„Fajna jest ta pozycja depresyjna.
– Tak, ona zawiera w sobie możliwość fajności, ale płaci się za to większym spektrum smutnych emocji. Czyli to nie jest tylko jak w przypadku pozycji schizoidalno-paranoidalnej maniakalne pobudzenie, wszechmoc albo lęk, agresja, zawiść i mściwość.
Powiedział pan wcześniej, że teoria Melanie Klein jest raczej pesymistyczna, tymczasem mnie się zdaje, że jeżeli ktoś może przeżyć dużo różnych smutnych rzeczy, a na końcu…
– …ale tu nie jest tak, że na pewno będzie happy end. Może być tak, że komuś będzie ogólnie raczej smutno. Że będzie przeżywał dużo takiej deziluzji, czyli utraty złudzeń dotyczących na przykład swojego wpływu na świat albo tego, co może dostać od innych. Co nie znaczy, że będzie uważał, że już nigdy nic nie dostanie, ale będzie zdolny do przeżywania wielu rozczarowań i smutków.”
Trzeba powiedzieć jasno, że elity pokroju Lisa i Balcerowicza to polityczne przegrywy. Elektorat PO uważa się za jedynych zaradnych i odnoszących sukces w kapitalistycznych liturgiach a jednak politycznie przegrywa od wielu lat. Co więcej Lisy i Balcerowicze oraz duża część tych „którym się udało” jedyne, co mogą zaproponować reszcie to „umoralnienie” poprzez przyjęcie ich punktu widzenia o tym, kogo interes jest uprawniony a kto nie może mieć żadnych interesów bo jest niemoralnym, biednym, niezaradnym motłochem. Otóż elity Polskie, podobnie jak w czasach szlachty (o dziwo to jest jakaś odwieczna choroba polskości) uważają, że tylko one, tylko bogatsi, tylko ci z kapitałem, na kontach i wśród znajomości mogą mieć interesy, niskie podatki, ulgi. Motłoch zaś nie ma interesów, jeśli chce „pańskiej demokracji” to może najwyżej milczeć, uznawać wyższość elit i uczyć się od nich wstawania rano. To jest tak głupie myślenie, że zupełnie nie polityczne w sensie budowania wspólnoty. Elity jeśli chciałyby w ogóle móc przetrwać powinny umieć wchodzić z warstwami biedniejszymi w różnego rodzaju umowy, w których obie strony mają jakiś zysk. Taki zysk musi być jasny dla obu stron a nie w formie wiecznej obietnicy, że jeśli nam bogatym stoły oplyną w końcu złotem to i Wam skapnie. Elity pisowskie kradną ale obiecują i dają. Elity liberalne wyznają przeterminowaną doktrynę wiecznego szoku dla wszystkich, tylko nie dla siebie, utknęły.
Tu nie chodzi o żaden socjalizm i kapitalizm ale nowoczesne rozumienie równości – materialne interesy mają wszyscy. Biedni i bogaci. Nowoczesne państwo równoważy po prostu interesy. Jeśli elity liberalne tego nie rozumieją to są po prostu głupie i słusznie skazane na polityczną przegraną.
Ja wiem, że jakimś takim psychologicznym mechanizmem jest odczucie, że powinni nami rządzić ci, którym się udało a nie „nieudacznicy”. Tylko, że to jest jedynie jakaś wersja ideologii rządów silnych nad słabymi. Współczesność chyba nie jest już, po wielu wojnach z przeszłości, światem gdzie otwarcie można postulować lepszość silniejszych. W tym sensie fundamentaliści neoliberalizmu to cymbały przeszłości – i tak też fałszywie brzmi melodia jaką wygrywają swoimi opiniami.
Podoba mi się, że w tekście pada porównanie współczesnego systemu ekonomicznego do Archipelagu Gułag. Ludzie zap×przają na inwestorów giełdowych, którzy z każdym rokiem i każdym kryzysem wyciskają z nich coraz więcej. Rosną wielkie monopole jak Amazon, pracownicy sikają do butelek i mają szkolenia z tego, że nie mogą się zrzeszać. Stalinem jest produkcja pieniędzy i obracanie nimi w zdehumanizowanej przestrzeni wirtualnej światowej finansjery (ostatnio zastanawia mnie, że brexit nastąpił po aferze panamskiej). Ten nowoczesny Stalin-raj-finansowy ma w dupie wszelką moralność i humanizm, ludzie mogą zdychać a państwa upadać niczym głodzona Ukraina, byleby nadwyżka z niej płynęła jak surówka z huty na różne konta i do obracania algorytmami. Trzeba pamiętać, że oryginalny Stalin też był personifikacją upragnionej siły tak jak ustrojstwo kapitalizmu jest personifikacją naszych marzeń.
I ten fragment dlaczego w Niemczech Wallmart popłynął:
<>
Zrobiłem sobie prezent na urodziny. W pewnym momencie wkręciłem sobie, że ile przejadę, tyle przeżyję ? No i jechałem trochę na ślepo, choć zaglądałem do map. Często dziwnymi ścieżkami i drogami słabej jakości. Jak już było szybko to zaraz wyrastały dziury w asfalcie prosto do piekła. Kiedy jechałem szczytami to tylko po to, żeby zaraz schodzić stromizną podpierając się rowerem jak kijem. Kilka razy pobłądziłem, odkręciło mi się też przednie koło i prawie wypadło na wybojach. Ciepło też nie było, raz zabrakło mostu, który powinien tam być, sporo było pod górę ale to też znaczy, że sporo z górki. Przejechałem i czuję się nadzwyczajnie rześko. Może to dobra przygoda i metafora życia 🙂
Nie liczenie się z rosnącymi drzewami przy nowych inwestycjach ma coś wspólnego z tym nie liczeniem się z ludźmi przy transformacjach ustrojowych i tym podobnych. Od czasów różnych „geni(t)alnych” wodzów, wielkich zdobywców wydaje się ludziom, że wjazd z buta, wyrównanie spychaczem jest jedyną formą progresu. Ci sami wodzowie płaczą później jak się ich usuwa przemocą czy podstępem, jak się stosuje wobec nich logikę spychacza. Dlatego Amerykanie tak lubią fantazjować o inwazji z kosmosu albo żywych trupów. Wraca wyparte. Trzeba przyznać, że każdy z nas to ma, nasza dusza lgnie do rzeczy spektakularnych a spektakularne jest wtedy gdy ktoś lub coś innego ginie, ktoś i coś przegrywa, „robimy po kosztach” i mamy wysoki zysk. Kraj nieudanych powstań i wielkiej nowoczesnej eksterminacji oraz wschodnioeuropejskich eksperymentów jest dobrym miejscem, żeby starać się to zrozumieć. Tylko komu się opłaca rozumieć?
„Żal szto robaty nie my”. Cyberfolk. Technologia, nasza nowa ideologia i kochanka. Po co nam relacje i demokracje, po co nam wspólnota jak możemy mieć robota i być częścią lewiatana. Produkcja jest przemianą
materii i zawsze jest dwuznaczna, wiąże się z wydalaniem rzeczy i ludzi. Melancholia ch*jowego internetu odtwarza odwieczny pierdolnik ludzkich marzeń. Amerykański sen jest dobrze skrywaną tragedią ludzkości a ten rosyjski dobrze opowiada się jako farsa – jedni produkują, żeby być panami świata a drudzy bardziej z powodu lęku czują się zmuszeni do produkcji. Gagarin był pierwszy w kosmosie ale wieś wschodniej Europy była ostatnia w Europie.
This hilarious video has become a viral sensation on YouTube, check it out yourself! #birchpunk
O, na studiach coś pisałem, że rozum to często przemoc. No ale mnie nikt nie słucha :). A skoro moje myśli nie mają znaczenia to sobie kupiłem nowy rower, żeby je rozjeżdżać, rozwałkowywać i robić z nich placki. Zgadzam się z większością tego:
„Kiedy wracam do ciała, głowa nie jest tak napięta, a myśli nie jest tak strasznie dużo.
(…) ewidentnie widać, że składnikiem myślenia jest funkcja niszczycielska
(…)
Płakałem, kiedy skończył się trzeci, najnowszy sezon serialu Twin Peaks. Oglądałem to trzy razy, mógłbym oglądać w nieskończoność. Mimo że w gruncie rzeczy wcale nie potrafię wyjaśnić, dlaczego robi to na mnie takie wrażenie. To jest jak erotyka najwyższych lotów. Podąża się za różnego rodzaju impulsami, które sprawiają radość, chociaż gdyby ktoś spytał, dlaczego akurat one, nie wiadomo. I dobrze.
(…)
Człowiek, zanim zyskał język i świadomość, setki tysięcy lat wykonywał złożone procesy poznawcze bez świadomości. I tak zostało. Jesteśmy jak jumbo jet lecący na pilocie automatycznym. Jest nawet taki artykuł Nieznośna automatyczność bytu, perwersyjnie nawiązujący do Milana Kundery. Świadomość włącza się tylko wtedy, kiedy coś nie działa. Wracając do Courtney Barnett, oznacza to, że nasz mózg zasuwa na pełnych obrotach, a my w ogóle nie zdajemy sobie z tego sprawy. On cały czas wykonuje miliony operacji, przetwarzając informacje, z których czasem dostarcza nam sprawozdania, choć w większości przypadków nie dostarcza.”
O, jakie dobre. Tekst Ambientne płyty na jeszcze gorsze czasy (nie udostępniło się normalnie jakoś):
„Ten album z powodzeniem mógłby zastąpić jazzujące suity Michała Lorenca w Psach Pasikowskiego. Idealnie podkreśliłby to dla mnie jest najbardziej pociągające – bezcelowy ruch, zapowiedź cichego kolapsu, dezintegrację, wyprowadzkę donikąd, znikanie rzeczywistości lat ’80 i dramatyczne próby urządzenia się (w każdym aspekcie: ekonomicznym, modowym, seksualnym, pracowniczym i mieszkalnym) w tym nowym, jeszcze mocno labilnym, ledwie debiutującym, przyniesionym na językach i dłoniach apostołów gospodarki wolnorynkowej, uniwersum.
Obraz Pasikowskiego, mimo bycia obciążonym głęboko wplecioną apoteozą toksycznej męskości oraz nikogo dziś nieprzekonującym wyobrażeniem a m e r y k a ń s k o ś c i (wyrosłej na polskiej glebie wczesnego kapitalizmu, dobrze użyźnionej zachodnimi filmami klasy B, jankeską kulturą i jej egzotyką) świetnie ukazuje tę linię startu w maratonie nierównych szans, którego mety nie sposób dojrzeć, a w którym wszyscy bierzemy udział.
Awanse społeczne i degradacje są w nim nieuporządkowane żadnymi zasadami i prawidłowościami, zdają się być przypadkowe i kapryśne, a ich ofiary/beneficjenci nieprzystający do nowych ról. Chciałoby się z ironią rzecz, że nie wyregulował ich nawet, ledwie wszczepiony w polski krwioobieg, mechanizm wolnego rynku.
Ten dychotomiczny podział stare/nowe, awans/degradacja najpełniej wyraża scenografia filmu. Zyskujących i wygrywających ukazuje się w przestronnych, pustych i jasnych pomieszczeniach, mocno doświetlonych białymi lampami. W pomieszczeniach tych nie może zabraknąć symboli ówczesnej nowoczesności – sztucznych kwiatków i rozlewających czerwoną poświatę cyfrowych zegarków. Oni sami zaś, pod pięknymi płaszczami skrywają garnitury i pistolety w eleganckich kaburach. Inaczej rzecz ma się ze zwyciężonymi – ci snują się odziani w tureckie sweterki po budynkach państwowych instytucji, wśród odrapanej lamperii i czekają na ten nigdy nienadchodzący wielki kolaps.”
Czy ktoś już powiedział, że ten sukces IIIRP którym wciąż pijana jest Platforma Obywatelska zawdzięczamy też ludziom, którzy głosowali na PiS? To nie jest tak, że odnieśli sukces ci, którzy pozakładali firmy i dorobili się tego, że ich stać na prywatne szkoły i lekarzy, a reszta żyła 30 lat na zasiłku. U przedsiębiorców pracowała ta reszta i nie brała za to zasiłku ale pomniejszony o zysk tamtych (z którego tamci się wzbogacili) należny zarobek. Jedni bez drugich nie funkcjonują, tak jak Gdyni nie zbudowano bez pomocy ludzi mieszkających w tutejszych slamsach. Pomijając nawet konsumpcję, która sprowadza zarobek biednych prawe do zera… A ci poronieni przez system, o których przetrwanie walczą tacy jak Ikonowicz? Czy i oni nie pracowali za tak marne stawki, że ich życie przy byle podmuchu wywrócił się. Ktoś jednak korzystał z ich pracy a później zamienił takiego pracownika na kolejnego w podobnie trudnej sytuacji albo importował z Ukrainy. A samotne matki wychowujące przyszłych pracowników, dzieci poświęcające dzieciństwo w słabych szkołach żeby zadowolić przyszłych pracodawców?
W XVII wieku przedsiębiorcy pańszczyźniani na polskiej Ukrainie walczyli z aspirującymi do podobnych przywilejów kozakami. Przy okazji buntowała się masowo „czerń chłopska” nie mająca innych postulatów nad „poprawę doli”. Chłopi nie należeli do tamtego systemu, byli raczej jeszcze bliżej wołów roboczych niż podmiotów systemu politycznego. Zdradzani byli przez obie strony i rżnięci dziesiątkami tysięcy przez szlachtę w odwecie za bunt i własną przemoc. W ten sposób prowadzono „dialog”.
Rżnięcie symboliczne, czy ekonomiczne, które się zapętlają jest mniej spektakularne ale ma podobne konsekwencje. Uszkadza wspólnotę, uszkodzona wspólnota nie buduje wartości wspólnych. Państwo szlacheckie dobrze to pokazało. Kozacy dogadali się z Moskwą (choć próbowali wcześniej wszystkiego innego) a dzisiaj 2 miliony młodych wyemigrowała, zaś reszta się jakoś nie chce specjalnie namnażać w fabryce polskości. Czym jest produkcja ludzi w danej kulturze jeśli nie jej powielaniem i inwestycją w nią.
Historia zna bogate imperia, materialnie na wysokim poziomie cywilizacje. Goniąc za gospodarczym powodzeniem można uszkodzić wspólnotę, zlikwidować jej sensowność, doprowadzić do zakończenia trwania nawet najbardziej rozwiniętej cywilizacji. Niektórym będzie się wydawać do końca, że są lepsi, może tylko dlatego, że mogą wydawać pieniądze.
„Fromm believed that there was a profound psychological error in the famous statement that concludes the Communist Manifesto, suggesting that the workers had “nothing to lose but their chains.” As well as their
chains, the workers also had something else to lose: all the irrational needs and satisfactions that had originated while they were wearing those chains.
Fromm argued that we need an expanded concept of revolution: in terms of not only external barriers, but of internal, subjective barriers as well. Such a concept would address the roots of sadomasochistic passions, such as sexism, racism, nationalism, and other deformities of individual and social character that were not necessarily… Więcej
Właściwie to Wojciecha Szczurka może nie interesować przyrost mieszkańców, ważne, żeby większość głosowała na jego partię. Jak ci źle to się wyprowadź a jak nie to głosuj z wdzięcznością na SWS. Smart Partia wie co robi. Zresztą duża liczba mieszkańców w centrum to dziedzictwo PRL, należy z tym zerwać! To relikt komunizmu. Mieszkańcy potrzebują pracy a mieszkania dają zarobek bez pracy. Miasto zresztą powinno służyć do przejeżdżania przez nie. Może jeszcze przydałby się cenzus majątkowy – jak ktoś posiada kilka mieszkań, możne oddać kilka głosów na Szczurka.
Borski Smart Radny w superpozycji. Jak nie patrzysz to korzysta 20 lat bezplatnie z działki miejskiej, jak tylko spojrzysz to opłaca ostatnie 6 lat (tyle się nie przedawnia). Gdynia Smart City Wojciecha Szczurka.
Borski Schrödinger’a
Samorządność wydaje się mieć problem kwantowy z jednym ze swoich radnych. Zdaje się że występuje on jednocześnie w dwóch stanach.
Z jednej strony to jeden z najbardziej doświadczonych
radnych w mieście, wiceszef Rady Miasta i biznesmen od ponad 30 lat prowadzący dobrze prosperującą firmę budowlaną.
Z drugiej, według narracji której trzyma się obecnie Samorządność – to już emeryt, który nie wie jak się głosuje w obradach zdalnych i od przynajmniej 25 lat nie jest w stanie znaleźć końca swojej działki.
Mamy nadzieje ze Samorządności uda się wyjaśnić jak to jest że radny miasta przez 20 lat nie płaci za korzystanie z miejskich gruntów, po czym nagle opłaca ostatnie 6 lat… Więcej
Jeśli masz na koncie kilka milionów, twoja firma doskonale sobie radzi, będąc podwykonawcą różnych dużych inwestycji w mieście, a przy okazji jesteś radnym rządzącego gdynią ugrupowania, dodatkowo
jego skarbnikiem i bliskim współpracownikiem prezydenta, to co może spowodować twoją dymisję:
1) przez lata korzystasz bez umowy i bezpłatnie z miejskiej działki, którą ogradzasz płotem, a następnie twoi koledzy z partii głosują za uchwałą, która pozwala na sprzedaż tej działki przez miasto
2) pozwalasz kolegom zarejestrować komitet wyborczy na adres swojego domu, którego podwórko, to miejska działka, z których korzystasz bez umowy i bez płacenia
Ojojoj. Mentzen zjadł burgera. Polubiło to kilkanaście tysięcy Polaków. Zjadł go na fakturę jak prawdziwy mędrzec biznesu żyjący z doradzania jak jeść bez opodatkowania i skapywania ze stołu. Dorosły dwulatek wśród miliona oklasków. Boję się, że po odliczeniu tego VAT-u to mu już nic do powiedzenia w życiu nie zostanie. Sukces odtrąbiony i sytość dni policzona nieskonczonością tłustych zysków. Nie płaćmy podatków i nie podcierajmy dupy. Żyć aby rzyć.
Najwyższą władzą w naszych miastach jest deweloperka. To deweloperzy decydują o naszych miastach. O ich przyszłości, ścieżkach rozwoju, wyglądzie. Nikt ich nie wybierał, ale każda niemal władza samorządowa klęczy przed nimi na kolanach.
W Lublinie władza deweloperów weszła na nowy nieznany wcześniej poziom. Lubelski deweloper kupił jakiś czas temu udziały w Dzienniku Wschodnim, który od lat pisze o lubelskiej patodeweloperce. Pisał szeroko miedzy innymi o próbie zabudowy zielonych płuc Lublina – Górkach Czechowskich, które ratusz na wszelkie sposoby chce zaorać mieszkaniówką.
Linia dziennika nie spodobała się nowemu właścicielowi i od jakiegoś czasu próbuje zlikwidować spółkę. Udało mu się postawić ją w stan likwidacji. Dzisiaj rano dziennikarze dziennika nie mogli wejść do redakcji. Deweloper wymienił zamki. Jego pracownicy w asyście policji wynoszą właśnie dokumenty redakcyjne. Prawdopodobnie złamano tajemnice dziennikarką.
Tak właśnie umiera wolność prasy w Polsce, dla której największym zagrożeniem jest władza naszej bieda kolonialnej oligarchii. Mam nadzieję, że ta sprawa będzie dzisiaj w czołówkach serwisów informacyjnych.