Czerwony feminizm – Agata Nosal-Ikonowicz
Od początku transformacji bezrobocie dotyka kobiety częściej niż mężczyzn. Ubóstwo stanowi plagę – 40 proc. gospodarstw domowych żyje poniżej minimum socjalnego. Najczęściej stosowanym przez cierpiące biedę rodziny sposobem na przeżycie jest zintensyfikowanie prac domowych, które w 60 proc. obciążają kobiety. Podczas gdy skutki tak powszechnej w Polsce biedy dotykają przede wszystkim kobiety i ich dzieci, najważniejszymi postaciami wśród feministek są znane liberałki, takie jak Henryka Bochniarz, czy Magdalena Środa, a ideą przewodnią Kongresu Kobiet – jedność, która sprowadza się do udawania, że istnieje wspólnota interesów pomiędzy niskoopłacanymi kobietami-pracownicami a menedżerkami i właścicielkami firm, które za pracę nie chcą pracownikom, w tym kobietom, godnie zapłacić.
Pracująca za płacę minimalną matka nie ma żadnego powodu, aby utożsamiać się z feministkami, które na forum publicznym reprezentują liberałki. Jednak okazuje się, że w kryzysie także coraz mniej powodów po temu mają byłe przedstawicielki klasy średniej.
Typowa ofiara kryzysu
Ewa jest znaną pisarką. Spóźniła się, bo jak mówi – trochę pobłądziła. Może dlatego, że rzadko bywa w uboższych częściach Warszawy. Przyszła, żeby się poradzić, jak ratować siebie i starego, schorowanego ojca przed bezdomnością.
Jest rozkojarzona, sprawia wrażenie jakby pewna część niej przebywała w innym miejscu. Opowiada o wszystkim po trochu. O swoich dokonaniach (które zapewne powinny przynieść w normalnej sytuacji jakąś stabilizację finansową), o długach, o ojcu, który na koniec zostanie bez mieszkania, o byłym mężu, który zażądał rozwodu z jej winy, bo ona nie miała czasu zmywać naczyń, o bankach, komornikach i bogatych feministkach. Potem odbiera komórkę i wtedy nagle jest pozbierana, stanowcza, konkretna.
Jest inna, a jednak, ze względu na skalę zjawiska, które ją właśnie dotknęło – jest też typową ofiarą kryzysu z klasy średniej. Czuje się skrzywdzona, obwinia system i państwo. Ale z jakiego powodu się wstydzi? No bo skoro się wstydzi, to jednak nie jest zupełnie jasne, kto w jej przekonaniu jest winien – ona czy system? Kapitalizm jest w kryzysie, a ta część klasy średniej, która właśnie tonie – jak widać– cierpi na rozdwojenie jaźni.
Opowiada o swoim małżeństwie. Zarabiali trochę kasy. On za bardzo kochał matkę, ona była aktywną feministką. Potem był rozwód. Przed rozwodem wzięli kredyt na dom, po rozwodzie wzięli jeszcze jeden kredyt na mieszkanie, żeby móc żyć osobno. Jeszcze potem przyszedł kryzys i przestali spłacać kredyty. Pierwsze poszło pod młotek jej mieszkanie. Następne w kolejce jest mieszkanie jej ojca, które z powodu jego choroby zostało kupione na nią. Bank nie chce zlicytować domu, w którym mieszka były mąż, bo widocznie były mąż ma jakiś układ z bankiem. To widać jest wystarczający powód, aby ją pogrążyć, zresztą wbrew interesom banku.
Kobieca solidarność nie istnieje
Były mąż usłużnie dostarczył także komornikom wykaz miejsc, w których była zatrudniana przez ostatnich 10 lat. Kobieta pracuje na umowy o dzieło, a to, co zarobi, w całości zabierają jej komornicy. Idzie im łatwo, bo przecież posiadają spis wszystkich źródeł jej utrzymania, a dochodów z takiej umowy nic nie chroni. Ostatnio jakiś idiota zabrał jej 300 złotych tantiem, chociaż cały dług wynosi około 100 tysięcy. Po co mu były te drobne? Teraz ona jest zupełnie bez grosza.
Artystka mówi, że nie można się na to wszystko zgodzić, że to tak nie może być. Wstyd i przywiązanie do liberalnych wartości okazują się słabsze od żywego doświadczenia krzywdy i poczucia solidarności
z innymi.
Do niedawna była bardzo zaangażowana w ruch feministyczny. Ma mnóstwo znajomych prezesek, dyrektorek. Potrzebuje etatu, bo tylko takie zatrudnienie gwarantuje, że otrzyma chociaż część swoich zarobków. Żadna z dobrze ustawionych koleżanek nie zdobyła się na taki gest w ramach kobiecej solidarności. Ona mówi, że nie wierzy już w tą kobiecą solidarność.
Co one myślą o feministkach?
Inna rzecz, to czy Ewa oczekiwałaby od ruchu feministycznego, żeby wspierał w trudnych sytuacjach kobiety ze swojego grona, czy w ogóle kobiety? Bo w Polsce od wielu lat dominuje nurt reprezentujący interesy kobiet z klasy średniej. A gdyby zapytać o to, co myślą o feministkach kobiety o nikomu nieznanych nazwiskach i życiorysach z ubogiej warszawskiej Pragi?
Oto jedna z nich – stara, samotna kobieta, której już nieżyjący syn podłączył na lewo uprzednio odłączony przez elektrownię prąd, przez co sąd – nie mogąc osądzić nieboszczyka – przypisał jej winę i skazał na grzywnę, której ona nie jest w stanie zapłacić. Grzywna jest z zamianą na areszt, w którym zapewne polskie państwo niebawem staruszkę umieści i będzie grzało za darmo.
Inna – listonoszka, nabrała kredytów, żeby ratować córkę narkomankę. Nic z tego nie wyszło. Załamała się, podupadła na zdrowiu, straciła pracę. Bank zlicytował mieszkanie. Córka zamieszkała z narzeczonym
– bandytą i narkomanem, a kobietę umieszczono w baraku. W tym baraku przeważają kobiety. Kobiety, którym za mało płacono za pracę, albo kobiety, których przez wiele lat nikt nie chciał zatrudnić. Listonoszka nawet w międzyczasie ukończyła studia. I co? Nadal jest bezrobotna.
Porzucone siostry
Jednak Kongres Kobiet nie zajmuje się problemem bezdomności swoich sióstr. Kobiet, które w rozpaczy miotają się po latach beznadziejnej walki o lepszy byt, próbując teraz uratować siebie i swoich najbliższych przed ostatecznym wykluczeniem z życia społecznego.
A czy Kongres Kobiet radził o tym, co zrobić z nasilającym się zjawiskiem nieogrzewanych zimą mieszkań emerytek i matek? Czy zastanawiał się, dlaczego pomoc społeczna nie może im pomóc? Czy żądał zmiany sytuacji matek przerażonych w zimie, że ich dzieci rozchorują się w niedogrzanych mieszkaniach ogrzewanych butlą gazową, bo prąd już odłączono?
Kto miałby się wstawić za tymi wszystkimi kobietami? Gdyby przystąpiły do ruchu feministycznego, to czy te wszystkie prezeski, menedżerki, dziennikarki mogłyby się nimi faktycznie przejąć? Czy ich problemy byłyby przynajmniej równie ważne, jak kłopoty bizneswoman, a ich interesy nie były czasem sprzeczne?
Skoro hołubiony przez media polski ruch feministyczny jest zdominowany przez kobiety z klasy średniej, której pewna część doświadcza w kryzysie pauperyzacji, to logiczną konsekwencją tego jest pojawianie się tu i ówdzie słabych głosów nawiązujących do sytuacji niezamożnych kobiet, a nawet większa popularność feministek lewicowych. Ne pewno nie można jednak liczyć na to, że liberalna Magdalena Środa przestanie być najważniejszą postacią tego ruchu.
Po co więc lewicowym feministkom udział w ruchu, który jako swoją gwiazdę potrafi obrać Henrykę Bochniarz lub Jolantę Kwaśniewską, skoro dla większości kobiet kapitalizm, oparty na nierównościach, rywalizacji i konkurencji nie może przynieść nic dobrego, a którego to systemu Henryka Bochniarz jest zapewne w stanie bronić z większym zaangażowaniem niż kobiet.
Czy lewicowe feministki zmianę świata na lepszy chcą z Henryką Bochniarz wydyskutować na Kongresie?
Źródło
Opublikowano: 2014-10-26 08:40:49