Lasy Państwowe kolejny raz oszukały społeczeństwo. Pomnikowe drzewa miały być os

Jan Śpiewak:


Lasy Państwowe kolejny raz oszukały społeczeństwo. Pomnikowe drzewa miały być oszczędzone – wszystkie zostały wycięte.

Rok temu znalazłyśmy w sercu Pogórza Przemyskiego wspaniały fragment Puszczy Karpackiej, stary las ze śladami niedźwiedzi i wilków, z gniazdem puszczyka uralskiego. I z kilkudziesięcioma wyznaczonymi do wycinki drzewami-kolosami. Złożyłyśmy w Nadleśnictwie Krasiczyn pismo domagające się zachowania 27 z nich – jodeł i buków o rozmiarach spełniających kryteria uznania za pomnik przyrody. Ochrona takich drzew należy do obowiązków leśników – to wynik zarządzenia Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Krośnie. Początkowo Nadleśnictwo odrzuciło nasz wniosek, ale dzięki ogromnej presji społecznej (setki komentarzy na ich profilu FB) wkrótce zmieniło zdanie. W marcu na swoim profilu Nadleśnictwo Krasiczyn zobowiązało się do niewycinania drzew o wymiarach pomnikowych w wydzieleniach 228b i 238b.

To było malutkie zwycięstwo w walce o ochronę Puszczy Karpackiej – tylko 27 drzew spośród setek tysięcy wycinanych co roku. A jednak cieszyłyśmy się, że te drzewa udało się uratować. Zorganizowałyśmy nawet konkurs na nadanie nazwy kilku z nich – buk Włodek na część nazwiska nadleśniczego (325 cm obwodu), potężna jodła Helga (330 cm), czy strzelista Jadwiga (320 cm).

Teraz poszłyśmy sprawdzić, czy Nadleśnictwo wywiązało się z obietnicy. Z kawałka Puszczy Karpackiej w wydzieleniu 228b zostało tylko pobojowisko. WSZYSTKIE ZGŁOSZONE PRZEZ NAS DRZEWA O WYMIARACH POMNIKOWYCH ZOSTAŁY TU WYCIĘTE. Lasy Państwowe oszukały nas wszystkich. Nie wierzcie w ich PR-owe akcje – te zdjęcia i ta historia to prawdziwa twarz Lasów Państwowych.

Za zepsuciem reputacji całej instytucji stoją konkretne osoby. W tym przypadku to Przemysław Włodek, nadleśniczy z Nadleśnictwo Krasiczyn, Lasy Państwowe, odpowiedzialny za wycinkę tych drzew oraz za oszukiwanie opinii publicznej. Nie godzisz się na takie działania? Napisz bezpośrednio do Nadleśnicznego Włodka: przemyslaw.wlodek@krosno.lasy.gov.pl lub na podlinkowanych wyżej profilach RDLP i Nadleśnictwa.






Źródło
Opublikowano: 2022-01-10 19:40:36

Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów im. Jolanty Brzeskiej stoi na straży intere

Jan Śpiewak:


Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów im. Jolanty Brzeskiej stoi na straży interesów lokatorów i mieszkańców Warszawy.

Jesteśmy organizacją pozarządową, posiadającą osobowość prawną i statut jasno określający zakres działalności. Oświadczamy, że za codzienne zarządzanie kamienicą przy ul. Wilczej 30 odpowiada pozostała na miejscu część kolektywu Syrena, zamieszkująca od lat ten budynek. WSL, jako organizacja społeczna wspiera mieszkańców Wilczej 30 w walce z reprywatyzacją i przeznaczeniem mieszkań dla najbogatszych. WSL korzysta również z gościnności kolektywu mieszkańców odbywając tam swoje spotkania oraz dyżury prawne dla lokatorów, jako że Ratusz odmawia takiej działalności w swoich przestrzeniach.

Przez wiele lat WSL dzieliło przestrzeń na Syrenie i wzorowo współpracowało z różnymi pojawiającymi się w niej środowiskami. Od samego początku byliśmy obecni na Syrenie udzielając porad prawnych i służąc pomocą osobom, które się do nas zgłosiły (zarówno z kolektywu Syreny jak i spoza niego). Musimy przypomnieć w świetle szkodliwej dezinformacji, że w 2011 roku niemal połowa kamienicy była zamieszkana przez wieloletnich mieszkańców Wilczej 30, w tym właścicieli prywatnych mieszkań. Dzięki współpracy z nimi, udało nam się m.in. wpisać budynek przy Wilczej do rejestru zabytków i zablokować tym samym plany jego wyburzenia przez deweloperów.

WSL ma znacznie dłuższy związek z Wilczą niż organizacje, które przed kilkoma miesiącami stworzyły tam kolektyw społeczny (bez udziału WSL) i od razu zaangażowały się w konflikt w grupie mieszkańców. Członkowie WSL mieszkają także na Wilczej. Ich i naszym zdaniem, fundamentem konfliktu była nasilająca się od kilku lat tendencja do zamykania skłotu na środowiska lokatorskie i inne poza związanymi personalnie z queerowymi. Od 4 lat ANI JEDNA nowa osoba z kolektywu nie dołączyła do WSL im. Jolanty Brzeskiej, co było zaprzeczeniem dotychczasowej idei funkcjonowania tej kamienicy. Starsi mieszkańcy-członkowie WSL alarmowali nas, że wbrew ich woli do ich kolektywu przyjmowane są kolejne konfliktowe osoby. Zostali także wykluczeni z prób rozwiązania konfliktu w momencie gdy nie zgodzili się z jego interpretacją ze strony anarcho-queerowej części kolektywu. Pomijano ich sprzeciw w ważnych dla WSL kwestiach, np. w decyzji o przyznaniu w budynku sali dla grupy Sex Work Polska na prowadzenie tam sex-biznesu. Równoprawny udział w kolektywie Syrena został im odebrany, nie pasowali bowiem w pełni do nowo powstającej grupy. Kolektyw Syrena się rozpadł.

Znamienne, że zbiegło się to w czasie ze zmianą prezydenta Warszawy. Podczas gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz była w zasadzie pod stałą presją koalicji anarchistów i lokatorów, musiała zaakceptować powstanie trzech skłotów w centrum miasta, przyznać się że w ratuszu działa mafia i ograniczyć reprywatyzację, Rafał Trzaskowski nie musiał się już mierzyć z choćby jedną akcją Syreny. W zamian, środowisko queerowe na Wilczej skierowało ogromny wysiłek na tropienie wewnątrz skłotów przeróżnych TERFów, SWERFów, wszędzie widząc potencjalne zarzewie braku komfortu. Istny totalizm i szukanie śmiertelnego wroga we własnych szeregach doprowadził do paraliżu ważnej dla WSL walki z elitami stołecznego ratusza o powszechny dostęp do mieszkań, dla wszystkich ludzi pracy, bez względu na orientację czy pochodzenie.

Do zaostrzenia konfliktu i rozlania poza jeden skłot doprowadziły też kompletnie nieodpowiedzialne publiczne zachowania. W połowie sierpnia w wyniku wewnętrznego konfliktu publiczna strona syreny zaczęła publikować sprzeczne komunikaty czytane przez ludzi w całej Polsce. „Syrena oficjalnie jebie skłot Przychodnia” – „Hej! Sorki! Doszło do nieporozumienia! Syrena nie jebie kolektywu Przychodnia. Przepraszamy, peace!”

Coraz bardziej wyobcowane społecznie środowisko na Wilczej z każdym kolejnym miesiącem udowadniało nam, że nie patrzy dalej niż na czubek własnego nosa i własnej koterii. Buduje swój „raj” w osaczonej twierdzy. Obecność WSL traktuje jako narzędzie budowania własnej wiarygodności, jednocześnie kompromituje ruch z którym jesteśmy związani.
W odpowiedzi na żądania stawiane WSL:
Większość żądań tak zwanego „Kolektywu Społecznego Syreny” nie zostanie zaspokojona. Mediacje zostały zakończone. Nie wrócimy do sytuacji sprzed 5 grudnia. Wnoszenie na teren skłotu broni jest szczytem głupoty. Wiadomo, że jest to miejsce pod szczególną obserwacją służb, często inwigilowane. Każdy pretekst jest dobry, by skłotersów rozpędzić na cztery strony świata. Jednak wy nie tylko wnieśliście broń na teren Syreny, ale jej użyliście, raniąc dwie osoby. Po czym uciekliście.

Nie posiadamy kompetencji do udzielania wsparcia psychologicznego. Możemy polecić wybitnych specjalistów z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, ul. Sobieskiego 107.
Nie mamy możliwości wsparcia finansowego ponieważ Stowarzyszenie utrzymuje się ze składek członkowskich, a nie ze Zrzutki.pl.

Odnośnie rzeczy i przedmiotów pozostawionych przez osoby opuszczające skłot w dn. 5.12.2021r informujemy, że:
-wydane zostały w dniu 6.12.2021 r, co skutkowało zdemolowaniem przez Was pomieszczeń, w tym łazienki używanej przez lokatorów podczas dyżurów prawnych.
-wydawane były także w dniu 9.12.2021 r, bezkolizyjnie w asyście i przy pomocy WSL
-zostaliście zaproszeni do odbioru pozostałych rzeczy w dniu 16.12.2021r w godz.18-20 z prośbą o przedstawienie listy 5 osób biorących w tym udział. Ze względów organizacyjnych nie było możliwe wydawanie tych przedmiotów ,,w każdym momencie‘’ jak żądaliście.
I tak pozostałe rzeczy odebrały: Margot i Łania z inicjatywy Stop Bzdurom, Mikołaj i Andy z Syreny, Natalia z Sex Work Polska, Marek z ACK, Anna Firgolska i inne.

Osoby eksmitowane przez Was – czyli dwoje Białorusinów, wróciły do swojego pokoju. Mamy nadzieję, że kiedyś odzyskają poczucie bezpieczeństwa. Widzieliśmy agresję tzw. kolektywu społecznego wobec starych mieszkańców skłotu, narażanie ich na nieustające poczucie zagrożenia. Powoli wraca na Wilczą spokój.

Osoby, które opuściły skłot nie powinny oczekiwać od WSL „lokali zastępczych”, albowiem zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych jest rolą samorządu warszawskiego. Warszawa posiada kilka tysięcy pustostanów. Możliwe jest stworzenie przez Waszą społeczność własnej przestrzeni na swoich zasadach. Apelujemy też do Rafała Trzaskowskiego o spełnienie obietnicy wyborczej i stworzenie hostelu dla osób LGBT+. Wasza aktywność i inicjatywa zapewne przyspieszyłaby działanie prezydenta.

Skłot Syrena jest nierozerwalnie złączony z WSL. Zawłaszczyliście naszą przestrzeń, a także internetowe strony Syreny. Ograniczyliście ich lokatorską sferę do wycierania sobie gęby o nasze walki. Zniszczyliście idee Syreny, ukradliście nawet stronę TV Kryzys dla jedynego twórcy jej treści, Piotra Stasiaka, tylko dlatego że nie zgadzał się z Waszą narracją.

Wasza aktywność w zasadzie w żaden sposób nie koreluje z działalnością WSL im. Jolanty Brzeskiej. Apelujemy do Was, abyście nie powoływali się na współpracę z WSL występując z prośbą o pieniądze. Używanie nazwy Syrena, gdy dawno odcięliście od niej niepasującą wam część grupy, która stworzyła wiele używanych przez was haseł, jest kolejnym rażącym nadużyciem. Żądamy byście przestali bo nie macie na to zgody ani naszej ani członków własnego kolektywu mieszkalnego. Wyrażamy nadzieję, że znajdziecie swoje miejsce i przestrzeń do aktywności poza Wilczą 30.

Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów im. Jolanty Brzeskiej


Źródło
Opublikowano: 2021-12-22 09:43:12

Dziś rano razem z reprezentami społeczności lokalnej i stowarzyszenia Miasto Jes

Jan Śpiewak:


Dziś rano razem z reprezentami społeczności lokalnej i stowarzyszenia Miasto Jest Nasze złożyliśmy zawiadomienie do CBA ws. możliwości popełnienia przestępstwa dotyczącego pozwolenia na zabudowanie sportowych terenów #Sarmata.

Sprawa to blisko 20-letnia walka mieszkańców i dzielnicy o teren oraz szereg pytań o legalność i gospodarność postępowania administracji Rafał Trzaskowski oraz o ochronę potrzeb i interesów mieszkańców.

Wątpliwości rodzą przede wszystkim:

1) wydanie pozwolenia na budowę mimo sportowego celu użytkowania wieczystego i mimo decyzji Kolegium Prezydenckiego z lipca 2017 r. by rozwiązać umowę z deweloperem (umowa do tej pory nie została rozwiązana)

2) fakt, że poprzedni deweloper (który nie dostał pozwolenia na budowę) w ramach negocjacji oferował odbudowanie części sportowej. Dom Development nie tylko nie zaproponował społeczności lokalnej niczego więcej, ale nie zaproponował niczego w ogóle

3) wydana przez urząd miasta z 2016 r. decyzja środowiskowa dotyczy 3 budynków – a mają być budowane 4, wydana była też zanim wyszło na jaw, że tereny Sarmaty są silnie skażone i wymagają remediacji (czyli specjalnej procedury oczyszczenia). Nowa decyzja środowiskowa była procedowana, jednak z niewiadomych przyczyn sprawa została zamieciona pod dywan

4) Mieszkańcy, Rada i Zarząd Dzielnicy wielokrotnie apelowali do miasta o uchronienie terenów przed zabudową i przeznaczenie na funkcję sportowo-rekreacyjną.

Więcej w sprawie, którą poruszyliśmy podczas konferencji:
https://t.co/3eb4poMKqA


Źródło
Opublikowano: 2021-12-15 18:27:20

Kolejny przegrany proces. Tym razem odebrano mi nawet prawo do sądu. Mogę już z

Jan Śpiewak:

Kolejny przegrany proces. Tym razem odebrano mi nawet prawo do sądu. Mogę już z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że jestem ofiarą politycznej nagonki ze strony sędziów.

Sąd odbiera mi prawo do procesu

Z mediów dowiedziałem się, że przegrałem proces z Jackiem Wojciechowiczem. Wojciechowicz to były wiceprezydent stolicy odpowiedzialny za planowanie przestrzenne i pozwolenia budowlane. Został zwolniony z pracy w ratuszu we wrześniu 2016 roku, gdy wybuchła afera reprywatyzacyjna. Mówił wówczas w TVN24: „odwołuje się mnie w kontekście afery reprywatyzacyjnej – to jest po prostu podłość – ponieważ łączy się moją osobę i moje odejście z urzędu (…) właśnie w takim nieprzyjemnym kontekście”. Następnie powiedział, że były naciski ze strony władz Platformy Obywatelskiej, żeby go zwolnić.

Jakiś rok później napisałem post podsumowujący dymisje w ratuszu z powodu… Więcej




Źródło
Opublikowano: 2021-11-30 09:22:01

Dzisiaj rozpoczął się proces Jana Śpiewaka, aktywisty miejskiego, którego Jacek

Jan Śpiewak:


Dzisiaj rozpoczął się proces Jana Śpiewaka, aktywisty miejskiego, którego Jacek Majchrowski pozwał za film dotyczący afer i nieprawidłowości w krakowskim magistracie (możecie go zobaczyć tutaj: bit.ly/3ltNJoj ) Pomijając szczegóły sprawy, które oceni teraz sąd, jedna rzecz zbulwersowała mnie szczególnie – Jan Śpiewak od początku domagał się jawności i dostępności procesu dla opinii publicznej, Jacek Majchrowski był przeciw. Każdy z nas może mieć różną opinię na temat Janka Śpiewaka i Jacka Majchrowskiego, ale taki proces powinien być jawny – dotyczy przecież tego, jak zarządzane jest nasze miasto, jak gospodaruje się naszym majątkiem i pieniędzmi, oraz uczciwości osób, które zatrudniane są przez nas i opłacane z naszych podatków. Dlatego opinia publiczna powinna mieć dostęp do zeznań i wypowiedzi poszczególnych świadków. A Wy jak uważacie?

Źródło
Opublikowano: 2021-11-25 16:35:45

Jan Śpiewak:



Źródło
Opublikowano: 2021-11-23 14:02:08

Chłopak umarł w Amazon prawdopodobnie z przemęczenia (normy w polskim amazon wg

Jan Śpiewak:


Chłopak umarł w Amazon prawdopodobnie z przemęczenia (normy w polskim amazon wg PIP 3-krotnie przekraczają limity ustalone w Polsce). W odpowiedzi Amazon zwolnił właśnie Magdę, działaczkę związkową, która jako społeczny inspektor pracy miała ośmielić się dokumentować chwilę wynoszenia zwłok. Pod naciskiem związku w trakcie pandemii firma zniosła kary za niewyrabianie normy. Ostatnio wprowadza jednak te kary tylnymi drzwiami, a teraz wzmaga represje na aktywnych działaczach związkowych. Musi za to zapłacić! Przywrócić Magdę do pracy!
#makeamazonpay #muremzamagdą

Edit: amazon zgłasza do fb naruszenia, fb kasuje posty o zwolnieniu Magdy z peja OZZ Inicjatywa Pracownicza Amazon więc szerujcie w różnych formach. Link do tekstu w komentarzu.


Źródło
Opublikowano: 2021-11-15 12:12:05

Jutro polscy ekolodzy jadą do Niemiec protestowac przeciwko szaleństwu wyłączani

Jan Śpiewak:

Jutro polscy ekolodzy jadą do Niemiec protestowac przeciwko szaleństwu wyłączaniu elektrowni atomowych 💪

Jedziemy żeby zawalczyć o ostatnie elektrownie atomowe w Niemczech. Niestety, Niemcy nie chcą wycofać się z tej decyzji, mimo narastającego – również w społeczeństwie niemieckim – sprzeciwu wobec decyzji sprzed lat podejmowanej w innych realiach klimatycznych i ekologicznych. Odejście od atomu planuje Belgia i Hiszpania, a kilka krajów stara się o wyrzucenie energii jądrowej z taksonomii zrównoważonego unijnego rozwoju, wbrew opinii nauki wyrażonej m. in. w dokumencie europejskiego Joint Research Centre. Doświadczenie uczy, że niskoemisyjna energia elektryczna z atomu zastępowana jest w tylko nieznacznej części przez przyjazne dla klimatu odnawialne źródła energii, a w znacznej części przez… Więcej


Źródło
Opublikowano: 2021-10-29 15:09:42

Lokalny czyli bardziej zrównoważony – dlaczego budowa zrównoważonych ekosystemów wymaga współpracy na poziomie samorządowym?

Jan Śpiewak:

Świat umiera, ale się nie poddaje. Dzisiaj pogadamy z gośćmi zza oceanu i z Sejn o tym jak oszczędzać energię i środowisko. Będziemy mieli przedstawicielkę nowojorskiego samorządu, przedstawicielkę uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie i burmistrza Sejn Arek Nowalski. Zaczynamy o 18.00

Źródło
Opublikowano: 2021-10-27 14:00:58

Skargi na ekstremalne warunki pracy w Papaya Films. Sawicki: przeciwstawiamy się wszelkim patologiom

Jan Śpiewak:


„Zdaniem CEO Papaya, „charakter pracy, napięte terminy, duże tempo sprawiają, że w procesie produkcji często pojawiają się emocje”.
– Ale w Papaya Films wartości takie jak szacunek i akceptacja dla drugiego człowieka, promocja różnorodności, inkluzywność i dialog, odpowiedzialność ekonomiczna nie są sloganem. Trwale naprawić nieprawidłowości możemy jedynie systemowo. Dlatego wprowadzamy rozwiązania i przeciwstawiamy się mobbingowi i wszelkim patologiom – pisze w oświadczeniu przekazanym naszej redakcji Kacper Sawicki.”

🤦‍♂️😂

Skargi na ekstremalne warunki pracy w Papaya Films. Sawicki: przeciwstawiamy się wszelkim patologiom

Źródło
Opublikowano: 2021-10-21 08:44:00

Jestem świeżo po lekturze „Doświadczalnika” czyli poradnika dla pracownic seksua

Jan Śpiewak:


Jestem świeżo po lekturze „Doświadczalnika” czyli poradnika dla pracownic seksualnych „jak pracować seksualnie w sposób bezpieczny, świadomy i satysfakcjonujący” wydanego przez organizację Sex Work Polska i FemFund (Fundusz Feministyczny). Jestem tą lekturą wstrząśnięta. Świadomość tego, że sfinansowała ją organizacja feministyczna (z kolei finansowana m.in. przez postać znaną z memów wyśmiewających prawicę – miliardera George’a Sorosa), która została we wstępie przedstawiona jako robiąca „wspaniałe rzeczy dla kobiet”, tylko pogłębia mój stan. Tę publikację mogę określić jednym zdaniem: jest to poradnik BHP co robić, żeby nie zostać zgwałconą analnie, w którym np. zaleca się bycie dla swojego oprawcy uśmiechniętą i miłą, a wszystko to przeplatają stwierdzenia w stylu „czas pomiędzy masażami możesz wykorzystać dla siebie – na czytanie książek, naukę, rozwiązywanie krzyżówek czy oglądanie seriali :)”. Ale od początku.

Dlaczego postanowiłam przeczytać „Doświadczalnik”? Od kilku miesięcy w środowiskach lewicowych toczy się wojna na temat legalizacji „pracy seksualnej”. Według progresywnych lewicowców „prostytucja” jest terminem stygmatyzującym, a osoby krytycznie wypowiadające się o tej branży są określane jako SWERFy (ang. Sex Worker Exclusionary Radical Feminist – radykalni feminiści wykluczający pracowników seksualnych). Kto, kogo i w jaki sposób wyklucza jest tutaj kwestią dyskusyjną, ale jako że dyskutować się nie da, ponieważ oponenci zwolenników dekryminalizacji sutenerów i alfonsów są automatycznie piętnowani za pomocą tego dehumanizującego określenia, polaryzacja w środowiskach lewicowych tylko się pogłębia. Zwolennicy sexworkingu nawołują do edukowania się; najczęściej proponują słuchanie podcastu „Dwie dupy o dupie” oraz przeczytanie wspomnianego „Doświadczalnika”. W związku z tym postanowiłam go zamówić.

„Doświadczalnik” zamówiłam poprzez pierwszą lepszą stronę, która wyświetliła mi się w wyszukiwarce. Nie zwróciłam uwagi, że dokonałam zakupu w księgarni anarchistycznej (Oficyna Bractwo Trójka), toteż nie spodziewałam się, że do poradnika zostaną dołączone dwa numery ogólnopolskiego pisma anarchistycznego „Atak”, biuletyn związkowy „Inicjatywa pracownicza” kilkanaście ulotek (m.in reklama kawy od zapatystów, serwisu społecznego „tworzonego przez ludzi i dla ludzi”, broszura inicjatywy Zielona Fala nt. szkodliwości energii jądrowej). W tym stosie papieru nie zabrakło też podziękowania za moje zaufanie, które „jest mega ważne” (patrz: zdjęcia). Środowiska anarchistyczne są mi zupełnie obce; sposób realizacji mojego zamówienia przez ich wydawnictwo, w którym zatarła się granica między klientką a potencjalną sojuszniczką wielkiej sprawy, odebrałam jako sekciarskie. Jednak najbardziej zadziwia mnie fakt, że ludzie opowiadający się za zniesieniem kapitalizmu nie mają problemu ze sprzedawaniem poradnika normalizującego utowarowienie jednej z najbardziej intymnych sfer ludzkiego życia.

Autorki „Doświadczalnika” (czyli Nieformalna Grupa Pracownic Seksualnych) już w pierwszym rozdziale zaprzeczają same sobie. Jak piszą we wstępie: „chcemy za to podkreślać, że świadczone przez nas usługi to praca, która wymaga wielu umiejętności i wiedzy”. Tymczasem kilka stron dalej czytamy: „w większości miejsc przyjmowane są osoby bez wcześniejszego doświadczenia w pracy masażystki/masażysty”, „na początku wystarczy znajomość paru podstawowych ruchów”, „do podjęcia pracy w większości klubów w Polsce nie są wymagane żadne kwalifikacje”, „W większości miejsc nie są wymagane żadne kwalifikacje ani wcześniejsze doświadczenie w pracy. Wbrew stereotypom, nie jest również wymagany wygląd supermodelki”. Skoro praca seksualna wymaga wielu umiejętności i wiedzy, to dlaczego przyjmowane są do niej kobiety bez jakichkolwiek kwalifikacji zawodowych, a ze względu na swój młody wiek bardzo często również bez doświadczenia seksualnego?

Na kartach „Doświadczalnika” wielokrotnie poruszany jest temat wolnego wyboru i „obopólnej zgody na konkretną usługę seksualną”. W rozdziale III poświęconym temu zagadnieniu czytamy: „Zawsze możesz odmówić przyjęcia klienta, odmówić wykonania danej czynności lub przerwać spotkanie i wyprosić klienta”. Niestety w tym przypadku autorki poradnika również zaprzeczają same sobie, bo kilka stron wcześniej piszą tak: „Jeśli masz taki wybór w Twoim miejscu pracy (sic!) – zastanów się, czy chcesz przyjmować pijanych klientów i/lub tych pod wpływem narkotyków. Jeśli decydujesz się na to lub jeśli w Twojej pracy/sytuacji czujesz, że nie masz wyjścia (!), to [tutaj następuje wyliczanka porad – patrz: zdjęcia]”.

Nieścisłości w tekście jest o wiele więcej. „W dobrych miejscach możesz liczyć na wsparcie szefostwa i koleżanek lub kolegów z pracy we wprowadzeniu Cię do tajników pracy. W złych musisz sobie poradzić sama. Odradzamy takie miejsca na początek” – piszą autorki na stronie 37. Świetna porada, biorąc pod uwagę wypowiedź Agi: „Ale rzeczywiście, jeżeli chodzi o wybór miejsca pracy to niestety, nie oszukujmy się, to najczęściej przypadek” (s. 51). No cóż, najwidoczniej w takim przypadku należy zastosować poradę „zaufaj swojej intuicji” (tak, taka „porada” również się tam pojawia).

Według autorek „Doświadczalnika” praca seksualna jest świetną okazją do poznawania swojej seksualności: „to właśnie dopiero w trakcie pracy bardzo często poznajemy swoją seksualność, ustalamy ze sobą, co jest dla nas ok, a co nie” (s. 70). Zastanawiam się, w jaki sposób można poznawać swoją seksualność, kiedy w takim układzie dąży się wyłącznie do zaspokojenia potrzeb klienta. No chyba, że to on ma życzenie sprawienia nam przyjemności, ale nawet w tym przypadku to jego potrzeba wciąż jest tutaj nadrzędna. Jeśli odkrywanie swojej seksualności ma ograniczać się do dbania o potrzeby mężczyzn kupujących seks i do poznawania różnego stopnia dyskomfortu w trakcie nagminnego przekraczania naszych granic, to jest to układ do bólu patriarchalny. W jaki sposób organizacja SWP czy autorki podcastu „Dwie dupy o dupie” chcą pogodzić ten fakt z feminizmem i z prowadzoną w mediach narracją o obalaniu patriarchatu?

„Faceci mają te potrzeby swoje, może bardziej niż kobiety, tak” – mówi Ula (s. 87). Potrzeb i fantazji seksualnych w środowisku progresywnej lewicy krytykować nie można, w przeciwnym razie dopuszczamy się grzechu „kinkshamingu”. Rok temu zostałam publicznie nazwana przez znanego księdza najgorszym typem grzesznika, zatem nie mam nic do stracenia i zaryzykuję. Otóż mam poważne wątpliwości, czy usługa „GFE” (girlfriend experience), czyli kupowanie substytutu bliskości i czułości; usługa „złoty deszcz”, czyli „oddawanie moczu bezpośrednio na klienta (na ciało, na twarz albo wprost do jego ust) lub klienta/tki w Twoją stronę”, a także usługa „fisting” polegająca na wprowadzaniu do pochwy/odbytu zabawek dużych gabarytów, gdzie „błąd w sztuce może spowodować przerwanie tętnicy i krwotok, a nawet śmierć”, posługując się językiem progresywnej lewicy: są ok.

„Doedukuj się” to słowo-klucz pojawiające się w niemal każdej feministycznej dyskusji na Instagramie. Jak łatwo można się domyślić, według autorek „Doświadczalnika” feminizm w branży sexworkingu polega na edukowaniu klientów, że nie mogą zmuszać sexworkerki do czynności, na które nie wyraziła zgody i które nie są w jej zakresie usług. Edukowanie najczęściej odbywa się w trakcie, gdy klient dopuszcza się tych czynności. Autorki poradnika w swoim myśleniu życzeniowym zakładają, że edukowanie klientów zminimalizuje skalę przemocy w branży. A w przełożeniu na nasz język: wspomniane edukowanie polega na uprzejmym informowaniu mężczyzny, że nie może nas molestować i gwałcić analnie. Odbywa się to w tym samym momencie, gdy już nas molestuje/gwałci, bądź usiłuje to zrobić. Jedna z kobiet wypowiadających się w poradniku mówi, że jeśli nie pomaga bycie miłą w stosunku do przemocowca, to zagryza zęby i myśli sobie o pieniądzach (patrz: zdjęcia). Edukowanie w takim wydaniu to bez wątpienia potężne narzędzie walki z patriarchatem.

Podrozdział „Twoje pierwsze doświadczenia w pracy i co byś chciała wtedy wiedzieć?” (s. 46) jest jednym najbardziej wstrząsających w tej książce. „(…) pierwszy mój klient przywitał mnie w drzwiach hotelowych nagim penisem, takim już w erekcji, gotowym. No i chciałabym wiedzieć, że mogę powiedzieć ” – mówi Paulina. „(…) Spotkałam się z tym mężczyzną, poszliśmy razem do hotelu, ja tak siedzę i myślę . I powiedziałam, żebyśmy zamówili wino, on powiedział, że nie pije, ja wypiłam całe wino, byłam totalnie pijana” – dodaje Suzi. „Ja miałam wtedy taki czas, że strasznie mi się nie chciało żyć… (…) miałam właśnie wejść na rynek pracy, rzuciłam studia i pamiętam, że chciałam tak sobie ostatecznie dopierdolić. – a okazało się, że jest kurwa super, że mogę kupić sobie lepsze bułki codziennie rano, i że nie tylko bułki – mogę jeść inne rzeczy, więc to było mega super” – wypowiedź Poli. Po przeczytaniu pierwszych wspomnień tych dziewczyn ze swojej nowej pracy nie mam już żadnych wątpliwości: praca seksualna to nie jest praca jak każda inna.

Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem ani ekspertem w dziedzinie psychologii, żeby trafić w „Doświadczalniku” na wypowiedzi kobiet jasno wskazujące na syndrom wyparcia, które niekiedy określane są przez nie same mianem „samostygmatyzowania”. Paulina próbę gwałtu opisuje tak: „Raz klient, bardzo poza tym miły pan (!), próbował zmusić mnie do seksu analnego, upierając się, że było w ofercie, więc on chce”. Patrycja w rozdziale „Zdrowie psychiczne” (!) próbuje przekonać rozmówców, że ma „ustabilizowane życie”: „Ja po części mówię prawdę, a częściowo okłamuję i wtedy jest mi łatwiej pracować. Ale to jest jednak strach, wiecie: co by było, jakby mój partner się dowiedział, że ja pracuję? Ani minuty w tym mieszkaniu bym nie była. On wynajął mi to mieszkanie. Słuchajcie, ja mam już ustabilizowane życie. Ja mam naprawdę ustabilizowane życie (…)”. Z kolei według Maliny „to jest naszą mocą i zależy od naszych chęci, jak my będziemy pracowały z naszymi dotychczasowymi doświadczeniami. Czy będziemy je zmieniać, żeby nie było takiej etykietki, że w branży wszystko jest przemocowe. No ale poza branżą jest tak samo przemocowo”. Nie wiem, jak wygląda sytuacja w Waszej pracy, ale do żadnej z moich prac (a pracuję od 16. roku życia – w różnych branżach) nie szłam z obawą, że zostanę zgwałcona analnie, w związku z tym muszę sprawdzać na miejscu system monitoringu, unikać noszenia niewygodnych szpilek (mogą utrudniać ucieczkę), wybierać miejsca, gdzie są lustra (żeby widzieć, czy nikt nie próbuje zgwałcić mnie od tyłu), mieć telefon do zaufanej osoby i nie przyjmować narkotyków przyniesionych przez klientów (w tzw. pracy jak każdej innej nikomu nawet nie przyszłoby to do głowy). Oczywiście nie bez powodu wymieniam te porady – wszystkie zaczerpnęłam z „Doświadczalnika”.

Zadziwiające, że niejedna wypowiedź sexworkerki w tym poradniku jest uderzająco podobna do kazań i katolickich konferencji dla kobiet, w tym do skandalicznego przemówienia świeżo upieczonego błogosławionego Stefana Wyszyńskiego do dziewcząt polskich (1957), a także do wypowiedzi Jacka Pulikowskiego o „upraszaniu” żony przez męża, kiedy nie ma ona ochoty na zbliżenie. „To jest właśnie też kwestia po pierwsze tego, jak dziewczyna podchodzi do siebie. Bo na tyle co sobie pozwoli, na tyle klienci robią” – mówi Aga. Czyli powszechne w patriarchacie przerzucanie odpowiedzialności na kobietę za wyrządzoną jej krzywdę. W „Doświadczalniku” wypowiedzi tego typu jest tak dużo, że nie będę ich wszystkich cytować – zamieściłam je w zdjęciach i w ramach porównania zestawiłam ze wspomnianymi wypowiedziami katolickich rekolekcjonistów i kaznodziejów.

Wstrząsające są również wypowiedzi o tym, że klientowi nigdy nie można odmawiać wprost: „To co ja często słyszałam, co powtarzano jak mantrę w kolejnych miejscach gdzie pracowałam [w agencjach towarzyskich] i teraz słyszę znowu, wszyscy ci to wokół powtarzają – tylko nie mów klientowi . Mów cokolwiek, lawiruj, mów coś pomiędzy, ale nie mów nie. (…) Ludzie mają w głowach, że trzeba grać w kotka i myszkę, że biedny mężczyzna nie poradzi sobie z odrzuceniem i z twardą odmową, że trzeba trochę zadbać o jego kruche ego” – mówi Anita.

We wstępie „Doświadczalnika” zostały zawarte podziękowania dla wszystkich osób pracujących seksualnie, które „podzieliły się swoim doświadczeniem podczas spotkań, wywiadów oraz online”. Jak piszą autorki: „spotkania z Wami były wielką przyjemnością i radością, ulubionym etapem pracy nad projektem i jego największym plusem”. Tymczasem we mnie w trakcie lektury każdego kolejnego rozdziału coraz bardziej uruchamiał się tak bardzo wyśmiewany przez środowiska pro-sexworkingowe „syndrom wybawcy”, który jest niczym innym jak elementarnym ludzkim odruchem współczucia w stronę wykorzystywanych kobiet, które zdecydowały się zamieścić na łamach „Doświadczalnika” swoje wstrząsające historie. Również gwałtów – nazywajmy rzeczy po imieniu.

„Chciałabym otwarcie móc przyznać, że zajmuję się sex workingiem, ale wiem, że społeczeństwo jest jeszcze na tyle zamknięte, że tego nie zrozumie” – mówi Sandra. Z jednej strony zgadzam się – społeczeństwo jest na tyle zamknięte, że nadal ma w zwyczaju całą odpowiedzialność za patologie tej „branży” przerzucać na kobiety i piętnować je. Z drugiej bardzo się cieszę, że polskie społeczeństwo, mimo agresywnej propagandy sexworkingu przez fundację wycierającą sobie gębę feminizmem i prawami kobiet, finansowaną m.in przez Sorosa (patrz: zdjęcia), dostrzega tę patologię i w milczącej większości sprzeciwia się legalizacji sutenerstwa. W tym miejscu pozwolę sobie również przypomnieć, że nie każdy wybór każdej kobiety to wybór feministyczny.

Mainstreamowa lewica, która czyni sobie tarczę z walki o prawa kobiet (tak jakby głos w dyskusji o prawach kobiet nie przysługiwał kobietom o poglądach konserwatywnych), banalizuje ich problemy i spłyca je do dyskursu na temat aborcji, zniesmacza mnie od lat. Brzydzę się „feministycznymi” fundacjami i NGOsami zbijającymi kapitał na jebaniu kapitalizmu i kapitalizowaniu walki o prawa dyskryminowanych grup społecznych, czemu przyklaskują liberalne media pokroju „Pisma”, „Vogue Polska” czy „K MAG”. A instagramowe hasło lewicy „doedukować” zgłaszam jako propozycję w tegorocznym plebiscycie na młodzieżowe słowo roku.

Nie chcę mieć także nic wspólnego z samozwańczymi feministami, ustawiającymi sobie na profiówkach nakładki związane z prawami kobiet, a w międzyczasie nazywającymi kobiety o nielewicowych poglądach np. „zygociarami” (vide Kuba Gawron – współpracownik Barta Staszewskiego, współtwórca „Atlasu Nienawiści”). Zresztą, „aborcja na pstryknięcie” leży w interesie niejednego lewicowego „feministy”, jako że bardzo często nie potrafią oni wziąć odpowiedzialności nie tylko za kobiety, z którymi są w związkach (nawet nie mówiąc o ewentualnym dziecku), ale również za samych siebie.

Uważam, że „Aszdziennik” powinien posłać Przemysławowi Czarnkowi kosz łakoci wraz z weekendowym pobytem w Hotelu Gołębiewskim za regularne zbijanie kapitału na clickbajtach o cnotach niewieścich, które nawet nie są słowami Czarnka (wypowiedział je Paweł Skrzydlewski). A wszystko to bazując na wywoływaniu strachu u kobiet.

Do prezentu proponuję dorzucić się mediom katolewicowym, których uwadze umknęła konferencja w sprawie raportu Terlikowskiego, w trakcie której pięciu facetów opowiadało o tym, jak inny facet przez 20 lat wykorzystywał seksualnie kobiety, gratulując sobie nawzajem świetnie wykonanej roboty i wznosząc PR-owe peany na cześć zakonu. Katolewicowych mediów nie zainteresował fakt, że we wspomnianej konferencji, przy tak delikatnym i ważnym dla praw kobiet temacie, nie została dopuszczona do głosu żadna kobieta. W żadnym z katolewicowych mediów nie znalazłam artykułu, w którym pojawiłaby się wzmianka na ten temat.

Po półtora roku mojej internetowej działalności publicystycznej nie mam już żadnych złudzeń i wątpliwości co do tego, że jedyną metodą walki o prawa kobiet są oddolne inicjatywy kobiet i ich samoorganizowanie się ponad podziałami światopoglądowymi. Nie da się robić tego w inny sposób niż po pracy (niezwiązanej z “feministycznymi” NGOsami). Żerowanie na naszych problemach i krzywdach przez partie polityczne, liczne organizacje pozarządowe i sporą część liberalnych mediów jest bezczelne i przekracza moje najśmielsze wyobrażenia.






Źródło
Opublikowano: 2021-09-25 19:24:00

Co roku miałem pod opieką dzicze sieroty. Zawsze szybko dołączały do jakiejś wa

Jan Śpiewak:



Co roku miałem pod opieką dzicze sieroty. Zawsze szybko dołączały do jakiejś watachy i wracały do lasu. Te dwa warchlaki Chrumcia i Pumba zdecydowały inaczej. Mam nadzieję, że zmienią zdanie i dołączą do innych dzików żyjących w lesie. Niestety w okolicy nie ma śladów buchtowania, dzicza pustynia. Pewnie dlatego tak bardzo się do mnie przywiązały, a ja do nich. To naprawdę dobre dziki.


Źródło
Opublikowano: 2021-09-18 21:15:16