Przyglądam się od kilku dni dyskusji na temat coraz większych problemów z dostęp

Tomasz Markiewka:


Przyglądam się od kilku dni dyskusji na temat coraz większych problemów z dostępem do mieszkań, szczególnie wśród młodych ludzi. Taka ogólna refleksja: to jest niesamowite, jak szybko zmieniają się punkty odniesienia.

Pamiętacie, jak jeszcze kilka miesięcy temu dyskutowaliśmy nad delikatnym zwiększeniem obciążeń podatkowo-składkowych dla osób zarabiających kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie? Natychmiast zaczęło się przeliczanie tych zarobków na euro puentowane stwierdzeniami „Ale co to jest kilka tysięcy euro, za to nie da się wyżyć, gdzie nam tam do Niemców czy Francuzów”.

Punktem odniesienia była zachodnia klasa średnia, a nawet wyższa klasa średnia.

Dziś często te same osoby twierdzą, że kłopoty mieszkaniowe to wymysł rozpieszczonej młodzieży z Warszawy i innych dużych miast, która nie rozumie, jak wyglądają prawdziwe problemy na prowincji. Pewien popularny jegomość z Twittera zaczął opowiadać, jak to zabrnął zimą na polską wieś, a tam rolnik musiał rozpalić ognisko, żeby uruchomić ciągnik. „Jemu powiedzcie o mieszkankach w Warszawie” – puentował. „Lewicowa ideologia brutalnie zderzona z rzeczywistością. Ci ludzie nie mają bladego pojęcia o życiu i biedzie na prowincji” – dodaje inny komentator.

Nagle punktem odniesienia stała się polska prowincja i wiejska bądź małomiasteczkowa bieda.

To jest ciągle powtarzający się schemat w polskiej debacie publicznej. Najlepiej zarabiający mają domagać się już dziś życia na poziomie zachodniej wyższej klasy średniej, cała reszta ma się cieszyć, że nie musi rozpalać ogniska i powinna przestać bajdurzyć o takich wymysłach jak mieszkania. Jedni mają okno na Berlin, drudzy na wiejską prowincję.

Cóż, życzę powodzenia w budowaniu społeczeństwa, w którym najbogatszych kilka procent ma zamieszkiwać inny świat niż cała reszta.

Źródło
Opublikowano: 2022-03-31 12:51:32