– adopcja karpia – przełamywanie się covidem – wigilia lewicowa: dania bezmięsne i zapętlone wystąpienia sejmowe Zandberga – dodatkowe nakrycia dla spodziewanego policjanta – na kogo głosowałaby dzisiaj Maryja? – dyskusja międzypokoleniowa – straszenie dzieci, że jeśli będą niegrzeczne, Mikołaj będzie miał dla nich szczepionkę – pasterka w Night City
Kochani, w swoim drugim felietonie dla „dwutygodnika” przyglądam się gasnącemu 2020 przez pryzmat wojny pokoleń, które wstrząsały tym rokiem, jak i latami uprzednimi, naszą młodością, waszą, ich, całą III RP i końcówą PRL-u. Są wyznania intymne, są wezwania do oporu. Zalecam.
Czuję, że zapłakana kuzynka – dobra znajoma tego poukładanego geja, który nie lubi LGBT i się nie obnosi – wróciła już ze szkoły i szykuje się do licznych powikłań po szczepionce na koronawirusa, a być może nawet i wielokrotnej śmierci.
tak się dzieje, kiedy w głowie masz tylko prawicowe memy, legendy miejskie i fejki, bo niczego więcej ci do szczęścia nie potrzeba. więc zero potrzeb. pozdrawiam.
Ci wszyscy mężczyźni w wigilię wigilii brutalnie wybudzeni ze całorocznego snu, który brali za życie, z komfortowej halucynacji będącej dla nich rzeczywistością, i postawieni naprzeciw REALNEGO w zatłoczonych marketach, dusznych sklepikach osiedlowych i ryneczkach warzywno-tekstylnych oblamowanych szpalerami wyciętych zeszłej nocy jodeł i
świerków. Ci wszyscy mężczyźni, którzy hamletyzują ponad otwartymi bekami z kapustą kiszoną, nakłuwając bez przekonania lepkie cielsko Cthulhu drewnianym trójzębem, którzy drżącym głosem konsultują przez telefon wypisaną na karteczce listę sprawunków, uściślają, czy groch w połówkach czy nie, którzy nie chcą spojrzeć w oczy zarżniętego karpia, mylą… Więcej
„Kosmiczny pogrzeb. Pomyślał o smugach kondensacyjnych nad oceanem, w tamten błękitny dzień – przed dwoma laty, jeśli go pamięć nie myli: o tym, jak silniki pomocnicze rozdzieliły się, zawieszając w nieruchomym powietrzu straszliwe <V> z pary odlotowej. Przez pewien czas litera trwała nienaruszona, a astronauci spadli co prawda do morza, lecz zarazem wisieli na niebie, pogrzebani w stężałym dymie, on zaś leżał w bezsenną noc, widział to głębokie, atlantyckie niebo i myślał sobie, że ich śmierć była lotna i czysta, taka wzniosła: przemiana udręczonego ciała w opar i ogień, którą wysoko ponad światem obwieścił monogram <V>, znak zwycięstwa.
Nie był pewien, czy ludzie chcą to widzieć. Czy chcą widzieć zawodność urządzeń i ludzkie cierpienie. Ale piękno, podniosła wiara zawarta w przestrzeni – jakże takie cnoty mogły się łączyć ze śmiercią. Siedem osób, mężczyźni i kobiety. Ich piękno i nasze, objawione w nieudanej misji z wyrazistością, z jaką nie widzieliśmy go w setkach triumfów. Apoteoza. Tak, zyskali rangę boską, w tych łabędzich pasmach przemienieni w jedyny rodzaj bogów, przed jakimi gotów był się skłonić, poetycznych i ulotnych. Przeżył to głębiej niż pierwszy spacer po Księżycu. Owszem, wtedy też był poruszony, ale tamta przygoda miała w sobie coś z walkie-talkie, wszystko odrealnione, ruchy jakby skomputeryzowane, więc nigdy nie zdołał uznać za kompletną bzdurę podejrzeń starej, sparanoizowanej elity – posiwiałych Gurkhów z korpusu, którzy twierdzili, że całą imprezę zainscenizowano na jakimś ranczo w Las Vegas”.
a ty co zrobiłeś dla Polski i planety, utracjuszu? oto doktor Magdalena Ogórek, sumienie świata, praktyczka minimalizmu:
„To ostatni moment na zahamowanie konsumpcjonizmu. Sama noszę ubrania po kilka razy, miałam tę samą sukienkę na ramówce TVP i na Balu Dziennikarzy”.
w pakiecie antyfutrzarskie nawrócenie, bo Prezes uniesiony prozwierzątkowym szałem może pogonić z TVP: „Uświadomiłam sobie, że za tym stoi krzywda zwierząt”. kurna, myślała dotąd, że norki i lisy po prostu linieją?