Remigiusz Okraska:


Dzisiaj 85. urodziny ma Ken Loach, na zdjęciu miał 30 lat. Można by o jego filmach napisać kawał tekstu, ale ja jestem zaledwie amatorskim oglądaczem. Więc powiem tyle, iż są to te rzadkie filmy, w których oglądając „zwykłych ludzi” ma się poczucie, że reżyser ich autentycznie lubi i szanuje, a tylko pochyla nad nimi z wyżyn oświeconej wrażliwości czy zaciekawienia.

Zrobił tych filmów wiele i w zasadzie można je oglądać w ciemno, niezależnie od epoki, w której powstały. Czy to będzie „Cathy come home” (z roku 1966, o bezdomności, podobno obejrzało go podczas pierwszej emisji 12 milionów ludzi zgromadzonych przed telewizorami o tej samej porze), „Price of coal” (z 1977, na podstawie powieści Barry’ego Hinesa, świetnego pisarza o robotniczym pochodzeniu, którego rozsławił ekranizując pod tytułem „Kes” jego powieść „A Kestrel for a Knave”), „Riff-Raff” z 1990 i „Rozbitkowie” z 2001 (pierwszy o wyzysku w pracy na czarno, drugi o prekariacie zanim ten temat stał się modny), „Wiatr w oczy” (z 1993, o nękaniu przez lichwiarzy z firmy „chwilówkowej” człowieka, który zdesperowany przyczynia się do śmierci jej szefa, a całość pomaga mu zatuszować ksiądz), „Polak potrzebny od zaraz” (z 2007, o naszej emigracji zarobkowej i o tym, jak kultura kapitalizmu robi złych ludzi z dobrych), aż najnowsze.

To jest wielka dawka wrażliwości, wglądu w życie pariasów bez paternalizmu, celnej, ale nieprzesadnie zideologizowanej i nietopornej krytyki kapitalizmu. To jest lewicowość, której spotkacie u klasośrednich egocentrycznych bubków. A ponieważ są mistrzostwa futbolowe i jakieś marudy jak zwykle próbują się z tej okazji nadymać, że co to komu, to polecam „Looking for Eric” – ciut lżejszy, ale mądry i ciepły film o tym, jak listonoszowi znajdującemu się na życiowym wirażu pomaga jego idol Eric Cantona.

No i żeby jeszcze tych filmów pan Kenneth zrobił sporo.


Źródło
Opublikowano: 2021-06-17 06:06:32