Upadek imperiów wydaje się oczywisty z perspektywy czasu, gdy patrzymy wstecz, p

Sztuczne Chwasty:


Upadek imperiów wydaje się oczywisty z perspektywy czasu, gdy patrzymy wstecz, pokazujemy palcem i mówimy „imperium rzymskie się skończyło gdy Odoaker Rzym złupił”, albo, że „Wielka Brytania przestała nią być po wojnie”. Poniewczasie zapewne to właśnie atak sędziów Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych na społeczeństwo tego imperium będzie momentem uznanym za de facto koniec ambicji imperialnych tego państwa oraz koniec tzw. Pax Americana.

Nie będzie to według nas ucieczka z Afganistanu po zmarnowaniu dwudziestu lat i przekazaniu go z powrotem Talibom, wraz z premią w postaci sprzętu wojskowego i kompleksowych baz danych całej ludności, ani marsz na Kapitol 6 stycznia, ani wojna rosyjsko-ukraińska.

Będzie to moment, w którym imperium otwarcie i brutalnie zwróciło się przeciwko swoim obywatelom. Jest to stadium terminalne choroby toczącej Stany od dawna, choroby zwanej „końcem historii”, gdy hegemon świata uwierzył we własną propagandę, a neoliberalne elity uznały, że już wiecznie będą dzierżyć władzę. Ordnung po amerykańsku będzie trwał po wieki, co najmniej tysiąc lat, przez co nie ma co zawracać sobie głowy czymkolwiek, a już na pewno nie szeregowymi Amerykanami.

I tak przez ostatnie trzydzieści lat nastepowała atrofia państwa i wycofywanie się go, w procesie, który jest nam, Polakom, aż nazbyt dobrze znany.

Stany do dziś są jedynym krajem pierwszego świata bez powszechnego, publicznego systemu ubezpieczeń zdrowotnych, przez co setki tysięcy bankrutują z powodu kosztów leczenia co roku, a leki refundowane u nas są tam towarem ściśle reglamentowanym. Jest to kraj chronicznego niedofinansowania systemu szkolnictwa publicznego, co połączone z właściwie nieograniczonym dostępem do broni palnej oraz brakiem systemu opieki psychologicznej (patrz brak publicznej ochrony zdrowia) skutkuje cotygodniowymi masowymi strzelaninami w szkołach. Wiele miejsc przypomina kraje tzw. trzeciego świata, w których brakuje podstawowych dóbr, a korporacje zbijają fortuny idące w biliony, jeśli nie więcej – także na pladze uzależnień, dzięki braku regulacji oraz możliwości de facto korumpowania lekarzy (przykładem jest tutaj epidemia uzależnień od opiatów).

Przykłady można wyliczać w nieskończoność. Rozpadająca się infrastruktura, obozy koncentracyjne dla imigrantów, permanentna inwigilacja każdego obywatela, rozpasanie policji, największego amerykańskiego gangu (która, jak pisaliśmy, może robić co chce i tylko teoretycznie ma chronić obywateli), czy obrzydliwie rozdęty budżet wojenny… Jednak jest coś szczególnego w tym orzeczeniu.

I nie chodzi tutaj tylko o to, że obnaża ono śmieszność etyszu praworządności i sędziów, któremu hołdują nasze elity. Sędziowie to tylko ludzie, a prawo to zwykła umowa społeczna.

Pokazuje, jak bardzo zdegenerowane są neoliberalne elity nadające ton polityce zachodniej, w podobnym stopniu, jak oligarchowie świata wschodniego. Roe vs. Wade obowiązywało przez 49 lat, gwarantując kobietom prawo do bezpiecznego przerwania ciąży. Przez ostatnie pół wieku przewinęło się trzech prezydentów z Partii Demokratycznej: Jimmy Carter (1977 – 1981), Bill Clinton (1993 – 2001), Barack Obama (2009-2017), oraz teraz Wujek Joe (2021 do dziś).

Łącznie dwadzieścia lat, w tym dwóch prezydentów rządzących przez dwie kadencje. Znamienne jest to, że żaden z nich nie podjął szczególnych kroków, by ograniczyć brutalność amerykańskiego reżimu. Carter może jeszcze jakoś próbował, ale po katastrofalnej prezydenturze Ronalda Reagana, która narzuciła Stanom dogmat drapieżnego neoliberalizmu i dążenie do likwidacji, a przynajmniej ograniczenia roli państwa federalnego, ani Clinton, ani Obama nie byli w stanie wyjść poza wąski gorset neoliberalnego mindsetu.

Stany Zjednoczone są federacją, a państwo federalne ma ogromne możliwości, które w przeszłości posłużyły chociażby zwycięstwu nad faszyzmem, likwidacji dziury ozonowej, czy lądowaniu na Księżycu. Jednak połączenie neoliberalnej awersji do jakichkolwiek przejawów państwowości (o ile nie służą maksymalizowaniu zysków korporacji) z tzw. complacency powstałym po 1989 roku dało katastrofalne skutki, których symptomem jest obalenie Roe vs. Wade.

Pomimo uznania prawa do przerwania ciąży na poziomie federalnym, rząd niewiele robił w celu zapewnienia realnego dostępu do aborcji. Było to realizowane tytanicznym, oddolnym wysiłkiem ochotników, aktywistów, lekarzy i pielęgniarek, w stanie właściwie ciągłego oblężenia przez „prolajferskich” terrorystów, którzy nie ograniczali się wyłącznie do dręczenia kobiet, ale także podpalania klinik i mordowania ginekologów. Po raz kolejny Stany pokazały, że terroryzm działa – poprzednim razem zwycięstwo odniosła Konfederacja, która przegrała bitwę w 1865 roku, ale wygrała wojnę.

I zanosi się na to, że po umożliwieniu stanom ponownej opresji kobiet (już wiadomo, że kilkadziesiąt stanów w ciągu miesiąca zakaże przerywania ciąży), kolejną ofiarą będzie społeczność LGBTQ – w końcu prawo do ożenku opiera się na decyzji Sądu Najwyższego, podobnie jak ochrona przed dyskryminacją w pracy czy hate crimes. Sędzia Clarence Thomas nie pozostawia wątpliwości, że amerykański SN powinien przyjrzeć się małżeństwom homoseksualnym, czy antykoncepcją.

I wcale nie ma tutaj na myśli ochrony tych praw.

Demokraci mogli tego uniknąć. Zreformowanie Sądu Najwyższego i dodanie dodatkowych sędziów jest jedną z wielu opcji. Podobnie skodyfikowanie prawa do przerywania ciąży czy małżeństw jednopłciowych na szczeblu federalnym. Fundusze na programy pomocowe, czy wprowadzenie zabezpieczeń socjalnych powszechnych w cywilizowanym świecie.

Cholera, wystarczyłoby, żeby Biden zrealizował choćby ułamek swoich obietnic wyborczych, a Demokraci zagwarantowaliby sobie rządy na kolejne dziesięciolecia.

Idziemy o zakład, że Demokraci na najwyższych szczeblach będą zbyt zajęci byciem anty-GOPem (jak u nas elity są zbyt zajęte byciem anty-PiSem), by przejąć się losem zwykłych ludzi – a w szczególności tych, którym przyjdzie spłacać rachunek wystawiony przez ostatnie dekady balowania, bez względu na przyszłość.

Tych, którzy protestują pod ufortyfikowanym budynkiem Sądu Najwyższego, pod czujnym okiem strzelców wyborowych i setek opancerzonych policjantów, bijącego serca partii. Której?

Obu.

Trzymajcie się mocno. Upadek imperium właśnie przyspieszył, a gdy wyrżnie o ziemię, będziemy mieli jeszcze ciekawsze czasy.


Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty

Jutro 24 czerwca o 16 w Centrum Wielokulturowym na Jagiellońskiej 54 zaczynamy d

Piotr Ikonowicz:


Jutro 24 czerwca o 16 w Centrum Wielokulturowym na Jagiellońskiej 54 zaczynamy dyskusję o rozwarstwieniu. Oto moje wstępne uwagi, które rozwinę jutro.

Bajka o klasie średniej, prawda o rozwarstwieniu

Warto zastanowić się dlaczego Polska, która odniosła sukces mierzony wzrostem PKB jest wciąż krajem ludzi zadłużonych, z trudem wiążących koniec z końcem, gdzie depresja jest chorobą społeczną, w którym wstyd przyznać się do porażki więc większość kłamie, że ma się dobrze.

W ujęciu socjologicznym – stratyfikacja społeczna nazywana inaczej uwarstwieniem społecznym wyraża fakt, o hierarchicznym układzie pozycji lub kategorii społecznych, (relacja nadrzędności i podrzędności) które można określić mianem klas, warstw, kategorii społeczno-zawodowych albo też segmentów. Elementy te muszą charakteryzować się odrębnością w stosunku do innych kategorii ze względu na różne kryteria, z reguły mające charakter ekonomiczny, polityczny i społeczny.
Większość decyzji podejmuje klasa wyższa, to ona rządzi, choć czyni to dyskretnie. Zawsze kiedy jej interesy są w jakiś sposób zagrożone klasa ta stroi się w piórka klasy średniej, która, przynajmniej oficjalnie, jest „przewodnią siłą narodu”. Wiadomo, że z oczywistych względów klasa wyższa nie cieszy się sympatią więc ten zabieg socjotechniczny, chowanie się za klasą średnią, jest bardzo zręczny i wręcz niezbędny dla utrzymania status quo. O byciu klasą wyższą decyduje stosunek do kapitału. Rządzą jego właściciele i kadra zarządzająca państwem, gospodarką w ich imieniu. Ich interes jest zespolony z interesem właścicieli kapitału, a dodatkowo lojalność wobec właścicieli zapewniają wysokie zarobki. Klasa wyższa wytwarza mitologię powszechnego dobrobytu, aby zapobiec wszelkim buntom i sprzeciwom wobec niesprawiedliwego podziału dochodów i bogactwa.

Liczba osób uważających się za klasę średnią rośnie w zawrotnym tempie. Gdy w lutym 2020 roku CBOS zapytał ludzi o „określenie swojej pozycji w hierarchii społecznej”, to 46% respondentów zadeklarowało przynależność do „klasy średniej właściwej”. Dochód per capita wśród osób samo identyfikujących się w klasie średniej najczęściej mieścił się w przedziale od dwóch do trzech tysięcy złotych. W 2021 roku Instytut Badawczy Ariadna przeprowadził badanie, aż którego wynika, że 35% Polaków uważa się za klasę średnią. Są też najnowsze badania według, których aż 77% ankietowanych deklaruje taka właśnie przynależność klasową.

W raporcie z września 2019 roku Polski Instytut Ekonomiczny szacuje liczebność klasy średniej w Polsce tylko na podstawie kryterium dochodowego, jakim jest przedział między 67% a 200% mediany dochodu rozporządzalnego netto przeważonego przez liczbę członów gospodarstwa domowego. Przy takich założeniach klasa średnia w Polsce liczy sobie 11-12 mln i zawiera w sobie 54% osób w wieku 24-64 lat.

Według Instytutu Badań nad Gospodarką rynkową Kluczowym kryterium przynależności do niej jest odgrywanie ważnej roli w gospodarce – tworzenie miejsc pracy, kreowanie zmian na rynku, np. w drodze wyznaczania wzorców konsumpcyjnych, gromadzenie oszczędności, a także tworzenie popytu na dobra z tzw. wyższej półki. Istotne jest także aktywne uczestnictwo w życiu społecznym, kreowanie wzorców zachowań społecznych, kształtowanie opinii publicznej, działalność artystyczna, wpływ na legislację itd. I zgodnie z tymi kryteriami W Polsce żyje około miliona osób, które możemy zaliczyć do tzw. klasy średniej.

Najnowsze badania wykazały, że nawet ponad 70% badanych uważa się za klasę średnią.

Skąd ten rozrzut? I czy wobec tak rozbieżnych kryteriów, definicji pojęcie to jest w ogóle użyteczne? Czy jest tylko czymś w rodzaju fetyszom czy propagandowego hasła wspierającego urzędowy optymizm?

Paradoksalnie definicja Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową jest najbliższa lewicowemu, marksowskiemu pojmowaniu podziału klasowego, który wyznacza stosunek do środków produkcji (odgrywanie ważnej roli w gospodarce – tworzenie miejsc pracy, kreowanie zmian na rynku).

Klasa średnia to ideologiczny fundament współczesnego kapitalizmu. Służy do kamuflowania istotnych podziałów klasowych i klasowych konfliktów interesów i wynikającego z nich rosnącego prawie wszędzie rozwarstwienia. Im więcej osób przypiszemy do klasy średniej tym bardziej optymistyczny jest obraz opisywanego przez nas społeczeństwa. Bo nawet jeśli wizerunek klasy średniej to już nie dom za miastem, dwa samochody w rodzinie i utrzymywanie się z jednego wysokiego dochodu, jak w amerykańskim śnie, to wciąż osoby przynależące do klasy średniej mogą mówić o stabilizacji i życiowym sukcesie. Takie podejście niewątpliwie jest korzystne dla władzy i dla systemu wyzysku i dominacji, w którym przyszło nam żyć. Bo skoro zdecydowana większość nie ma na co narzekać, to bunt staje się niemożliwy nawet do pomyślenia. Nie sposób buntować się przeciw sukcesowi.

Dekonstrukcja tej propagandowej idylli jest zatem nie tylko zajęciem (zadaniem) czysto teoretycznym, ale otwiera drogę do rzetelnej analizy społecznego podziału pracy i dochodu narodowego.

Ostatnio czasie jednym z wiodących tematów debaty publicznej są rosnące w zastraszającym tempie raty kredytów hipotecznych. Mówi się przy okazji, że wzrost ten (nierzadko dwukrotny) uderza w klasę średnią. To ciekawe, bo dostęp do kredytów hipotecznych ma jakieś 10-12% społeczeństwa. Odkąd mieszkania za sprawa bańki spekulacyjnej stały się dobrem luksusowym oraz instrumentem finansowym stały się za drogie nawet dla części owych górnych dziesięciu procent najlepiej sytuowanych obywateli.

Jedyna drogą do własnego mieszkania jest w Polsce kredyt hipoteczny. Jakieś 90% obywateli ma więc dro9gę do mieszkania zamkniętą, a rynek najmu jest słaby a najem jeszcze droższy niż raty hipoteczne. Czy zatem nie jest bliższe prawdy uznawanie za klasę średnią tylko tej części społeczeństwa, która w w ogóle może jakoś zaspokoić swoje potrzeby mieszkaniowe?

Nie upieram się. W ogóle nie chodzi mi o zbudowanie nowej, tym razem „słusznej” definicji klasy średniej. Celem tych rozważań jest raczej uznanie, że to pojeci8e jest tak niejednoznaczne, że niczego nie tłumaczy. Jest raczej generatorem dobrego samopoczucia niż kluczem do zrozumienia.

Po mimo znaczących jak na Polskę po transformacji transferów socjalnych, rozwarstwienie w naszym kraju rośnie i już jest najwyższe w Unii Europejskiej. Wprawdzie oficjalny wskaźnik Giniego stosunek górnych 10% do dolnych 10%) wynosi 0,28 i sytuowałby nas na poziomie Danii, ale na Zachodzie mierzy się go w oparciu o dane administracyjne a u nas wyznaczany jest na podstawie ankiet, w którym zwykle bogaci zaniżają swe dochody a biedni zawyżają. Mamy też badania, które próbują jakoś porównywać dane ankietowe z danymi podatkowymi. Po korekcie wynika z tych badań, ze współczynnik Giniego w Polsce to nie 0,28 a 038. Właśnie ukazał się World Inequality Report 2022. To dokument prezentujący wyniki badań nad stanem nierówności ekonomicznych na świecie. Przygotowuje go zespół World Inequality Lab, w skład którego wchodzą tacy ekonomiści, jak Thomas Piketty, Emmanuel Saez oraz Gabriel Zucman, którzy zasłynęli badaniem nierówności na świecie. Według zespołu stworzonego przez Thomasa Piketty’ego 10% polskiego społeczeństwa przejmuje niemal 40% dochodu narodowego. Jeszcze większe jest rozwarstwienie majątkowe. Majątek jednej dziesiątej najbogatszych Polaków odpowiada za 60 proc. wartości całego posiadanego przez nas wszystkich majątku. Średni majątek dolnych 50% społeczeństwa majątek o wartości minus siedemset euro (w ujęciu według parytetu siły nabywczej). Oznacza to, że pół Polski ma więcej długów, niż majątku. Podobna sytuacja występuje jedynie w czterech innych krajach uwzględnionych w raporcie – Brazylii, Chile, Meksyku a także RPA. Przy czym jedynie w tym ostatnim kraju sytuacja jest gorsza niż w Polsce. Lepiej od nas pod tym względem wypadają np. Indie i Nigeria.

Jeżeli przynależność do klasy średniej oznacza „radzimy sobie”, to w świetle danych o rozwarstwieniu radzi sobie o wiele mniejsza część społeczeństwa niż przypuszczaliśmy.

Jednym z kryteriów sukcesu mierzonego poczuciem bezpieczeństwa jest posiadanie oszczędności. Wobec nie istnienia w Polsce systemu państwa socjalnego, tylko oszczędności mogą zapewnić nam elementarny spokój, brak strachu o przyszłość bliższa i dalszą. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, ze oszczędności większe niż 20 000 zł. ma zaledwie 17.8% Polaków. Jeżeli dodamy do tego, że połowa ma więcej długów niż oszczędności otrzymamy obraz społeczeństwa ztraumatyzowanego i pozbawionego jakiegokolwiek zabezpieczenia na czarną godzinę. A czarna godzina pojawia się ostatnio dość często. A to utrata pracy lub części dochodów z powodu pandemii, a to wzrost kosztów utrzymania wynikający z inflacji.

Podział na klasę wyższą, średnią i niższą jest dowolna konstrukcją nie wnoszącą niczego do naszej wiedzy o społeczeństwie. Raczej sprawia, że obraz staje się zaciemniony. Za to z dyskursu publicznego zniknęła klasa robotnicza , dziś częściej określana jako klasa pracująca. Mamy wprawdzie w Polsce wciąż 5 milionów robotników fabrycznych, ale w mediach słyszą oni, że nie istnieją.

Kiedy w latach 70tych robotnicy niemieccy zarabiali dość by sporo oszczędzać, a nawet inwestować nadwyżki na rynku kapitałowym zaczynali się oni identyfikować z klasą średnią. W tym sensie, że ich dochody pochodziły nie tylko z pracy, ale i z pracy cudzej poprzez mechanizm rynków kapitałowych. Dziś górnicy w KWK Bogdanka w swej masie uważają się za klasę średnią, bo w otoczeniu biednego lubelskiego regionu wyróżniają ich stosunkowo duże zarobki. Nie znam jednak przypadku, aby inwestowali oni w papiery wartościowe czy grali na giełdzie. Zarabiają dzięki własnej wytężonej pracy fizycznej.

Nie istnienie klasy pracującej i zastąpienie jej mglistym pojęciem klasy średniej jest potrzebne dla zakamuflowania najważniejszego w kapitalizmie konfliktu. Konfliktu między pracą a kapitałem. Kiedy KWK Bogdanka weszła na giełdę pracownikom obcięto różne bonusy w postaci np. 14tej pensji wypłacanej z zysku kopalni, bo bonusy te poszły do kieszeni udziałowców. Tu zaznaczył się zasadniczy konflikt int6eresów między rentierami, dla których „pieniądze pracują” i robotnikami, którzy pracują na zyski rentierów.

Mechanizm rozwarstwienie bierze się z wyzysku. Właściciele kapitału zagarniają lwią część dochodu wypracowanego przez ludzi pracy. Pensja, płaca ma wystarczyć na utrzymanie i jej relacja do wypracowanego zysku praktycznie nie istnieje. Płaci się tyle ile wynika z rynkowego układy sił między pracodawcami i dostępną „siłą roboczą” czyli najmniej jak można. Są branże i zawody, w których płaca wynosi o wiele więcej niż trzeba na „odtworzenie siły roboczej”. Nie oznacza to jednak, że wyzysk siły roboczej jest tam mniejszy. Przeciwnie w takich zawodach jak informatycy wypracowany zysk bywa tak duży, że stosunkowo wysokie wypłaty i tak stanowią mikroskopijna część wypracowanego dochodu. Zdarza się więc, że osoby dobrze zarabiające są obiektem szczególnie wielkiego wyzysku, bo dają o wiele więcej niż otrzymują w zamian.

Masowa kultura, media, reklamy sprowadzają ludzi pracy do roli biernych konsumentów realizujących wyłącznie własny egoistyczny interes w ramach wyścigu wszystkich ze wszystkimi. W rezultacie znikają jedno po drugim prawa pracownicze, regulacje rynku pracy. Nie istnieje bowiem w wyobraźni zbiorowej taki podmiot jak świat pracy, która zasstąpiono0 konsumująca klasa średnią. Kto nie łapie się do klasy średniej ten się wstydzi, bo okazał się nie dość pracowity, zaradny, itd. Ten brak zbiorowej identyfikacji skutkuje brakiem solidarności i obezwładnieniem ludzi pracy, którzy godzą się na twarde warunki stawiane przez kapitał. Umowy śmieciowe, wydłużony czas pracy, niskie pensje, złe traktowanie.

Ideał równości został obśmiany jako przeciw skuteczny. Uznano, że równość oznacza bierność, brak inicjatywy, kreatywności itp. Ideał harmonii społecznej opartej na współdziałaniu ustąpił miejsca wyścigowi, dążeniu do maksymalizacji zysku i chciwości wyniesionej na sztandary. Jednak rezultat tego mechanizmu mógł być tylko jeden. Rosnąca przepaść między malejącą „elitą” a całą resztą. Żeby ten stan rzeczy zamaskować wymyślono humbug pt. „klasa średnia”.

Ideał sprawiedliwości i równości zastąpiono pojęciem użyteczności. Przy kryterium użyteczności jest proste. Użyteczni są ci, którzy wygrywają w wyścigu. Bogaci są solą ziemi, a biedni cóż… raczej zbędni.

Dlatego stosunkowo rzadko kwestionuje się astronomicznie wysokie zarobki elity menedżerskiej, apanaże członków rad nadzorczych, ale skromne zasiłki na dzieci to już dyskursie publicznym „patologia”. Przy czym klasa próżniacza żyjąca z naszej ciężkiej pracy stara się nam i to skutecznie zaszczepić kult pracy zwany też dosadniej „kultem zapierdolu”.

To dzięki tej ciężkiej pracy bez końca ( w wymiarze godzinowym ponad 1900 godzin rocznie, dłużej pracują w Europie tylko Grecy) doprowadziła do potrojenia dochodu narodowego w okresie transformacji. Jednocześnie od 1990 roku nastąpił spektakularny wzrost nierówności. Trudno się zatem oprzeć wrażeniu, że bogacąca się elita zachęca nas do wzmożonego wysiłku niczym woźnica swojego konia.

Kiedy okazało się, że na Nowym Ładzie stracą trochę osoby zarabiające powyżej 10 000 zł miesięcznie zagrzmiały media, że oto państwo pakuje rękę do kieszeni „świętej klasy średniej”. A jak wynika z danych GUS takie zarobki osiąga zaledwie 6-8% Polaków. Bardzo często używa się „klasy średniej” jako parawanu dla obrony interesów klasy wyższej. Chodzi o to by ludzie stosunkowo niezamożni utożsamili się z tymi, którzy często ich kosztem opływają w dostatki. Stąd powszechny sprzeciw wobec redystrybucji budżetowej, która przeważnie jest korzystna dla samych protestujących. Wpaja im się jednak fałszywą świadomość klasową i na użytek sporu o podatki stają się oni częścią kręgu ludzi sukcesu.

Jednym z bardzo ważnych wyznaczników pozycji społecznej jest obok stosunku do środków produkcji, mieszkanie. Konieczność wynajmowania mieszkania na wolnym rynku czyni z osób o stosunkowo wysokich dochodach, osoby niezamożne. Jeżeli małżeństwo, w którym oboje pracują musi połowę swych dochodów przeznaczyć na wynajem mieszkania i i jego utrzymanie, stają oni wobec konieczności utrzymania się za jedną pensję. Zwykle jest to bardzo trudne, tym trudniejsze jeżeli się ma dzieci. Tymczasem wyznaczając granicę klasy średniej Polski Instytut Ekonomiczny nie uwzględnia dzieci jako członków gospodarstwo domowego.
Ojciec ekonomii klasycznej, Adam Smith uważał, że płaca robocza powinna wystarczać na utrzymanie czteroosobowej rodziny. Fakt, że połowa Polaków ma ujemny majątek czyli więcej długów niż oszczędności świadczy, że nie wystarcza.

Wzrost kosztów utrzymania dotyka zwłaszcza te gospodarstwa domowe, które większość swych dochodów przeznaczają na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych. Mieszkanie, jego ogrzanie, inne rachunki, żywność. Chodzi więc o niezamożna część społeczeństwa, gdyż akurat żywność, energia, opał, drożeją najszybciej i znacznie powyżej oficjalnego wskaźnika inflacji. Jednocześnie kryteria dochodowe uprawniające do korzystania z pomocy społecznej pozostają w tyle za owym wzrostem kosztów utrzymania.

Na drugim biegunie są ci, którzy inwestują w nieruchomości, których wartość rośnie w rekordowym tempie. Wartość tych inwestycji dodatkowo rośnie za sprawą prawie czterech milionów uchodźców z Ukrainy, którzy wytwarzają dodatkowy popyt na rynku mieszkaniowym. Kiedy się czyta tytuły prasowe można by ulec złudzeniu, że krąg osób zarabiających na spekulacji mieszkaniami jest szeroki, skoro jak głoszą media „Polacy masowo wykupują mieszkania”.

Narysowany klasy posiadające i posłuszne im media sztuczny horyzont utrudnia nam ostre widzenie rzeczywistości. Kiedy biedacy pożyczali u lichwiarzy żeby przeżyć do pierwszego media o tym nie wspominały. Kiedy rosną raty kredytów dla górnych 10-12% społeczeństwa w mediach słychać powszechny lament i państwo już spieszy z pomocą. Myliłby się jednak ten kto by sądził, że rządzący zlitowali się nad młodym małżeństwem, któremu najpierw niesłusznie udzielono kredytu, a potem rata wzrosła dwukrotnie stanowiąc 60 i więcej procent wydatków. Państwo dopłaci, żeby pomóc bankom, które za sprawa niewypłacalności kredytobiorców mogłyby stracić. Najlepszy dowód, że przy udzielaniu pomocy dłużnikom hipotecznym nie będzie stosowane kryterium dochodowe. Jeżeli więc bogatemu wzrośnie rata, ale o n specjalnie tego nie odczuje, państwo tez dopłaci.
Dopłacanie bogatym i skąpienie biednym, podobnie jak prywatyzacja zysków i uspołecznienie strat to podstawowe mechanizmy narastającego rozwarstwienia.

Jak fałszywy dyskurs dyktowany przez elity władzy i pieniądza zastąpić rzetelnym obrazem rzeczywistości? Nie wystarczy przedstawienie faktów, które zadają kłam urzędowemu optymizmowi. Żaden think tank, żadna najbardziej nawet błyskotliwa dysertacja naukowa nie zastąpi aktorów społecznych. Marks uważał, że klasa w sobie może stać się klasą dla siebie. Czyli, że pokrzywdzeni, wyzyskiwani, okradani z owoców swojej pracy uświadomią sobie swój wspólny zbiorowy los. I nieraz tak w historii bywało. Zanim jednak ludzie ruszyli na barykady, na ulice czy do urn, ktoś musiał budować masę krytyczną świadomości zbiorowej, teorię zmiany, która wychodzi od zanegowania status quo. I oto jesteśmy na samym początku drogi. Próbujemy zanegować zastaną rzeczywistość. Mówimy, że król jest nagi. I czekamy na powszechny odzew. Na gromki śmiech tłumu.

Piotr Ikonowicz

Źródło
Opublikowano: 2022-06-23 11:25:52

Dziś premiera „Nic się nie działo. Historia życia mojej babki”! Fragment na zach

Tomasz Markiewka:


Dziś premiera „Nic się nie działo. Historia życia mojej babki”! Fragment na zachętę:

Choć sam wychowałem się w Liszkowie, to niewiele słyszałem o Schwarzach – tyle że we wsi byli kiedyś jacyś bogaci Niemcy. W latach dziewięćdziesiątych mało kto już o nich wspominał, łatwiej było poznać historię o diabłach kręcących się przy torach kolejowych albo Babie-Jadze mieszkającej na jednym z pól. Może dorośli uznawali, że nawet diabły są lepsze dla dzieci niż historie o byłych właścicielach Liszkowa? Ale gdy dorosłem, ten temat również jakoś nigdy nie wypłynął w żadnej z rozmów. Zbierając materiały do książki, zapytałem ojca, czy we wsi lub w okolicy zostały jakieś ślady po Schwarzach. Ojciec – ze swoim drygiem do teatralnych gestów – wskazał palcem gdzieś w stronę nieba, ponad naszym domem. Nie bardzo rozumiałem: co to za enigmatyczna metafizyka? Ojciec wyjaśnił mi wreszcie:

– Komin.

Kiedy Anna odwiedziła Liszkowo w 1956 roku, lokalne władze miały jeszcze jakieś ambicje związane z pałacem Schwarzów. Pierwotnie chciano go przerobić na dom starców. Miejsce wydawało się doskonałe – kilkanaście pokoi, wokół dużo zieleni, spokój. Potem Skarb Państwa zakwaterował tam kilka rodzin. Jeszcze później pałac służył jako dom wczasowy inowrocławskiej huty szkła. Zabrakło jednak chęci i środków, by wyremontować podupadający budynek. Gdy wreszcie zawalił się dach, podjęto decyzję o rozebraniu pałacu. Niemiecka cegła, z której go zbudowano, była nie lada rarytasem. Cała wieś się zjechała, aby uszczknąć co nieco dla siebie. Wśród nich moja rodzina. Tak oto kawałki dawnej posiadłości Schwarzów posłużyły jako budulec do komina w domu postawionym przez moich rodziców. W Liszkowie niemal każdy ma jakąś pozostałość po tej niemieckiej rezydencji – pomogła ona wybudować niejedną oborę i niejeden budynek mieszkalny. Z samej posiadłości nie zostało nic, stoi tam obecnie biogazownia.

Źródło
Opublikowano: 2022-06-22 09:51:13

Za bogaci żeby mieszkać

Piotr Ikonowicz:


Za bogaci żeby mieszkać

Pan Bogusław od 40 lat mieszka na ulicy Wąski Dunaj na warszawskiej Starówce. Kiedy przyszły lata chude, i było krucho z pracą zaczął zalegać z czynszem. Wypowiedziano mu umowę. Kiedy spłacił dług odmówiono mu ponownego zawarcia umowy najmu z uwagi na roszczenia spadkobierców dawnych właścicieli. Kiedy się okazało, że roszczenia są bezpodstawne, znów poprosił o zawarcie umowy, ale okazało się, że on, żona i syn maja łącznie zbyt duże dochody. Po 46 latach pracy dorobił się przyzwoitej emerytury, żona zarabia minimalną, ale nie może się zwolnić, bo brakuje jej dwa lata do emerytury. Sugerowano mu, żeby dochody jakoś obniżył, ale nie ma jak. Będzie musiał się wyprowadzić, bo kryteria dochodowe do mieszkania komunalnego nie są wystarczająco często waloryzowane, a inflacja szaleje, więc dochody ludności rosną. W ten sposób w wyniku wzrostu cen i płac maleje krąg osób, które mają prawo do pomocy mieszkaniowej miasta. Sęk w tym, że wynajęcie mieszkania na wolnym rynku oznaczałoby, ze z osób, które jakoś sobie radzą, rodzina ze Starówki stałaby się jeszcze jednym ledwo wiążącym koniec z końcem gospodarstwem domowym.

Jest jeszcze jeden bardzo ważny powód, dla którego pan Bogusław nie powinien się stamtąd wyprowadzać. Jest on dobrym samarytaninem pomagającym od lat osobom niewidzącym, które przebywają w pobliskim klasztorze. I tak go poznałem, bo przyprowadził do kancelarii panią Ewę, która próbuje wyjść z bezdomności. Bycie dobrym duchem osób z niepełnosprawnością nie jest argumentem prawnym tylko moralnym. Z jego mieszkania do sióstr jest 5 minut drogi. Dzięki temu żwawy emeryt jest na każde zawołanie osób w potrzebie. Będziemy próbowali przekonać urzędników, żeby go nie eksmitowano. Ale wiem, ze nie będzie łatwo. Wreszcie takich przypadków są już setki. Sam udzielam pomocy kilkunastu osobom, które były eksmitowane do lokali socjalnych, a kiedy minął okres umowy terminowej i przyszło do zawarcia umowy bezterminowej okazuje się, ze przekraczają kryterium dochodowe. Jakimś cudem osoby ubogie, którym sąd przyznał lokal socjalny stały się nagle „krezusami”.
Nie zasługującymi na pomoc mieszkaniowa gminy. Czas by samorządy zaczęły podwyższać kryteria dochodowe w rytmie rosnących cen i dochodów. W tym celu trzeba jednak zwiększać zasoby mieszkaniowe gmin. Budować nowe i remontować stare mieszkania komunalne.

Piotr Ikonowicz

Źródło
Opublikowano: 2022-06-20 14:14:50

Ruch Sprawiedliwości Społecznej to partia antykapitalistyczna złożona w przeważa

Piotr Ikonowicz:


Ruch Sprawiedliwości Społecznej to partia antykapitalistyczna złożona w przeważającej części z ludzi pracy najemnej. Jesteśmy wszędzie tam gdzie możni i bogaci krzywdzą pracowników. lokatorów, dłużników. Walczymy z bezdomnością, lichwą, wyzyskiem, mobbingiem, arogancją władzy, przemocą finansową. Stoimy murem za ofiarami oszustw i niesprawiedliwych wyroków.
I robimy to wszystko naprawdę, a nie tylko w Internecie.


Źródło
Opublikowano: 2022-06-19 10:35:46

„Nie nazywano tego egzekucją, lecz dymisją.” Klasyk klasykiem, ale pozostaje f

Sztuczne Chwasty:


„Nie nazywano tego egzekucją, lecz dymisją.”

Klasyk klasykiem, ale pozostaje faktem, że najczystsze doświadczenie cyberpunka to jednak Europa Wschodnia, w której ścierają się komicznie słabe rządy, mocarne korporacje, darwinistyczne społeczeństwa, i wyzwoleni ludzie – a wszystko okraszone nowoczesnymi technologiami, które są zdumiewająco powszechne.

Serio. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli o Polsce, to późne wdrażanie technologii płatniczych i eGov sprawia, że mamy naprawdę wysoki ich poziom i dostępność. Na Zachodzie wcale nie jest tak oczywiste, że wszędzie zapłacisz kartą, albo rozliczysz swoje podatki online.

Ba, często jest wręcz odwrotnie. Pogadajcie ze swoimi amerykańskimi znajomymi, a nie uwierzą wam, że podatek rozliczacie w piętnaście minut za darmo. Niemieccy z kolei nie uwierzą, że wszędzie wejdziesz z kartą i opłacisz bez problemu, dając przy okazji suty napiwek.

Fotografie: Zebrane za Jakub Rzepka.

PS: Jeśli ostatnio jest trochę randomowo, to przepraszamy, ale kolektyw musi zająć się sprawami osobistymi. Szczególnie, gdy chodzi o starych dobrych komunistów.






Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty

Biden oskarżył koncerny naftowe o celowe podwyższanie cen paliw

Adrian Zandberg:


Wczoraj w Polsacie mówiłem o obscenicznych zyskach korporacji paliwowych, które trzeba ograniczyć. Jeśli koncerny takie jak Orlen nie ograniczą swoich apetytów, grozi nam spirala marżowo-cenowa i zwiększenie inflacji. Usłyszałem w odpowiedzi zgodny chór liberałów i pisowskich pieczeniarzy, że „Zandberg to radykał”.

Joe Biden to też „radykał”?

Biden oskarżył koncerny naftowe o celowe podwyższanie cen paliw

Źródło
Opublikowano: 2022-06-16 08:43:18

Już jest nowy numer kwartalnika #Równość – PIENIĄDZE Lada dzień trafi do Księgar

Stowarzyszenie im. Tadeusza Regera:


Już jest nowy❤️❗️ numer kwartalnika #Równość – PIENIĄDZE💸❗️ Lada dzień trafi do ❤️Księgarni Ogniwo, ale już teraz możesz pobrać go z naszej strony www. W numerze znajdziesz aż 12 tekstów.
Na początek 👉Mateusz Merta wytłumaczy, „Jak PKB pożera nasz świat” i czy musimy tak usilnie się tego wskaźnika trzymać. 👉Anna Górska z Zarządu Partii Razem wyjaśnia z kolei, dlaczego „WIBOR należy zlikwidować”. W numerze przeczytasz również 👉 rozmowę na temat kas zapomogowo-pożyczkowych (KZP) z Magdaleną Madzią – przewodniczącą zarządu jednej z nich oraz Dariuszem Lamek-Kochanowskim – członkiem KZP. Z zapożyczaniem się trzeba być ostrożnym, niestety znamy zbyt wiele historii, kiedy pożyczka doprowadziła do osobistych dramatów, o czym pisze 👉Barbara Słania w „Balladzie o pieniądzach”.
👉Magdalena Okraska sprawdza „Czy w Polsce da się „siedzieć na socjalu”?”, a 👉Katarzyna Gasparska krytykuje alimenciarzy, którzy okradają własne dzieci nie tylko z pieniędzy i nie bez pomocy innych. 👉Adrianna Zipper pisze o jednym z większych wyzwań współczesnego świata – rosnących nierównościach. Czy uda się przekonać najbogatszych, że ich majątek może pomóc uratować świat?
👉Paweł Miech w tekście „Drukowanie pieniędzy jest okay, jeśli nie drukujesz ty” podważa ogólnie przyjętą teorię o konieczności „spinania się” budżetu i w przystępny sposób przedstawia Nowoczesną Teorię Monetarną (MMT). W tym numerze tłumaczymy sporo skrótów – były już WIBOR, KZP, MMT, a teraz czas na NFT. W artykule 👉 Niezbyt Fajne Towarzystwo, czyli czym jest NFT? Dariusza Jakubowskiego znajdziecie odpowiedź na pytanie, co to takiego. 👉 Roman Rostek przybliża nam temat zarządzania algorytmicznego i wyjaśnia, dlaczego psuje ono pracę.
Zastanawiasz się, jak trafić na listę najbogatszych Polaków?👉 Bartosz Klimas opowiada o największych karierach finansowych lat 90., o tym, kto zyskał na wolnym rynku i jak się to skończyło. I na koniec wisienka na torcie: Marzenia o pieniądzach 👉Marty Stożek – tekst wcale nie o pieniądzach, tylko o tym, czego rzeczywiście nam potrzeba.
Zapraszamy do lektury, a przy okazji dziękujemy wszystkim osobom, które pracowały nad tym numerem❤️
👉 https://rownosc.eu/numery/


Źródło
Opublikowano: 2022-06-15 10:12:35

I tu leży problem z kapitalizmem i niezbędnym dla jego istnienia podziałem klaso

Sztuczne Chwasty:


I tu leży problem z kapitalizmem i niezbędnym dla jego istnienia podziałem klasowym: Jedni dostają dużo, inni dostają mało, nie przez wzgląd na ich dokonania, ale przez przypadek urodzenia. Nikt nie wybiera tego, czy urodzi się biedny, bogaty, kobietą, mężczyzną, Polakiem, Hindusem, swojego koloru Pantone czy kontekstu społecznego.

Dlaczego zatem determinuje to nasze szanse w życiu?

Odpowiedź: Bo bogaci, a w szczególności ci obscenicznie bogaci, na tym zarabiają.

🍴🍴🍴

Obraz: Edward Hopper, Soir Bleu, 1914


Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty

Warto zastanowić się dlaczego Polska, która odniosła sukces mierzony wzrostem PK

Piotr Ikonowicz:


Warto zastanowić się dlaczego Polska, która odniosła sukces mierzony wzrostem PKB jest wciąż krajem ludzi zadłużonych, z trudem wiążących koniec z końcem, gdzie depresja jest chorobą społeczną, w którym wstyd przyznać się do porażki więc większość kłamie, że ma się dobrze.

24 czerwca odbędziemy na ten temat debatę w kompetentnym gronie. Bliższe informacje już wkrótce.


Źródło
Opublikowano: 2022-06-14 09:27:50

Najokrutniejszym kłamstwem kapitalizmu jest twierdzenie, że za sukces i bogactwo

Sztuczne Chwasty:


Najokrutniejszym kłamstwem kapitalizmu jest twierdzenie, że za sukces i bogactwo odpowiada ciężka praca. Gdyby to było faktem, to najbogatsi byliby nie maklerzy giełdowi, spekulanci, czy wszelkiej maści kapitaliści, tylko ludzie pracy: Budowlańcy, personel techniczny, medyczny, nauczyciele, wszyscy, którzy pracują często ponad siły, byleby przeżyć. Tymczasem wystarczy rzut oka na listę miliarderów, by zauważyć, że determinantą sukcesu i bogactw nie jest ciężka praca.

Ot, weźmy Kluczyków. Libmedia lubią rozwodzić się, jak to Seba zaczynał od roznoszenia ulotek, i przedstawiają to jako coś inspirującego. Rzadko zwracają za to uwagę, że roznoszenie ulotek było formą pseudo-pracy w firmie ojca-oligarchy, który po swojej zupełnie przypadkowej śmierci w szwajcarskiej klinice zostawił dzieciom miliardy w spadku. A biorąc pod uwagę zasady prawa spadkowego w Polsce, te miliardy i tak by dostał, ze względu chociażby na dziedziczenie ustawowe, które zalicza dzieci do najbliższego kręgu spadkobierców, względnie zachowek.

Nasz bieda Lex Luthor, także przedstawiany jako self-made man? Nie udałoby mu się to bez bogatych rodziców, którzy dali mu $250 000 na podtrzymanie biznesu. Bill Gates? Bogaci, wpływowi rodzice, w szczególności ojciec, rozbijający się z Jimmy Carterem i Nelsonem Mandelą. Warren Buffet? Syn wpływowego polityka i biznesmena. A jeśli przyjrzymy się nie jednostkom, a całym dynastiom arystokracji pieniądza – tak, burżuazji, jezukomunizmłolaboga – to trend jest jeszcze bardziej przygniatający: Za sukces i bogactwo odpowiada przypadek urodzenia. W Stanach archetypowe burżuje to rodziny Waltonów, Kochów i Marsów (odpowiednio Walmart, Koch Industries, oraz Mars Inc.), będące faktycznymi dynastiami.

O ile odpowiadający za produkcję słodyczy Mars oraz gigant sprzedażowy Walmart nie wymagają przedstawiania, to Koch Industries jest raczej mało znany – a szkoda, bo to jedna z największych, jeśli nie największa korporacja w Stanach Zjednoczonych, zajmująca się przemysłem ciężkim, energetyką i przetwórstwem. Mało seksowne, podobnie jak większość rosyjskich gigantów energetycznych i wydobywczych, ale daje pojęcie o tym, na czym opierają się dynastie. Kochowie są też o tyle istotni, że to ich pieniądze stoją za wieloma skrajnie prawicowymi bojówkami oraz think-tankami, które dążą do utrzymania pokracznego kapitalizmu i klasowego podziału, który stał się dominującym porządkiem społecznym po 1989 roku.

A jest o co walczyć. Przez ostatnie 40 parę lat bogactwo tych trzech tylko rodzin wzrosło jakieś sześćdziesiąt razy – tak, to nie literówka – dzięki lobbingowi i gigantycznemu wpływowi na politykę Stanów. Możecie się dziwić, dlaczego piszemy o Stanach w kontekście Polski. Pamiętajcie, że w wielu aspektach Polska to mała Ameryka, która nadal nie wyleczyła się z fascynacji tym brutalnym imperium i jego metodami – o czym świadczy zarzynanie usług publicznych i dążenie do prywatyzacji absolutnie wszystkiego.

Ktoś może powiedzieć, że zazdrościmy.

Nie, nie zazdrościmy. Jesteśmy po prostu wkurzeni, że ciężką pracą nie da się osiągnąć bogactwa, a sukces zależy głównie od tego, w jakiej rodzinie się urodzisz. Zdarzają się wyjątki od tej reguły, owszem, ale wyjątki są właśnie tym: Wyjątkami. A my chcemy systemu, w którym twój system zależy wyłącznie od twojej pracy. Nie od koneksji, nie od kapitału na rodzinnych kontach, nie od tego, czy rodzinę stać na dodatkowe lekcje i prywatne zabiegi medyczne.

System, który nie jest kapitalizmem, który tego zwyczajnie nie oferuje i nigdy nie będzie w stanie zaoferować – bo na równości i równych szansach nie da się zbić gigantycznych majątków, dzięki którym dzieci burżujów będą mogły dziedziczyć miliardy i twierdzić, że same do wszystkiego dotarły.

Obraz:

PS: A teraz challenge: Zawsze, gdy media piszą o „bogatych millenialsach”, którzy w wieku 20-30 lat przeszli na emeryturę, to gwarantujemy, że najprawdopodobniej gdzieś w tekście będzie albo dziedziczenie, albo bogaci rodzice kupujący mieszkanie lub wprowadzający do firmy. Gwarantujemy.


Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty

Pride Month ledwo się zaczął, a już jest zabawnie. Większość korporacji chętnie

Sztuczne Chwasty:


Pride Month ledwo się zaczął, a już jest zabawnie. Większość korporacji chętnie przywdziewa tęczowe kolorki i wrzuca napisane przez kiepsko opłacanych (jeśli w ogóle) stażystów, chwaląc się jak to są inkluzywni i w ogóle wspierają nas na Pride Month. Oczywiście, żyjemy w kapitalizmie, a w kapitalizmie hipokryzja jest regułą, a nie odstępstwem. I nie chodzi tutaj o to, że marki zachodnie działające na Bliskim Wschodzie pozostają nie-tęczowe (tam jest to często nielegalne i groźne dla życia czy zdrowia), ale „tęczowe” korporacje blisko domu, które jednocześnie bez problemu wspierają homofobicznych i transfobicznych polityków.

Najlepszym przykładem są korporacje naszego kolonialnego pana, Stanów Zjednoczonych, chociaż na pewno znalazłyby się także przykłady blisko domu. W 2021 roku ranking Human Rights Campaign wyłonił top 25 tęczowych korporacji, w tym telekomunikacyjnych gignatów jak Comcast czy AT&T, ale także Deloitte, Google, Amazon, Walmart, Cigna, Ford, czy Facebook. Pomimo osiągnięcia maksymalnego możliwego wyniku, korporacje te nie widziały żadnego problemu w tym, by hojnie opłacać polityków amerykańskich, którzy z nienawiści do osób LGBT+ zrobili sobie markę.

Serio: 25 tęczowych korporacji wpłaciło w latach 2019 i 2020 prawie 11 milionów dolarów do kieszeni polityków sprzeciwiających się zakazowi dyskryminacji ze względu na orientację czy tożsamość płciową, albo wręcz tworzących ustawy dyskryminacyjne wymierzone w osoby trans.

Kolejne zestawienie obejmujące okres do marca 2021 nie kieruje się rankingiem HRC, ale porównuje aktywność sponsorów wydarzeń Pride z Los Angeles, Miami, San Francisco, Atlanty, Houston i Nowego Jorku z ich wpłatami na rzecz bigotów u władzy i… Okazuje się, że korporacje fundujące wydarzenia na Pride Month wpłacają jednocześnie ogromne kwoty na kampanie przeciwko osobom LGBT+. Prym w tym zestawieniu wiedzie Toyota, która wpłaciła ponad 600 000 dolarów na kampanie nienawiści.

Oczywiście, korporacje będą się tłumaczyć, że dialog, że popieranie polityków, że przcież tolerancja dla odmiennych poglądów i tak dalej i tak dalej. Problem w tym, że to zwyczajna bzdura, i to niebezpieczna, bo przez Stany przetacza się właśnie potworna fala legislacyjnej nienawiści i ponad sto (serio, sto) inicjatyw mających na celu nic, tylko prześladowanie osób trans. Korporacje wpłacające na konta kampanii nienawiści i polityków wspierających działania wymierzone w osoby LGBT+ podtrzymują bigoterię przy życiu.

Potworne, nie?

A teraz przypomnijcie sobie, że kluczową rolę w trakcie Stonewall Riot – punkcie zwrotnym, jeśli chodzi o prawa osób LGBT+ – odegrały czarnoskóre osoby transseksualne.

Tyle o korporacjach, a co z politykami? Libki w postaci PO z okazji Pride Month zaczynają wałkować temat i zaczyna się toporna propaganda, że jak tylko PO wygra wybory (oczywiście, tylko PO), to pierwszą decyzją Tuska będzie legalizacja związków partnerskich – a dokładniej mówiąc, wyda łaskawie zgodę na to, by je zalegalizować. Podpierają się przy tym, jak się zdaje, wypowiedzią Słońca Tatr z okolic sierpnia ubiegłego roku, z któregoś tam Campusu Przeszłości. Pardon, Przyszłości.

Kiełbasa wyborcza kiełbasą wyborczą, ale urocze jest to, że libki uważają nas, osoby LGBT+, za debili pozbawionych pamięci. Przerabialiśmy już raz argument „zaraz po wyborach”: Jedenaście lat temu Tusk obiecywał dokładnie to samo, że po wygranych wyborach parlamentarnych związki partnerskie będzie można wziąć na tapetę od razu.

Ostatecznie „po wyborach” oznaczało dwa lata oczekiwania, a samo głosowanie z 2013 roku obnażyło libkową perfidię: Projekt ustawy o związkach partnerskich (druk nr 552) został przez PO-PiS-PSL odrzucony w pierwszym czytaniu. Głosowanie nr 45 na 32. posiedzeniu Sejmu objęło 449 posłów, z czego 276 poparło wywalenie związków partnerskich do kosza. Oczywiście, cały PiS głosował za odrzuceniem, w PSL tylko jeden poparł związki partnerskie, a w PO 94 posłów zagłosowało za dalszym wegetowaniem osób LGBT+ w szarej strefie, 23 wstrzymało się, a 84 chciało, by projekt przeszedł do dalszego czytania.

Tym samym dołączyli do Ruchu Palikota i SLD, które jako jedyne kluby zagłosowały w całości za (poza trzema nieobecnymi posłami).

Innymi słowy, dzięki tchórzostwu Platformy i Tuska ukręcono łeb związkom partnerskim. Próba ponownego mamienia nas wizją projektu sprzed dziesięciu lat to już nawet nie cynizm, tylko zwyczajne skurwysyństwo. Szczególnie, że standardem stają się nie związki partnerskie, a po prostu równość małżeńska i tyle.

Pamiętajcie: Jeśli libek obiecuje wam związki partnerskie, to gwarantujemy, że chodzi mu tylko o wasze głosy, a jak tylko może, to wbije wam kosę pod żebro.

Ale, nie bądźmy tutaj tak całkowicie potworni. W trakcie Pride Month zdarzają się też fajne rzeczy, także wykierowane w korporacje. Weźmy sobie takich Pinkertonów. Jeśli posiadacie choćby uncję wiedzy historycznej, to wiecie, że korporacja Pinkerton to jedna z najmroczniejszych organizacji w historii Stanów Zjednoczonych i ruchu robotniczego. Skomercjalizowany Freikorps istnieje do dziś i tak, jak kiedyś zajmował się mordowaniem robotników i ich rodzin – wraz z dziećmi – łamaniem strajków i inwigilacją, tak dzisiaj zajmuje się właściwie tym samym. Amazon, na ten przykład, korzysta z usług Pinkertonów by między innymi infiltrować środowiska pracownicze w swoich gułagach w Polsce.

Jak wszystkie korporacje na Pride Month, także te wątłe psie ch– znaczy się, zbrodniczy agenci międzynarodowego kapitalizmu przywdziali tęczowe kolorki, by pochwalić się, jak to wspomagają osoby LGBT+.

Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania, a wątek na Twitterze to memiczna ekstraklasa szydery i antykorporacjonizmu (link w komentarzu).

Jest też druga fajna wiadomość na Pride Month w Polsce, a mianowicie stanowisko Rady Upowszechniania Nauki Polskiej Akademii Nauk z maja, które trochę umknęło mediom klasycznym i antyspołecznym. Przytoczymy je w całości:

„Rada Upowszechniania Nauki PAN z niepokojem przyjmuje pojawiające się w przestrzeni publicznej próby wykorzystywania komunikacji naukowej do utrwalania stereotypów krzywdzących osoby transpłciowe oraz rozpowszechniania poglądów dotyczących tożsamości płciowej, które nie mają wsparcia w aktualnej wiedzy naukowej lub które nie są przedmiotem konsensusu naukowego.

Rada Upowszechniania Nauki PAN przypomina, że według najnowszych badań naukowych (Bulska i wsp., 2021), osoby transpłciowe w Polsce w największym stopniu, spośród przedstawicieli społeczności LGBTQ+, dotknięte są skutkami systemowej dyskryminacji. Przykładowo blisko 61% osób transpłciowych doświadcza symptomów głębokiej depresji. Ta grupa ma też największe nasilenie myśli samobójczych.

Z tego względu Rada Upowszechniania Nauki PAN stoi na stanowisku, że komunikacja wiedzy naukowej dotycząca kwestii wrażliwych społecznie powinna uwzględniać dobrostan osób dyskryminowanych. Uważamy ponadto, że powoływanie się przez osoby popularyzujące naukę na wiedzę biologiczną, bez uwzględniania, co w niej jest wynikiem badań empirycznych, których wyniki włączane są w zbiór aktualnie obowiązującej wiedzy, a co jej interpretacją, jest według nas niedopuszczalne. Popularyzacja nauki powinna wystrzegać się uproszczeń, które są fałszywe i prowadzą do wzmacniania istniejących stereotypów i uprzedzeń. Za Amerykańskim Narodowym Stowarzyszeniem Komunikacji (NCA, 1999) powtarzamy, że „etyczny sposób komunikacji zwiększa ludzką wartość i godność poprzez wspieranie prawdomówności, uczciwości, odpowiedzialności, integralności osobistej oraz szacunku dla siebie i innych”.”

Nie pada tutaj nazwisko pewnej transfobicznej patostronki z Poznania i nie będziemy TTT tutaj tagować, ale wiemy, że już miał miejsce incydent fekalny i amator z fejsa okrzyknął się papieżem nauki, oraz że PAN-sran, on ma rację.

A my życzymy wam miłego, niekorporacyjnego wieczora wolnego od libkowych polityków, ich fanów, oraz pseudo-racjonalnej szurii.

Vale!

Obraz: José Guadalupe Posada, ~1890


Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty

Kubatury katastrofy klimatycznej

Obywatel:


W nowym tekście na naszej stronie Stefan Paweł Załęski zwraca uwagę na rzadziej dyskutowany aspekt zmian klimatycznych i odpowiedzialności za nie: rolę zamożnych i ich konsumpcji energetycznej, szczególnie w sektorze nieruchomości: „Znacznie większy wkład w emisję gazów cieplarnianych ma wytwarzanie energii. Jest ona, pomijając przemysł, wykorzystywana przede wszystkim na potrzeby ogrzewania oraz klimatyzowania (ochładzania) pomieszczeń, w których przebywają ludzie, pracując bądź odpoczywając: biur, sklepów, restauracji, fabryk, magazynów, hal sportowych, basenów, szkół i uczelni, bibliotek, muzeów, galerii, studiów filmowych i telewizyjnych, sal koncertowych, klubów, świątyń, hoteli, mieszkań, domów, willi, rezydencji, dworów, pałaców. Lista jest długa. Jednak jej cechą charakterystyczną jest wysoka konsumpcja osób zamożnych. Jest ona mało widoczna, bo większość obywateli nie ma dostępu do przestrzeni, w których przebywają bogaci. Jest zatem mało uświadamiana. Luksusowe biura, sklepy, rezydencje nie znajdują się pod publicznym oglądem. A to tam, w metrażach i kubaturach, należy doszukiwać się nadmiernej emisji gazów cieplarnianych. Nieruchomości są też głównym zasobem inwestycyjnym klasy średniej, a aktywizm jej przedstawicieli kończy się zazwyczaj na ich strefie komfortu. Ogrzewanie i klimatyzacja należących do nich kubatur stanowi zatem społeczne tabu”. Całość w linku:

Kubatury katastrofy klimatycznej

Źródło
Opublikowano: 2022-06-02 20:14:40

Inflacja osiągnęła 13,9%. Nie możemy się zgodzić na przerzucenie kosztów tego kr

Maciej Konieczny:


Inflacja osiągnęła 13,9%. Nie możemy się zgodzić na przerzucenie kosztów tego kryzysu na najsłabiej zarabiających. Ludzie ledwo wiążą koniec z końcem, a tymczasem banki, deweloperzy i koncerny paliwowe koszą rekordowe zyski z gigantycznych marży. Tak dłużej być nie może.

Tym razem dla odmiany zaciśnijmy pasa na brzuchach tłustych kotów.


Źródło: Maciej Konieczny
Więcej w kategorii: Maciej Konieczny
Opublikowano: 2022-05-31 14:22:47

Mit klasy średniej

Piotr Ikonowicz:


Mit klasy średniej

Każdy kto upomina się o interesy niezamożnej większości społeczeństwa musi się liczyć z całkowitym osamotnieniem i wściekłymi atakami ze strony przedstawicieli uprzywilejowanej mniejszości. Ci, których chcemy bronić uważają się bowiem, jakże niesłusznie, za klasę średnią i występują przeciwko redystrybucji budżetowej, która jest w ich interesie. Toteż nic dziwnego, że mamy w Polsce jeden z najbardziej niesprawiedliwych systemów podatkowych. W praktyce, im więcej ktoś zarabia tym mniejszą część swych dochodów przeznacza na podatki. Jakiekolwiek próby lekkiego choćby naruszenia tego stanu rzeczy powodują histeryczną reakcję większości mediów i kół politycznych.

Bardzo długo nie mogłem zrozumieć dlaczego partie polityczne dbają prawie wyłącznie o klasę średnią, która przecież nie jest w Polsce zbyt liczna. Dopiero badania, z których wynika, że ponad 70% społeczeństwa uważa się za klasę średnią, pokazały, że te zabiegi i dogadzanie klasie średniej mają sens, nawet jeżeli większość owej klasy ma charakter urojony.

Dziś za sprawą mediów cała Polska żyje wzrostem rat od kredytów hipotecznych chociaż kredyty takie ma zaledwie jakieś 10% rodzin. Kiedy jednak co piąta rodzina pożyczyła u lichwiarzy, żeby przeżyć do pierwszego, media milczały, bo mimo że łatwo się było tego dowiedzieć z komunikatów GUS, nikt się tym nie interesował.

Zawarta we wstępnej wersji Polskiego Ładu nieśmiała próba zwiększenia progresji podatkowej spotkała się z tak miażdżącą krytyką, że wkrótce się z niej wycofano. A kolejne korekty skierowano jak zwykle do mitycznej klasy średniej czyli do owych ok. 10% społeczeństwa, które przejmuje 40% dochodu narodowego.

W języku neoliberalnej debaty skromne zasiłki 500+ są postrzegane niezmiennie jako nieuzasadnione rozdawnictwo powodujące inflację, a ewentualne dopłaty do rat kredytu nie podlegają krytyce. A każdy kto skrytykować spróbuje zostanie okrzyknięty komunistą a w najlepszym razie populistą siejącym nienawiść klasową.

Zaprzeczenie realnej stratyfikacji społecznej to podstawowy kanon ideologii władzy w kapitalizmie. Rozwarstwienie nie istnieje, skoro znakomita większość uważa się za klasę średnią. Każda wzmianka o konflikcie interesów między biednymi i bogatymi uważana jest za niedopuszczalny „klasizm”.

Jedyną kategorią świadomości zbiorowej, jedyną wyobrażalną wspólnotą jest „naród”, który zaciera różnice i konflikty interesów. Poza tym każdy sobie rzepkę skrobie. A większość zamiast się utożsamiać z takimi jak oni ledwo wiążącymi koniec z końcem ludźmi pracy wolą wierzyć, że świetnie sobie radzą, choć to nieprawda. Mało tego, często osoby, które dzięki uruchomionemu przez PiS transferowi socjalnemu (500+, 13,14 emerytura) zaczęły lepiej sobie radzić, wyrażają się pogardliwie o innych niezamożnych osobach korzystających z pomocy społecznej.

Władza kapitału nad ludźmi, system który generuje coraz większe rozwarstwienie dochodowe społeczeństwa opiera się nie na sile, lecz na zniewoleniu umysłów. Religia sukcesu sprawia, że nie wypada już pytać skąd ci na górze tyle mają? Zwycięzców bowiem nikt nie sądzi. Ci, którzy biorą sobie nieproporcjonalnie więcej ze wspólnie wypracowanego dochodu narodowego, nie tylko nie podlegają krytyce, ale są idolami tych, którym zostawia się resztki z pańskiego stołu. Wciąż aktualna jest u nas powszechnie już na świecie skompromitowana teoria o skapywaniu bogactwa, w myśl której my wszyscy korzystamy z tego, ze „oni” się bogacą, a zatem im bardziej i szybciej się bogacą, tym lepiej.

Jeżeli już ktoś przyzna, że wyższe opodatkowanie bogatych ma sens, to jednak od razu zastrzega się, że to i tak nic nie da, bo oni będą oszukiwać, uciekać z dochodem itp. Zupełnie tak jak gdyby sprawiedliwsze systemy podatkowe z większą progresją nie działały w krajach bardziej rozwiniętych i bogatszych od Polski.

Zmiana niesprawiedliwego systemu jest możliwa tylko wtedy kiedy większość obywateli zrozumie, że są kantowani. Wymaga to odbudowy więzi między pracownikami, grupami zawodowymi. Kiełkujący od niedawna ruchu strajkowy i kilka wygranych sporów zbiorowych wiosny nie czyni, ale pokazuje, że zbiorowe działanie bywa skuteczniejsze od indywidualnego przepychania się. Ważne też, aby racje strajkujących były powszechnie znane, by rosło poparcie społeczne dla strajkujących załóg. Potrzebna jest „solidarność” pisana małą literą. Odgórnej propagandzie sukcesu można przeciwstawić tylko oddolny ruchu społeczny. I wtedy może kiedyś ściągniemy z masztu sztandar z napisem „chciwość” i zastąpimy go „sprawiedliwością społeczną”.

Najpierw jednak trzeba obalić mit klasy średniej. Bo większość z nas żyje od pierwszego do pierwszego. I ta większość musi w końcu kiedyś wygrać wybory.

Piotr Ikonowicz

tekst ukazał się w Rzeczpospolitej

Źródło
Opublikowano: 2022-05-31 06:47:56

Od kilku lat w debacie publicznej coraz częściej poruszany jest temat wykluczeni

Paulina Matysiak:


Od kilku lat w debacie publicznej coraz częściej poruszany jest temat wykluczenia menstruacyjnego. Określa się tak sytuację, w której kobiety nie mają dostępu do artykułów higienicznych takich jak podpaski i tampony oraz kiedy edukacja w szkole w sprawie miesiączki jest celowo ograniczana lub prowadzona w sposób, który z naturalnego procesu fizjologicznego tworzy temat tabu.

Według danych UNICEF z 2015 r. na całym świecie z 1,9 mld kobiet i dziewcząt, które mają okres, 500 mln nie może w pełni dbać o higienę a 130 milionów opuszcza z tego powodu lekcje. Z raportu Kulczyk Foundation z 2020 r. wynika, że co piąta Polka nie ma środków na zakup odpowiednich środków menstruacyjnych. W raporcie fundacji Różowa Skrzyneczka z 2021 r. znajduje się informacja, że wciąż polska szkoła uczy, że o miesiączce dowiadywać się trzeba z podziałem na płeć i w ten sposób menstruacja na zajęciach z wychowania do życia w rodzinie staje się „sprawą kobiecą”, o której nie mówi się głośno.

28 maja obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Higieny Podczas Miesiączki. W tym dniu w Polsce podkreśla się znaczenie walki z wykluczeniem menstruacyjnym. Od kilku lat osobom doświadczającym braku dostępu do artykułów higieny pomagają takie organizacje jak Akcja Menstruacja, Różowa skrzyneczka czy Okresowa Koalicja. Pomagają one instytucjom i osobom prywatnym w zakładaniu Punktów Pomocy Okresowej, różowych skrzyneczek czy koszyków z podpaskami, tamponami lub wkładkami higienicznymi.

Od poniedziałku te artykuły będą bezpłatnie dostępne w moim biurze poselskim przy ul. Narutowicza 20 w Kutnie. Czynne jest w poniedziałki, środy i piątki w godzinach 8.00–15.00. Mam nadzieję, że wkrótce takich punktów będzie w okolicy więcej!

Walczmy z wykluczeniem menstruacyjnym!


Źródło: Paulina Matysiak
Więcej w kategorii: Paulina Matysiak
Opublikowano: 2022-05-28 10:00:03

Kiedy banki słyszą o stałych ratach lub obniżeniu WIBOR-u zaczynają straszyć, że

Magdalena Biejat:


Kiedy banki słyszą o stałych ratach lub obniżeniu WIBOR-u zaczynają straszyć, że to działanie proinflacyjne. To bardzo ciekawe, że oczekuje się, że to zwykli ludzie będą ponosić koszty walki z inflacją i zaciskać pasa. Ale tych kosztów nie muszą ponosić ani wielkie korporacje, ani banki, ani bogacze. To nie powinno tak działać. Banki naprawdę stać na to, żeby przestać traktować swoich klientów jak dojne krowy. Można, a nawet trzeba ten dziki zachód na polskim rynku kredytowym opanować.

Link do całości rozmowy w RMF FM znajdziecie w komentarzu


Źródło
Opublikowano: 2022-05-27 08:32:34

Najwyższy czas wezwać naprawdę pana Obajtka na dywanik i zapytać o realną wysok

Razem:


📢 Najwyższy czas wezwać naprawdę pana Obajtka na dywanik i zapytać o realną wysokość marż. Proszę państwa, grozi nam dzisiaj realnie spirala marżowo-cenowa, bo korporacje wykorzystały okazję i narzuciły wysokie marże. Niektóre wręcz bezczelnie się tym chwalą – Adrian Zandberg


Źródło
Opublikowano: 2022-05-27 07:46:38

Najwyższy czas wezwać naprawdę pana Obajtka na dywanik i zapytać o realną wyso

Adrian Zandberg:



📢 Najwyższy czas wezwać naprawdę pana Obajtka na dywanik i zapytać o realną wysokość marż. Proszę państwa, grozi nam dzisiaj realnie spirala marżowo-cenowa, bo korporacje wykorzystały okazję i narzuciły wysokie marże. Niektóre wręcz bezczelnie się tym chwalą – Adrian Zandberg


Źródło
Opublikowano: 2022-05-27 07:46:38

Posłuchajcie, jak Adrian Zandberg w Sejmie mówi o drastycznych podwyżkach cen pa

Maciej Konieczny:


Posłuchajcie, jak Adrian Zandberg w Sejmie mówi o drastycznych podwyżkach cen paliw. A składają się na nie rekordowo wysokie marże koncernów, które przerzucają odpowiedzialność na czynniki zewnętrzne.

📢 Najwyższy czas wezwać naprawdę pana Obajtka na dywanik i zapytać o realną wysokość marż. Proszę państwa, grozi nam dzisiaj realnie spirala marżowo-cenowa, bo korporacje wykorzystały okazję i narzuciły wysokie marże. Niektóre wręcz bezczelnie się tym chwalą – Adrian Zandberg


Źródło: Maciej Konieczny
Więcej w kategorii: Maciej Konieczny
Opublikowano: 2022-05-27 07:46:38

Demokracja nie jest za darmo

Tomasz Markiewka:


Na co nasze państwo wydaje najwięcej pieniędzy? Zdaniem Polaków – na administrację. W badaniach przeprowadzonych przez Polski Instytut Ekonomiczny takiej odpowiedzi udzieliło 31 proc. ankietowanych. Żadna inna spośród ośmiu kategorii wyodrębnionych przez PIE nie uzyskała tylu wskazań.

To całkowicie mylne wyobrażenie, bo w rzeczywistości administracja jest dopiero na siódmym miejscu – stanowi ledwie 6 proc. wszystkich wydatków publicznych (w mniemaniu ankietowanych – 18 proc). (…)

Wielu polityków i komentatorów lubi powtarzać, że możemy mieć lepsze usługi publiczne i wcale nie musimy podwyższać w tym celu obciążeń podatkowych najbogatszych Polaków. Ba, dałoby się je nawet obniżyć! Wystarczy skończyć z marnotrawstwem. A gdzież jest większe marnotrawstwo, jeśli nie wśród urzędników? W ten sposób administracja stała się w naszej zbiorowej wyobraźni miejscem nieprzebranych skarbów, dzięki którym dałoby się sfinansować całe mnóstwo rzeczy, gdyby tylko ktoś zrobił tam porządek. (…)

Za opowieściami o marnotrawnej administracji skrywa się jeszcze większy mit: mit sprawnego państwa za półdarmo. Wcale nie musimy zwiększać wpływów budżetowych, wcale nie musimy mieć wyższych nakładów na ochronę zdrowia czy edukację, wystarczy wydawać pieniądze efektywniej. (…)

Niech nam nie umknie ironia polegająca na tym, że największe „zasługi” w propagowaniu mitu taniego państwa mają polscy neoliberałowie. Czyli te same osoby, które na co dzień lubią wcielać się w rolę ludzi głoszących nieubłagane prawdy w rodzaju: nic nie ma za darmo. Najwyraźniej ta zasada przestaje działać, gdy mówimy o ochronie zdrowia, edukacji, transporcie publicznym czy polityce socjalnej – te wszystkie rzeczy można mieć zdaniem nadwiślańskich neoliberałów na wysokim poziomie za kilka procent PKB.

Demokracja nie jest za darmo

Źródło
Opublikowano: 2022-05-18 17:36:10

Podsumowując ostatnie miesiące wojny: Rosja nie osiągnęła żadnego ze swoich celó

Sztuczne Chwasty:


Podsumowując ostatnie miesiące wojny: Rosja nie osiągnęła żadnego ze swoich celów strategicznych, straciła znaczną część sprzętu wojskowego i możliwość wytworzenia więcej, ze względu na poleganie na imporcie do właściwie wszystkiego, do tego tysiące żołnierzy, w tym podobno doborowe jednostki powietrznodesantowe, okręg flagowy Moskva, który ponoć miał być chroniony boską mocą relikwii Krzyża Świętego, a ostatnia próba forsowania rzeki w Ukrainie skończyła się masakrą jednostek forsujących rzekę.

W zamian Finlandia i Szwecja dołączają do NATO, dzięki czemu półwysep Kolski – ten cypel na wschód od Finlandii – przestanie być bezpieczną przystanią dla broni atomowej oraz przenoszącej ją bombowców strategicznych i okrętów podwodnych, a strzelnicą dla wojsk fińskich.

Słowem, majstersztyk polityki zagranicznej, jakiego nie powstydził by się Sasin.

Jednak jak zawsze, łyżka dziegciu: Wojna nie jest skończona i może ciągnąć się jeszcze miesiącami – a do tego Ukraina naprawdę będzie potrzebowała ogromnej pomocy ekonomicznej by podnieść się po najeździe putinowskich faszystów. Wraz z ucieczką prawie pięciu milionów uchodźców straciła także prawie pięć milionów miejsc pracy (30%), a PKB skurczy się nawet o 45% do końca 2022 roku. Dodajmy do tego gigantyczne zniszczenia przez wojsko rosyjskie, łącznie z celowym ostrzałem i wysadzaniem części miast w celu maksymalizowania efektu i mamy gotowy kryzys humanitarny.

Dlatego należy pamiętać o podstawowej solidarności, a także piętnować wszelką ksenofobię. Mieliśmy już przykład tego, jaką taktykę chcą obrać polscy faszyści – zabójstwo na Nowym Świecie, które putinowskie podnawki z miejsca przypisały Ukraińcom, łącznie z reprezentantem Kremla w Polsce Jerzym K., od bandy fundamentalistów fundowanych przez Putina. Tej samej, która inwigiluje teraz szpitale, by upewnić się, że Ukrainki, które padły ofiarą gwałtu przypadkiem nie próbują się pozbyć błogosławieństwa wujka Władymira.

Chcielibyśmy, żeby to był tylko ponury żart.

Ale to Polska właśnie. Ta sama, w której białych uchodźców przyjmuje się z otwartymi rękami, a nie-białych wywozi na śmierć do lasu. Co nadal trwa. I to wcale nie tak daleko od granicy polsko-ukraińskiej.

Obraz: Wasilij Wereszczagin, Apoteoza Wojny, 1867 r.

PS: Wereszczagin został persona non grata na Kremlu za swoje antywojenne płótna, dedykowane wszystkim amatorom podboju.


Źródło: Sztuczne Chwasty
Więcej w kategorii: Sztuczne Chwasty