Kilka słów o lotach samolotem. Ostatnio urosły one do rangi symbolu w sporze dot

Tomasz Markiewka:


Kilka słów o lotach samolotem. Ostatnio urosły one do rangi symbolu w sporze dotyczącym kryzysu klimatycznego. Jedni mówią, że loty trzeba ograniczać, bo są wysokoemisyjne, inni przestrzegają, że te ograniczenia skończą się na tym, że klasa niższa i średnia będą uziemione, a bogaci dalej będą sobie latać.

Od razu przyznam, że jestem przeciwnikiem „zielonej polityki zaciskania pasa”. Uważam, że jeśli przyjdziemy do ludzi z żądaniami ograniczeń, jeśli będziemy lekceważyli ich pragnienia, to skończy się to mniej więcej tak, jak próba podniesienia opłat za paliwo we Francji – masowymi protestami.

Jednocześnie jestem zwolennikiem ograniczenia lotów samolotowych. Z sympatią patrzę też na niektóre rozwiązania zalecane w ramach nurtu degrowth, który dąży do „celowej redukcji zużycia energii i zasobów”(definicja Jasona Hickela).

Jak to ze sobą godzę?

Podoba mi się to, jak ten problem ujmuje Marcin Popkiewicz: ludzie chcą latać, ludzie chcą podróżować.

Zaryzykuję tezę, że większość osób wsiada do samolotów z powodu uwielbienia dla nich, lecz z bardziej prozaicznych przyczyn: to najwygodniejszy (bo najtańszy i najszybszy) sposób przemieszczania się na dalekie dystanse. Na niektórych trasach (między kontynentami) tego nie przeskoczymy. Natomiast w obrębie kontynentów (nie mówiąc już o państwach) są możliwe alternatywy: szybkie połączenia pociągowe. One wcale nie musiałyby zabierać więcej czasu niż lot samolotem, jeśli uwzględnimy, że wybór samolotu oznacza też konieczność odbycia stosunkowo długiej odprawy, no i dojazdy z oraz na lotnisko. To tylko kwestia tego, czy państwa chcą inwestować pieniądze w sieć takich szybkich połączeń (a także w to, żeby były tanie). A dla klimatu byłoby lepiej, gdybyśmy używali pociągów.

Samoloty i pociągi to tylko przykład. Chodzi mi o to, że w całej tej dyskusji o klimacie i wyrzeczeniach zbyt często utożsamiamy „pragnienia” ze „sposobem realizacji tych pragnień”. Latanie samolotem to jest pragnienie, lecz sposób realizacji pragnienia podróżowania. I kiedy patrzę na propozycje padające w ramach degrowth, to często widzę tam nie uderzenie w najgłębsze potrzeby ludzi, ale raczej propozycję, by za pomocą systemowych zmian (czytaj: inwestycji publicznych i regulacji) zacząć realizować je w inny sposób.

Samoloty i były kiedyś wspaniałymi rozwiązaniami. Dzisiaj wiemy, że pod względem środowiskowym te rozwiązania są po prostu marnotrawne. Możemy umożliwić ludziom przemieszczanie się w sposób przyjaźniejszy dla środowiska, a jednocześnie nadal wygodny.

Jasne, pociągi i inne sposoby obniżania zbiorowej konsumpcji energii oraz zasobów rozwiążą same z siebie kryzysu klimatycznego. Ale to można powiedzieć o każdym innym rozwiązaniu. Ani odnawialne źródła energii, ani atom, ani nowe technologie same z siebie nie załatwią sprawy. My potrzebujemy wszystkich tych rozwiązań naraz. Odrzucenie któregokolwiek z nich w obliczu tak potężnego kryzysu jest igraniem z ogniem.

Źródło
Opublikowano: 2021-09-15 16:13:16