Dla wielu ludzi w Polsce zmiany klimatyczne vel globalne ocieplenie to abstrakcja. Cieszymy się ciepłym listopadem, w me

Remigiusz Okraska:

Dla wielu ludzi w Polsce zmiany klimatyczne vel globalne ocieplenie to abstrakcja. Cieszymy się ciepłym listopadem, w mediach donoszą o rekordach ciepła na Podkarpaciu czy w Budapeszcie, uśmiechamy się pod nosem, ciepły przecież lżej się znosi. Media oczywiście mówią też, że gdzieś tam tajfun, gdzieś ekstremalna susza, gdzieś obumiera rafa, gdzieś topnieje lodowiec, gdzieś pustynnieją pola uprawne i głód zagląda w oczy. Ale to wszystko jest właśnie "gdzieś", daleko stąd, trudno z tym na serio się zmierzyć, nasze codzienne życie toczy się tutaj. Ale właśnie tutaj też widać, co się dzieje i będzie działo, i wcale nie chodzi o rzeczy spektakularne.
Spędzam dużo czasu w przyrodzie, w miejscach, które znam od lat, sporo z nich pamiętam z dzieciństwa sprzed trzech dekad. Z roku na rok widać coraz bardziej, że Polska wysycha. Wysychają strumyki, niewielkie rzeczki stają się widocznie mniejsze, znikają oczka wodne i leśne bajorka, podmokłe łąki są suche, a łąki suche – dziś zaczynają przypominać skrzyżowanie stepu z pogorzeliskiem.
Widzę to od lat, ale dziś trafiłem w miejsce, w którym właśnie od lat zawsze była woda – takie śródleśne rozlewisko zawsze pełne wody, pełne żab, roślinności wodnej. Tej wody było tam sporo, z roku na rok mniej, ale wciąż sporo. Jeszcze rok temu była tam woda, taka do kolan przez cały rok, po prostu typowe "miejsce z wodą" istniejące od lat i oczywiste w takiej roli. Dzisiaj przypadkiem trafiłem w to miejsce i nie tylko po tegorocznym lecie nie ma wody, ale całe dno jest suche jak pieprz. Po prostu całkowicie wyschło.
To taki drobiazg, leśne bajorko bez znaczenia. Ale takich bajorek są dziesiątki tysięcy, a raczej – były, bo już lub za chwilę będziemy o nich mówili w czasie przeszłym. Dziesiątki tysięcy razy mniej miejsc bytowania wielu gatunków. Dziesiątki tysięcy raz mniej wilgotnego mikroklimatu. Dziesiątki tysięcy razy mniej wzbogacania różnorodności biologicznej. Dziesiątki tysięcy razy więcej miejsc suchych, podatnych na pożary. Dziesiątki tysięcy razy więcej miejsc niemagazynujących wody na potrzeby roślin, zwierząt, a z czasem także ludzi.
Zmiany klimatyczne nie są katastrofą jak z filmów sensacyjnych. Nie są też wcale czymś przede wszystkim spektakularnym. One materializują się po cichu, po kawałku, w drobiazgach takich jak te wysychające bajorka, których brak zauważy kilku nudnych maniaków jak ja. Tyle że w przyrodzie wszystko jest powiązane, wszystko się kumuluje, wszystko ma znaczenie. To będzie prawdopodobnie najcichsza, najmniej wprost zauważalna, najmniej spektakularna – i zarazem najdotkliwsza katastrofa. Będziemy się wciąż nieźle bawili tutaj, bo to, co najgorsze, dokona się "gdzieś", nie tutaj. Tu czasem będzie ekstremalna burza czy ulewa, jakaś trąba powietrzna, wielki upał, ale tak poza tym to całkiem spoko – lepsza klimatyzacja, większa lodówka, basen, lód w drinku, wzrośnie.
Ale po cichu ten świat, tutaj, nie "gdzieś", będzie umierał, aż w końcu te wszystkie drobiazgi skumulują się i nawet tutaj nie będzie dało się żyć. Wam się jeszcze jako tako uda, ale jeśli macie dzieci, to po pierwsze współczuję im, a po drugie nauczcie je zawczasu klasycznej maksymy "lasciate ogni speranza".

Źródło
Opublikowano: 2018-11-06 18:39:20