Krawaty o konsternującej barwie i kroju, skarpety w pięciopaku, utensylia za kilkadziesiąt złotych z Tigera lub Pepco, k

Łukasz Najder:

Krawaty o konsternującej barwie i kroju, skarpety w pięciopaku, utensylia za kilkadziesiąt złotych z Tigera lub Pepco, które ma u siebie już większość znajomych, klasyki Ikea, staroświeckie wody kolońskie z żelaznej rezerwy dziadka, ciepłe pantofle po domu od babci, haftowane, impregnowane filcem, błamem, piżamy-arlekin, kosmetyki na tyle intymne, że równie dobrze mogą być czymś w rodzaju wymówki lub życzliwego przypomnienia o konieczności dbania o higienę jamy ustnej czy skóry, żele pod prysznic i mydełka z wyposażenia dwuosobowego pokoju w hotelu Golden Beach Resort **** w Sharm El-Sheikh, rajstopy nie w tym rozmiarze, nazbyt obcisłe koszule o kołnierzykach rozchylających się niczym kwiat, wciąż bardzo porządna marynarka po zmarłym w zeszłym roku wuju Grzegorzu (delikatna kratka), torby, parasolki i artykuły biurowe z odciśniętym logo koncernów spożywczych i medialnych, wielofunkcyjne noże szwajcarskiej armii (made in China), używane, nudne planszówki, elektroniczne, najeżone dinksami zegarki z plastiku zdolne wytrzymać tonę nacisku, tanie pióra imitujące drogie pióra, kolczyki ze sklepu indyjskiego, długie, ciężkie, niemodne, workowate szlafroki – jasnoniebieskie, puchate omeny brutalnej agonii w jakimś dalekim szpitalu pośród krzątaniny innych i włączonego na ful Polsatu, perfumy w pudełkach bez folii, jaskrawe apaszki, no i książki, spłowiałe dokładnie tam, gdzie każdego dnia – od paru lat – padało na nie słońce, ramoty, bestsellery empiku, albumy o Polsce i koniach, Norman Davies, Jeremy Clarkson, autobiografia kogoś z polskiego szołbizu, rzecz o gotowaniu i celebrowaniu własnego istnienia, poradniki. Etc. etc.

Poświęcamy im zazwyczaj niewiele uwagi i czasu – poza obowiązkową porcją dyplomatycznie skrywanej pogardy – a przecież badanie dalszych losów tych drugorzędnych, niechcianych przedmiotów, które co roku znajdujemy pod choinką, tych prezentów nie dość efektownych i godnych, by wylądować jako fotografia publiczna na Facebooku, by stać się motywem przewodnim radosnych, poświątecznych rozmów w pracy, może okazać się równie fascynujące, co śledzenie wędrówek płetwali, wilków i gwiazd. Część z nich oczywiście trafi od razu do jednego z gułagów naszego mieszkania – pawlacz, piwnica, najniższa szuflada w komodzie plus owinięcie w mleczną folię – ale reszta wyruszy w drogę, będzie przechodziła z rąk do rąk, zmieniała adresy, miasta, być może nawet i kraje, będzie obsługiwała czyjeś gwiazdki, parapetówki, imieniny, włączy się w cyrkulację ludzi i rzeczy, ten ruch, który napędza to, w czym wszyscy uczestniczymy, będzie miała, drugie, trzecie i kolejne życie, ciąg metamorfoz i wskrzeszeń, aż po ostateczne nic.

Źródło
Opublikowano: 2016-12-27 22:48:26