Możemy wszystko

Piotr Ikonowicz:


Możemy wszystko

Nie wierzę w dobroczynność, wierzę w solidarność. Dobroczynność jest odgórna. Przebiega z góry na dół. Solidarność jest pozioma a nie pionowa. Opiera się na szacunku dla drugiego człowieka. Tuwim określał filantropa, jako człowieka, który oddaje bliźniemu publicznie cząstkę tego co mu odebrał prywatnie.
Biorę udział w programie telewizyjnym, który polega na wzruszaniu widzów nieszczęściem chorego dziecka, biednej rodziny. Ludzie sms-ują a Caritas funduje nieszczęśnikom pomoc. Nie jestem nienormalny. Cieszę się z tych odruchów szczodrości i z tego, że ktoś umyka swemu okrutnemu losowi. Ale nie umiem nie myśleć o tych wszystkich, którzy nie mieli szczęścia trafić ze swoim problemem na wizję. I cierpią po cichu, anonimowo.
Dla nich jest właśnie solidarność. Dla nich jest pomoc wzajemna. Ale żeby one były musi istnieć społeczeństwo, a nie zbiór oddzielnych podmiotów, które niczym na spowiedzi, wysyłając sms-a zyskują odkupienie całego życia przeżywanego w obojętności na los innych.
Komentatorzy w studio oburzają się i dziwią, że kobieta wychowuje niepełnosprawną córkę w zagrzybionym lokalu bez łazienki. A ja się nie dziwię, ja wiem, że takie sytuacje to norma, a zdziwienie jest nieszczere, albo jest objawem totalnego społecznego wyobcowania zgromadzonych przed kamerami lekarzy, prawników, polityków czy innych celebrytów.
Ci sami ludzie, którzy przechadzając się ulicą przyspieszają kroku na widok brudnego żebraka obnażającego swe zniekształcone kończyny, radośnie w geście chrześcijańskiego miłosierdzia wrzucają pieniążki do puszek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy albo wspomagają sms-ami różne telewizyjne fundacje. A przecież jedno i drugie to tylko żebranina. To kupowanie spokoju za najniższą możliwa cenę. Bo jeżeli nie chcemy żeby byli ludzie, którzy muszą pełzać i błagać o zmiłowanie, musimy chętniej płacić i domagać się nie taniego, lecz drogiego państwa, które nie dopuści by dzieci z astmą dusiły się z powodu niedogrzania i zagrzybienia ponurych nor, w których zmuszeni są mieszkać.
My w Kancelarii i Ruchu Sprawiedliwości Społecznej też pomagamy i kiedy człowiek w piżamie i samych kapciach został wystawiony na ulicę, otoczyliśmy go opieką, ale i wyciągnęliśmy rękę jak do przyjaciela, bez cienia poczucia wyższości. Dziś on, jutro ktoś z nas będzie potrzebował pomocy. Bardzo często taka osoba, kiedy już stanie na nogi staje się jednym lub jedną z nas. I niesie pomoc, ale i ideę sprawiedliwości społecznej dalej.
Dlatego tak nas gniewa, kiedy próbują sprowadzić to co robimy do działalności charytatywnej. My to nazywamy pomocą wzajemną. Od czegoś trzeba zacząć odbudowywać zerwane przez Balcerowicza i jego janczarów więzi społeczne.
Dlatego obok pomagania tak ważne jest dawanie świadectwa. Dlatego piszemy o tym, kręcimy filmy, tworzymy raporty o wykluczeniu społecznym w naszym kraju. Kiedy wystawiliśmy kilka lat temu zdjęcia opatrzone danymi statystycznymi ilustrującymi polską biedę w Parlamencie Europejskim, odezwały się głosy oburzenia, ze „kalamy własne gniazdo”. Dziś te skrywane długo informacje o biedzie polskich dzieci wyszły na jaw. Ba zaowocowały nawet programem 500+. Ale to przecież tylko plaster stosowany na groźną, śmiertelną chorobę, społeczne rozwarstwienie i wyzysk.
Mówi się, że Polski nie stać na socjal. Że rozdając pieniądze biednym marnuje się środki potrzebne na cele rozwojowe. Ale czy kraj, w którym istnieje niedożywienie dzieci, bezdomność, skrajne ubóstwo milionów może się naprawdę rozwijać? Czy wybudowanie w centrum Warszawy kilkunastu rekordowo wysokich drapaczy chmur, które mają przesłonić Pałac Kultury, przesłoni fakt, że są w stolicy tysiące mieszkań bez toalet, bez centralnego ogrzewania, zagrzybionych, w których wielopokoleniowe rodziny żyją w zagęszczeniu nie mniejszym niż więźniowie w Turcji?
W interes warszawskiego ratusza z wieżowcami zamieszany jest też episkopat. Jedna z planowanych wież nie przypadkiem jest już określana jako „Nycz Tower”.
Warszawa, podobnie jak większość polskich miast ma już za dużo biurowców. Za mało jest mieszkań, na które stać mieszkańców. Już dziś mamy w mieście miliony metrów kwadratowych nie wykorzystywanej powierzchni biurowej. Ale na budowie drogich, luksusowych drapaczy chmur i ekskluzywnych osiedli robo się biznes. A na walce z ciasnotą mieszkaniową i bezdomnością nie.
Biznes opiera się na korzyściach dla niewielkiej garstki uprzywilejowanych. Podczas gdy polityka mieszkaniowa i społeczna zaspakaja potrzeby większości społeczeństwa. Jeżeli więc jej nie wymusimy, okaże się, że demokracja nie działa, bo podejmowane decyzje są sprzeczne ze społecznym interesem.
Ale żeby zbudować siłę polityczną, która pozwoli większości rządzić we własnym interesie zaczynamy od podania ręki pojedynczemu człowiekowi. Trzeba go podnieść z kolan i nie tylko okazać pomoc, ale i przekonać go, że wszyscy jesteśmy równi. Że wspólnie możemy wszystko!

Piotr Ikonowicz

Źródło
Opublikowano: 2021-08-19 21:57:06