranoja i poziom cenzury z jakim nigdy się jeszcze nie spotkałam, to nie chodzi już o wypowiedzi w mediach, nie można napisać głupiego posta na facebooku, gdy coś w działalności środowisk, które niby wypowiadają się w twoim imieniu cię boli. Nie możesz myśleć inaczej i już.

Skoro nie mam racji to czego aż tak się boicie?

—————————————————————

Jeden obrazek – więcej niż 1000 słów, chociaż kompletnie wbrew intencji autorów. Tęczy już nie ma, ruch na rzecz praw osób homoseksualnych skończył się w Polsce zanim zdołał cokolwiek osiągnąć.

Jest, jak to piszą jakieś 2SLGBTQIAP+ / LGBTQQIAAP (musiałam 2 razy zerkać, żeby dobrze przepisać ten skrót, choć wciąż nie jest to całość, bo dalsze ciekawostki kryją się jeszcze pod plusem). Jest nowa etykietka dla rzesz narcyzów, postmodernistycznych ideologii i coraz bardziej szemranych środowisk. Jest wreszcie karykatura, wyciągnięta z homofobicznych fantazji skrajnej prawicy, a wcielona w życie przez skrajną lewicę.

Najlepszym podsumowaniem tej nowej flagi pride, jaka pojawiła się w zeszłym roku jest mem – „White Straight Guys, who believe in sexist gender roles, hiding behind people of color, fucking over lesbians, gay men and bisexuals”. Tutaj mamy już wersję, w której ta biało-różowo-niebiesko-brązowa strzała wywierciła jeszcze czerwoną dziurę na środku, bo i sex work uznaje się za LGBT.
Tęczy już prawie nie widać i tak jest nie tylko w sferze symbolicznej.

Powstanie tej zupy z liter, dającej możliwość utożsamieniu się każdemu, kto tylko chce jako „LGBT” jest największą tragedią, jaka przydarzyła się gejom i lesbijkom w ostatnich latach.

Dlaczego?

Bycie takiej czy innej orientacji wpływa jedynie na skład płciowy związku. Nie warunkuje poglądów, nie warunkuje stylu życia. Osoby o orientacji homoseksualnej doświadczają w Polsce dyskryminacji przede wszystkim, gdy tworzą stabilne, długoletnie związki, najmocniej, gdy są rodzinami z dziećmi.

„Niewidzialność” prawna powoduje mnóstwo poważnych problemów w życiu codziennym – nie możemy wziąć wspólnie kredytu, więc dużo większym problemem jest np. zakup mieszkania, nie dziedziczymy po sobie z mocy prawa – przy braku testamentu partner zostaje z niczym, dorobek życia trafia natomiast do rodziny, z którą być może osoba ta nie utrzymywała nawet kontaktu, w przypadku dziedziczenia testamentowego jest wysoki podatek od spadku, który w przypadku, gdy jest to np. nieatrakcyjna nieruchomość, bez szans na szybką sprzedaż, a nie ma żadnych oszczędności tworzy tylko problem. Nie mamy prawa do pochówku zmarłego partnera, ani uzyskania informacji o jego stanie zdrowia, nie możemy adoptować dziecka partnerki, nawet w wypadku jej śmierci, do głupot typu odebranie dziecka z przedszkola potrzebne są odrębne upoważnienia. Nie przysługuje nam zasiłek opiekuńczy, w przypadku, gdy partner wymaga stałej opieki, kłopotliwe są nawet takie rzeczy, jak odebranie poczty.

I część z tych problemów owszem, da się ominąć na różne sposoby (pełnomocnictwa, upoważnienia, spółka cywilna itp.), ale wymaga to pomocy prawnika + mnóstwa czasu i środków. Innych nie. To jest właśnie dyskryminacja – osobom heteroseksualnym wystarczy 1 czynność prawna, osoby homoseksualne muszą dokonać 50, żeby mieć przynajmniej ułomną wersję tego samego. Nie wszyscy są oczywiście w stanie to zrobić, większość ludzi nie myśli też zawczasu o różnych dość abstrakcyjnych sytuacjach w życiu i w momencie, gdy one nadchodzą takie osoby zostają z niezabezpiecznonymi podstawowymi prawami.

To jest właśnie podstawa Gay Rights Movement – od dekryminalizacji homoseksualizmu po równe prawa cywile. Postulaty oczywiste, zrealizowane już w zasadzie w całym szerokopojętym świecie zachodnim i niebudzące w nim obecnie kontrowersji. Oraz, co warto zaznaczyć – niezwiązane od pewnego czasu z poglądami lewicowymi czy liberalnymi. W części krajów równość małżeńska została wprowadzona przez konserwatystów. W UK przez torysów, w Niemczech przez chadeckie CDU, a w wielu krajach Europy Zachodniej nie ma ani jednej partii, która opowiadałaby się przeciw, ba – osoby LGB stały się targetem dla partii prawicowych sprzeciwiających się np. genderyzmowi czy niekontrolowanej imigracji.

I tutaj właśnie pojawił się problem – mamy bardzo rozbudowane organizacje, które po zrealizowaniu postulatów przestały mieć rację bytu, więc żeby dalej działać musiały sobie poszukać zupełnie nowej niszy. Ta znalazła się w postmodernizmie, w dekonstrukcji pojęć, które dotąd uchodziły za oczywiste i skrajnym indywidualizmie.

Bo oto czegoś takiego jak płeć biologiczna nie ma, twierdzenie, że jest inaczej (i jest podział na sex i gender) to transfobia i dyskryminacja na podobnym poziomie, co dyskryminacja rasowa albo antysemityzm (tweet brytyjskiego Stonewall sprzed kilku dni). „Transwomen are women” i nie, nie w sferze społecznej, ogólnie, pod każdym aspektem, bez możliwości jakiejkolwiek dyskusji, bo jak się nie zgadzasz, że np. w sporcie czy u lekarza jednak nie do końca to od razu kaganiec w postaci oskarżenia o transfobię i skrajną nienawiść.
Stąd postulat self id, czyli zmiany płci prawnej tylko przez wyrażenie takiej woli. Bez konieczności funkcjonowania przez pewien czas jako dana płeć, bez konieczności terapii hormonalnej, bez jakiegokolwiek kontaktu z lekarzem. A w związku z tym wpuszczenie mężczyzn określających się jako kobiety do kobiecych więzień, centrów pomocy ofiarom gwałtów, do kobiecego sportu, do miejsc na listach wyborczych zagwarantowanych na zasadzie parytetów dla kobiet.
Stąd postulat faszerowania jak najmłodszych dzieci blokerami dojrzewania (czyli dosłownie kastracja chemiczna), a później hormonami, przeprowadzania na nastoletnich dziewczynkach mastektomii, bo to nie tak, że dzieci mogą nie wpisywać się w seksistowskie stereotypy, nie, wtedy są przeciwnej płci i należy im to wmawiać dotąd, aż uzyskamy pacjentów na całe życie. Efekt? Wzrost dysforii wśród dzieci o ponad 3000% w przeciągu 10 lat. (To jest punkt aż tak nieludzki, że nawet w UK wstrzymano te eksperymenty na dzieciach po orzeczeniu w sprawie Bell vs. Tavistock).

Ale to dopiero część literki „T”, a dalej jest jeszcze zabawniej.

Bo pod T, obok klasycznie rozumianej transpłciowości podlegają też cuda takie jak np. niebinarność, agender czy xenogender (i baaardzo dużo innych genderów, jak jakieś osoby fauniczne czy inne osoby mgławicoromantyczne, osoby sylficzne i płynnopłciowe – ja tego nie wymyśliłam w ramach szyderstwa, jak ktoś nie wierzy to polecam stronkę zaimki.pl – tak, oni to robią zupełnie na poważnie). Niebinarnym może ogłosić się każdy, kto ma takie życzenie i polega to na tym, że skoro danej osobie nie po drodze ze stereotypami dotyczącymi płci to znaczy, że jest gdzieś między płciami i dyskryminują ją niektóre elementy języka, takie jak zaimki czy końcówki rodzajowe, no i oczywiście stwierdzenie, że jednak jakąś tam płeć biologiczną ma. Agender – chyba, że wcale nie ma płci, xenogender (to jest tak abstrakcyjne, że nawet posiadacze innych genderów się odcinają) – jako swoją tożsamość płciową wskazują zwierzęta bądź zjawiska, wymagają zwracania się do nich zaimkami typu kitty / bunny i cierpią straszliwie, bo w spisie powszechnym nie mogą sobie zaznaczyć np. „galaktyki” jako płci.
I tutaj wypada podkreślić – niebinarność & spółka to koncept teoretyczny wcielony w życie (xenogender to ponoć troll z tumblra, który bardzo dobrze się w tym środowisku przyjął), a nie coś nazwanego na podstawie obserwacji rzeczywistości. Nie ma żadnych badań, które wskazywałyby na jakiekolwiek biologiczne różnice między osobami utożsamiającymi się jako niebinarne / tymi, które tego nie robią. Całość sporu opiera się na tym, że oni przyjmują teorię queer i pokrewne za pewnik, za prawdę objawioną i dlatego krytyka jej założeń / samo nieprzyjmowanie jej jako faktycznego elementu rzeczywistości urasta od razu do rangi „mowy nienawiści”.

Rozszerzeniem tego szaleństwa jest Q.
Jesteś oczywiście hetero, ale (wybierz chociaż 1 punkt) – 1) masz niebieskie włosy 2) wolisz określać się jako lesbijka / gej bo tak, bo czemu nie 3) masz harem złożony z kilku „osób partnerskich” 4) masz lewicowe poglądy i chcesz zdobyć +100 do fajności w tym środowisku 5) jesteś mizoginem i homofobem, ale chcesz nim móc być bez konsekwencji 6) czujesz, że jesteś jedyny w swoim rodzaju, ale nie chcesz by inni nazywali cię narcyzem 7) 15 lat temu należałbyś do jakiejś subkultury 8 ) masz liczne zaburzenia psychiczne i wolisz je pielęgnować niż leczyć 9) masz tatuaże 10) albo chociaż kolczyk w nosie

= jesteś LGBT!

Dalej pod + są jeszcze np. fetyszyści (K) i poliamoryści (jedno z dwóch P). Pchają się jak widać również prostytutki i sutenerzy, a niektórym aktywistom trans zdarza się już przebąkiwać, że „małe dziewczynki są kinky”.

Taki absurd musi runąć i już widać pierwsze jaskółki to zapowiadające. W UK wstrzymano tranzycje medyczne u dzieci, kolejne organizacje zajmujące się prawami człowieka / organizacje rządowe rezygnują z współpracy Stonewall, powstało LGB Alliance (od razu okrzyknięte przez trans lobby faszystowskim), coraz głośniej jest o cenzurze na uniwersytetach.
W Niemczech i Hiszpanii odrzucono ostatnio projekty self id, w Hiszpanii niestety po długiej walce, w Niemczech póki co nie była konieczna, a oba projekty (od FDP i Die Grünen) przepadły olbrzymią większością.
Więc tak – dla „LGBT+” naturalnym przeciwnikiem są przede wszystkim feministki, bo podważanie istnienia płci biologicznej realnie skutkuje szkodą dla wszystkich praw na niej opartych i (co z polskiej perspektywy może wydać się nieprawdopodobne) – geje i lesbijki, których orientacja jest z góry wymazywana jako transfobiczna, a którzy są wykorzystywani do brudnych interesów różnych kompletnie niezwiązanych z nimi grup.

Nie mam jednak jakichś szczególnych obaw związanych z ostateczną kompromitacją „LGBT+” w krajach zachodnich. Nawet najgorszy backlash nie zmyje praw osób w związkach jednopłciowych, za mocno są już one ugruntowane, zbyt długą tradycję ma ten ruch. W Niemczech nawet episkopat KK popiera udzielanie błogosławieństw małżeństwom jednopłciowym, a ostatnio była duża akcja sprzeciwu wobec słów Franciszka, który to wykluczył (jak chcecie zobaczyć tęczową flagę na kościele na przedmieściach niewielkiego miasta albo happenig robiony przez księży w postaci udzielaniu tych błogosławieństw mimo zakazu to zapraszam), + ciekawostka – w NRD pierwsze organizacje osób homoseksualnych powstawały właśnie przy kościołach.
Widać to też dobrze zwłaszcza po tym, że jednym z częściej przewijających się zarzutów wobec organizacji LGBT+ jest ich… homofobia.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda niestety w Polsce.
Nie wiem czy to samo tak wyszło, czy ktoś faktycznie uznał, że ściągnięcie tego cyrku 1:1 na polskie podwórko to dobry pomysł.
W 2020 roku, po 1,5 rocznej obrzydliwej nagonce, robiącej z osób homoseksualnych najgorszych zboczeńców.
Lata tłumaczenia, że niczym się nie różnimy od par hetero i chcemy po prostu równych praw i spokoju jak krew w piach, bo oto do najbardziej homofobicznego kraju w UE wjeżdża queer, niebinarność, transowanie dzieci, osoby z macicami, kobiety z penisami i ogólnie przynależność do LGBT rozumiana jako styl życia.

Osoby mało rozeznane w temacie od razu tego nie zauważą, więc zwrócę uwagę na dwie kwestie:

1) Zdecydowana większość tęczowych agresorów z twittera / osób robiących jakieś dziwne happeningi polegające na obrażaniu np. katolików to nie są geje i lesbijki. Owszem, czasem się tak określają, ale nimi nie są i nie dotyczy ich skierowana w nas dyskryminacja prawna. Są to najczęściej „osoby niebinarne” / „osoby queerowe” (w związkach hetero, które z jakichś powodów nazywają je „queerowymi” bądź „lesbijskimi / gejowskimi”), albo „osoby sojusznicze” o woke poglądach i totalitarnych zapędach.
Stąd kompletnie nie interesuje ich jaki ta działalność będzie miała skutek dla osób, które faktycznie LGBT są, a nie określają się tak, bo to modne. Stąd najbardziej interesuje ich robienie zadymy, zaimki, „neutralny płciowo język” polegający na wymazywaniu słów takich jak kobieta czy matka i atakowanie tzw. terfek.

Oni, gdy za kilka lat wyrosną ze skrajnych poglądów, będą w pełni korzystać z przywileju „normalności”. My zostaniemy z naszą dyskryminacją, a przez taki „aktywizm” coraz ciężej będzie nam tłumaczyć, że chodzi o równość prawną, a nie ideologiczną przebudowę świata.

2) Polskie organizacje LGBT i różnorakie strony określające się jako „progresywne” lub „feministyczne” w ciągu zaledwie kilku miesięcy na full zdążyły pójść już z wymazywaniem istnienia orientacji homoseksualnej, jako tej obrzydliwej, bo transfobicznej.
Gdy piszą o osobach niebinarnych to piszą o osobach które SĄ niebinarne, gdy piszą o jakichś egzotycznych orientacjach seksualnych to piszą np. o osobach które SĄ panseksualne.
A gdy piszą o lesbijkach to nagle mamy osoby, które IDENTYFIKUJĄ SIĘ jako lesbijki (+konieczna wzmianka, że transwomen are women i że lesbijka może mieć penisa).

Więc z jednej strony mamy szalejącą reakcyjną kontrrewolucję, której marzy się sądzenie aborcji z paragrafów dotyczących zabójstwa (zbierają już pod tym podpisy) i powrót do penalizacji homoseksualizmu (póki co zbierają pod penalizacją „homopropagandy” i zakazem marszów równości), a z drugiej strony rewolucję denialistów płciowych, którzy snują fantazje o kompletnej cenzurze i wsadzaniu do więzień za wszystko, co uznają za „transfobię” (a często też o masowych egzekucjach, dołach z wapnem i „ekogułagach”, ale to tylko takie śmieszne ŻaRtY, a poza tym im wolno).

Sytuacja patowa i tym groźniejsza, że na wszystkich, którzy „nie chcą być jak PiS” i popierają np. równość małżeńską wymuszany jest od razu zestaw dużo skrajniejszych poglądów, niezwiązanych zupełnie z osobami LGB. Najbardziej było widać to po aresztowaniu Margot, gdy okazało się, że liberalne (i umówmy się, nieszczególnie nawet progresywne) media jak Wyborcza czy TVN bezkrytycznie przyjęły skrajny postulat self id i najgłośniej płakały nad tym, że trafił do męskiego aresztu.
Widać to też po ilości artykułów, dotyczących dzieci trans, widać po tym, że, gdy Rzecznikowi Praw Dziecka udało się powiedzieć coś z sensem (o sprzedawaniu hormonów dzieciom na grupach trans) to akurat to jest najgłośniej wyśmiewane.

Sytuacja patowa, bo chociaż wielu osobom homoseksualnym bardzo nie podoba się to, co robią samozwańczy „adwokaci” ich sprawy to siedzą cicho, bo albo szaleństwo „LGBT+” albo skrajna homofobia. Widać też dobrze, jak środowiska związane z szeroko pojętą „lewicą tożsamościową” boją się scenariusza, w którym owieczki jednak zaczęłyby kwestionować podsuwane kolejne i kolejne bzdury. Po chwilowej aktywności Koalicja LGB (czyli póki co strony z 300 lajkami, bez żadnych zasięgów) organizacje mające po 100 tys. lajków i stałe źródło finansowania zaczęły w panice krzyczeć, że pojawiła się zbrodnicza idea oddzielenia ruchu na rzecz praw osób homoseksualnych od zupy z liter, że to zabija dzieci trans i jest czymś co najmniej jak eugenika.
Oni po prostu wiedzą, że bez pasożytowania na osobach LGB reszty tego ruchu nie ma, bo jest on parodią jakiegokolwiek ruchu społecznego, pełzającym totalitaryzmem, który pod płaszczykiem troski o grupy dyskryminowane chciałby zbudowania „nowego, wspaniałego świata”.

Dlatego, podsumowując, tym, co głównie przychodzi mi na myśl w 1. dniu miesiąca, który kiedyś był Pride, a teraz zmienił się bardziej w Spicy Hetero Month jest dobitne NIE MAM Z TYM NIC WSPÓLNEGO.
NIE MAM Z TYM NIC WSPÓLNEGO, zazwyczaj jestem bardzo przeciw, ale przez istnienie tej literowej zbitki muszę się regularnie z tego tłumaczyć i regularnie za to obrywać.


Źródło
Opublikowano: 2021-06-03 20:00:42