Robert Maślak
Strzelał do dzika, zabił czteroletnie dziecko. Myśliwi w Hiszpanii popierają skrajną prawicę. Na jaw wychodzą drastyczne sceny znęcania się nad zwierzętami. Większość Hiszpanów za zakazem polowań komercyjnych, ale to silne lobby, co najmniej trzy razy liczniejsze niż w Polsce.
W przedszkolu imienia Miguela Cervantesa w andaluzyjskim miasteczku Écija (pomiędzy Sewillą a Kordobą) obowiązuje w tym tygodniu żałoba. Uczęszczający do niego czterolatek został bowiem w sobotę zastrzelony podczas polowania na dziki.
Chłopczyk spędzał weekend z ojcem i dziadkiem, zapalonymi myśliwymi, w górach Sierra Morena. Zabrali go na teren liczącego prawie 1,5 tys. ha prywatnego gospodarstwa, którego właściciele co weekend oferują za opłatą możliwość strzelania do kilku gatunków ptaków, zajęcy oraz dzików (udział w polowaniu na dzika kosztuje 350 euro od osoby). Hiszpańskie prawo na to pozwala, ale nieletnim nie wolno przebywać na stanowiskach strzeleckich. Rodzina zignorowała jednak zakaz, a czterolatek siedział na krzesełku obok dziadka w chwili, gdy został postrzelony w głowę. Choć natychmiast wezwano pomoc i przewieziono malca helikopterem do najbliższego szpitala, reanimacja nie przyniosła skutków – zmarł po dwóch godzinach.
Myśliwy, z którego broni padł fatalny strzał, zeznał że pomylił go z dzikiem. Odpowiada z wolnej stopy, ale grożą mu cztery lata więzienia za nieumyślne spowodowanie morderstwa.
Coraz mniej myśliwych, coraz więcej skandali
Polowanie to w Hiszpanii trzecia najpopularniejsza rozrywka – po piłce nożnej i koszykówce. Tak przynajmniej wynika z oficjalnych statystyk.
W związku łowiectwa zarejestrowanych jest 850 tys. licencji, choć faktycznych myśliwych jest prawdopodobnie nawet o jedną trzecią mniej, bo w każdej wspólnocie autonomicznej trzeba wyrabiać osobny dokument i najwięksi zapaleńcy mają ich po kilka.
Państwo wspiera polowania, bo rynek zapewnia pracę 54 tys. osób i generuje 3,6 mld euro rocznie. Tradycyjnie w styczniu markiz Villanueva de Valdueza wręcza dyplomy za najlepsze trofea w madryckiej siedzibie ministerstwa rolnictwa.
Ale ostatnie lata nie są dla myśliwych łaskawe. Według danych tego samego ministerstwa w ciągu minionej dekady liczba wydawanych licencji spadła o ponad 100 tys., a w sumie w ciągu ćwierć wieku ubyło aż 60 proc. polujących.
Związek łowiecki przyczynę widzi w utrudnianiu dostępu do broni i wymagających testach psychologicznych, jakie muszą przejść jej przyszli posiadacze. A jego zarząd przyznaje też, że wyraźna jest zmiana pokoleniowa, bo wśród myśliwych brakuje młodych osób.
Odzwierciedlają to sondaże. Badania przeprowadzane w ciągu ostatnich dwóch lat m.in. dla dziennika „El Pais” pokazywały, że ok. 50-60 proc. respondentów opowiada się za delegalizacją komercyjnych polowań. Na takie poglądy wpływają chociażby głośne w mediach społecznościowych skandale. Niedawno w internecie pojawiły się np. nagrania, na których myśliwy rzuca rannym lisem jak workiem, inny ciska kamieniami w głowę umierającego dzika, nie przestając przy tym rozmawiać przez telefon, a grupka jeszcze innych wrzuca zastrzelone zwierzęta (z ołowiem z pocisków w ciałach) do rzeki, w której zwyczajowo kąpią się turyści.
Myśliwi trzymają ze skrajną prawicą
A w ten sam weekend, gdy na polowaniu zginął czterolatek, internautów oburzyło też zdjęcie młodego mężczyzny pozującego z kilkudziesięcioma martwymi zającami. Ułożył je w wielki napis VOX – nazwę ugrupowania skrajnej prawicy, które w zeszłym miesiącu po raz pierwszy przekroczyło próg wyborczy właśnie dzięki głosom myśliwych.
Choć na polowania w Hiszpanii jeżdżą politycy wszystkich opcji (w tym Cayo Lara, wieloletni szef komunistów, albo startujący właśnie do europarlamentu sędzia śledczy Baltasar Garzón, który przed laty zasłynął ściganiem za zbrodnie Augusto Pinocheta), rządzący obecnie krajem socjaliści są świadomi nastrojów społecznych. Minister rozwoju mówi więc publicznie, że jest przeciw Hiszpanii myśliwych, a minister ekologii – że polowań należałoby zabronić.
Takie stanowisko nie podoba się myśliwym. Przed grudniowymi wyborami samorządowymi andaluzyjski związek łowiecki zorganizował więc własną kampanię pod hasłem #Lacazatambiénvota (polowanie też głosuje), żądając gwarancji dla obecnego statusu quo.
Pełne i bezwarunkowe wsparcie zadeklarował jedynie Santiago Abascal, lider skrajnie prawicowego VOX. Partia nie miała w Andaluzji rozbudowanych struktur, dlatego kampanię pomogli jej organizować właśnie członkowie związku łowieckiego. Na zwołanym przez nich wiecu w Sewilli Abascal przekonywał tłum, że „będzie bronił naszej kultury”, nie dodając już, że sam nie jest myśliwym.
M.in. dzięki temu VOX zdobył głos co dziesiątego wyborcy, a socjaliści po raz pierwszy w historii hiszpańskiej demokracji stracili władzę w Andaluzji, gdzie teraz skrajna prawica jest nieoficjalnym koalicjantem Partii Ludowej oraz Ciudadanos.
Dlatego teraz dwaj szefowie struktur socjalistów w Kastylii-La Mancha i Estremadurze, gdzie wybory odbędą się z kolei w maju, wzywają swój rząd do naprawienia relacji z myśliwymi. Tym bardziej że obaj panowie też chętnie polują.
http://wyborcza.pl/7,75399,24391395,hiszpanscy-mysliwi-wywoluja-skandale-i-wspieraja-skrajna-prawice.html
Hiszpańscy myśliwi wywołują skandale i wspierają skrajną prawicę
Źródło
Opublikowano: 2019-01-25 10:01:00