Łukasz Najder:

motodebili od profilówek z podrasowanym autkiem i credo: "jeżdżem szybko, ale bezpiecznie" czy pajaców w rodzaju Warzechy nie ma co przekonywać, ale może jednak większość nie da sobie wmówić, że ta bandyterka na polskich drogach to jest właściwa kultura jazdy, a za wypadki odpowiadają drzewa i kobiety za kółkiem w sombrero, które w trakcie przejazdu przez skrzyżowanie malują sobie oko i robią peeling pach. dobrze by było, żeby i politycy przestali się w końcu obsrywać ze strachu na myśl o każdym ciołku-krzykaczu od ograniczania jego wolności i słonych mandatach jako opresji.

"Po wzroście ofiar i wypadków w 2016 r. (pamiętamy odebranie fotoradarów gminom przed wyborami, prawda?) ubiegły rok zakończył się w Polsce lekkimi spadkami. Ale to marność. Nadal jesteśmy na piątym miejscu od końca pod względem ofiar śmiertelnych wypadków liczonych na milion mieszkańców. Częściej umierają w wypadkach Bułgarzy, Rumuni i Serbowie.

[…]

Jest jednak jeszcze gorzej niż może się wydawać. ETSC zestawiła bowiem dane dotyczące śmiertelności na drogach uwzględniające liczbę ofiar na miliard kilometrów przejechanych przez samochody – to jeden z najbardziej dokładnych wskaźników, bo oddaje też natężenie ruchu na drogach. Okazuje się, że biorąc pod uwagę ostatnie trzy lata (2015-2017) to polskie drogi stanowią dla kierowców największe śmiertelne niebezpieczeństwo w Europie

[…]

Z danych ETSC widać wyraźnie, że od 2001 r. w ograniczaniu liczby ofiar wypadków prześcignęli nas nie ci, którzy ten wskaźnik mieli już niewielki (a więc było im trudniej!), ale także kraje takie jak Estonia, Litwa, Łotwa czy wreszcie Czechy i Słowacja.

[…]

Dlaczego tak się nie dzieje? To najlepiej oddaje obrazek z wczorajszej konferencji ETCS podczas prezentacji nowego raportu. Występujący na niej minister z Norwegii pokazywał, że w poprawę w tym kraju zaangażowani są wszyscy – rząd, organizacje pozarządowe, większość władz dużych miast. Razem tworzą system działań i – inaczej niż w Polsce – ten system realizują.

Dodawał też, że temat bezpieczeństwa ruchu drogowego jest stale obecny w kampaniach wyborczych w tym kraju.
W Polsce temat ten też jest obecny w kampaniach wyborczych. Tuż przed wyborami w 2011 r. w ramach kampanii polscy politycy – bez merytorycznych podstaw i zwracania uwagi na to, do jakich prędkości projektowano trasy – zwiększyli dopuszczalne limity prędkości na polskich drogach (skok wypadków). A tuż przed wyborami w 2015 r. polscy politycy lekką ręką odebrali samorządom prawa do korzystania z wszystkich urządzeń rejestrujących wykroczenia na drogach (w kolejnym roku wzrost wypadków śmiertelnych w tych miejscach sięgnął ponad 40 proc.). Widać różnicę?

Platforma Obywatelska w podejmowaniu działań była dyletancka. Wiele działań podejmowano dla marketingu, a wpadki merytoryczne trudno by nawet wyliczać. Zamiast stworzyć wreszcie instytucję, która mogłaby wpływać na decyzje w tej sprawie (dziś kompetencje takie ma jedynie premier – bo różne dziedziny rozproszone są w różnych ministerstwach), kupiła od Banku Światowego za milion złotych raport o tym, jak to zrobić. A potem zamiast budować instytucję stworzyła stanowisko wiceministra i pełnomocnika BRD dla posła Pawła Olszewskiego, który potem jako pełnomocnik podniósł w Sejmie rękę za likwidacją fotoradarów, co chyba najlepiej świadczy o tym, jak bardzo wszystkie te nominacje i działania były złe.

[,,,]

I choć obecne władze lepiej wybierają problemy nadające się na kampanie społeczne, to na kampaniach niestety kończą. Nie były w stanie nawet ujednolicić dopuszczalnej prędkości w obszarach zabudowanych do 50 km/h, choć pod tym względem jesteśmy wyjątkiem w Europie i szef ETSC Antonio Avenoso wytykał nam to niedawno podczas wizyty w polskim Sejmie.

Nikt nie jest też w stanie wpłynąć na pracę policji, która np. od lat prowadzi akcje „trzeźwe poranki” podczas, gdy właśnie policyjnych danych widać, że pijani kierowcy powodują w Polsce wypadki popołudniami i wieczorami.

Nikt nie jest w stanie zaproponować – choćby za niektóre wykroczenia – wyższych mandatów. Choć wiadomo od dawna, że ich wysokość w Polsce relatywnie do średnich dochodów jest dramatycznie niska na tle Europy".

Wstrząsające dane UE: polskie drogi najbardziej śmiercionośne w Europie

Tego już nie da się przykryć ogłaszaniem policyjnych akcji "prędkość" ani bajaniem polityków o "planowanych zmianach" – z europejskiego podsumowania ETSC jasno wynika, że polskie drogi są najbardziej śmiercionośne w UE. Czy Polacy w końcu zaczną domagać się od władz działań?

Źródło
Opublikowano: 2018-06-20 10:03:30