Nie będzie pewnie wielką niespodzianką, na kogo zagłosuję w niedzielę. Nie ma w tych wyborach kandydata idealnego, ale w porównaniu z wyborami w 2010 i 2015 to opcje są całkiem niezłe – żeby nie powiedzieć spektakularnie dobre. No, ale z jednym z kandydatów mam zdecydowanie najwięcej wspólnych poglądów i we wszystkich latarnikach i testach wychodzi mi zawsze na pierwszym miejscu ze sporą przewagą. Te wybory będą jednak dla mnie szczególne, bo poza argumentami programowymi jest też bardzo osobisty i emocjonalny argument. I właśnie o tym chciałem napisać.
Żeby zrozumieć, o co chodzi musimy się cofnąć w czasie o 10 lat. Jest 11 listopada 2010 roku, mam 21 lat i nie mam bardzo wyraziście sprecyzowanych poglądów politycznych. Twardo wyrobione zdanie mam chyba tylko na jeden temat: nienawidzę faszystów. I jak pisał Tuwim, „moja nienawiść dla faszystów polskich jest większa, niż faszystów innych narodowości. I uważam to za bardzo poważną cechę mojej polskości”. Nie angażuję się w żadne ruchy, ani organizacje, ale chodzę na demonstracje antyfaszystowskie i jest to dla mnie bardzo ważne. 11 listopada 2010 też idę na demonstrację, idę blokować tak zwany „marsz niepodległości”.
10 lat temu ten marsz był dużo mniejszy. I dużo bardziej otwarcie ksenofobiczny, antysemicki, rasistowski i faszystowski niż dzisiaj. Marsz ma ruszyć z placu Zamkowego. Blokadę stawiamy najpierw na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Miodowej, potem na rogu Miodowej i Senatorskiej, nie chcemy dopuścić, żeby przeszli przez samo centrum Warszawy. Jest nas dużo, policja próbuje nas zepchnąć, ale po kilku godzinach daje sobie spokój i po prostu oddziela nas solidnym kordonem od placu Zamkowego. Nie bardzo widzimy, co się dzieje na placu. Co jakiś czas nad kaskami policjantów miga biało-czerwona flaga, zielony sztandar z mieczykiem Chrobrego albo transparent z krzyżem celtyckim. Stoimy, trochę skandujemy, trochę śpiewamy, niewiele się dzieje.
Robi się już ciemno, kiedy ktoś krzyczy, że policja zmieniła trasę marszu i że idą Powiślem. Na blokadzie w spontaniczny sposób zapada decyzja, żeby tam też blokować. Biegniemy Krakowskim Przedmieściem, potem Oboźną na dół. Widać ich w głębi Browarnej. Race oświetlają pochód, słychać tradycyjne okrzyki o „czerwonej hołocie” i „wiszeniu zamiast liści”. Na Browarną dobiega nas mniej niż było przy placu Zamkowym. Prawie nie ma też policji. Mały szpaler policjantów idzie przed marszem i to w zasadzie tyle. Część z nas, w tym ja, siada na asfalcie Browarnej, część stoi w parku obok. Policja próbuje zatrzymać marsz, ale nie bardzo jest w stanie. Duże grupki uczestników odłączają się od pochodu i ruszają w naszym kierunku. Część biegnie do parku, gdzie ściera się z grupami antyfaszystów. Nie widzę dokładnie, co się dzieje, widzę, że w powietrzu latają różne przedmioty. Druga część nacjonalistów zaczyna krążyć przy osobach siedzących na blokadzie. Ktoś ma kamerę. Jego kolega krzyczy „kręć te żydowskie ryje!”. Obok mnie siedzi grupa osób w pasiakach z naszytymi żółtymi gwiazdami. Na ich widok kilkunastu młodych chłopaków zaczyna krzyczeć: „DO GAZU!”. Dookoła słychać też krzyki o „pedałach”, „ciotach”, „jebaniu”, o „zapierdoleniu”, „zajebaniu” i że mamy „wypierdalać z Polski”. Nadal dookoła jest bardzo mało policji. Boję się. Siedzę na asfalcie Browarnej i się boję. Boję się, że mnie skopią, pobiją, złamią nos i wybiją zęby. Ale boję się też, co z Polską może zrobić ich nienawiść, pogarda i przemoc. Po kilkunastu minutach, które wydają mi się wiecznością, pojawia się więcej policjantów. Najpierw oddzielają nas na Browarnej, później udaje im się też uspokoić sytuację w parku obok. Potem wynoszą nas z blokady i marsz idzie dalej. Wracam do domu bez jednego zadrapania, ale wstrząśnięty tym, co widziałem. Bo po raz pierwszy w życiu polski faszyzm miałem na wyciągnięcie ręki.
Z perspektywy czasu myślę, że było to jedno z przeżyć, które mnie ukształtowały i skłoniły do większego zaangażowania politycznego. Pewnie pchnęło mnie to też w stronę bardziej skonkretyzowanych lewicowych poglądów.
No dobra, ale dlaczego piszę o tym wszystkim w kontekście wyborów prezydenckich? Bo jeden z kandydatów tam był. Bo 10 lat temu miał odwagę zrobić to, czego żaden inny kandydat nie zrobiłby ani dzisiaj, ani wtedy – stanął razem ze mną na drodze polskich faszystów. I naprawdę nieważne, że są między nami różnice w poglądach i nie we wszystkim się zgadzamy. Zarówno dla mnie piszącego te słowa, jak i dla mnie siedzącego 10 lat temu na asfalcie Browarnej są sprawy kluczowe i fundamentalne. I taką sprawą jest antyfaszyzm. Dlatego w niedzielę z przyjemnością zagłosuję na Roberta Biedronia.
Źródło
Opublikowano: 2020-06-24 18:37:20