Ludzie pytają czasem, dlaczego lewica jest taka podejrzliwa wobec najbogatszych osób na świecie. „Co ci przeszkadza, że

Ludzie pytają czasem, dlaczego lewica jest taka podejrzliwa wobec najbogatszych osób na świecie. „Co ci przeszkadza, że właściciel Amazona ma tyle pieniędzy?” – słyszałem wielokrotnie. Zastanówmy się. Dlaczego można być podejrzliwym wobec ludzi, którzy mają ogromny wpływ na media (bo je posiadają), na politykę i prawo (bo stać ich na lobbing) oraz na opinię publiczną (patrz punkt pierwszy i drugi, dodaj do tego ogromne środki przeznaczane na reklamę)?

To zadziwiające, jak łatwo uśpić nasze odruchy obronne. Jeśli jakiś polityk skupia w swoim ręku nadmierną władzę, w naszej głowie zazwyczaj włącza się alarm. Protestujemy, wychodzimy na ulicę, piszemy manifesty. Gdy ktoś inny robi to samo, ale za pośrednictwem mechanizmów biznesowych, zwracamy na to uwagi. A nawet gorzej. Na przykład szef Amazona może liczyć na darmową pomoc internetowych wolontariuszy, którzy do utraty tchu będą go bronili w facebookowych dyskusjach. Bo miliarderzy, samo jak partie polityczne, mają swój twardy elektorat. Jednak w przeciwieństwie do polityków nie są wybierani w wyborach demokratycznych i nasza wiedza o ich interesach oraz nasz wpływ na ich działania są znikome.

Miliarderzy mają też o wiele lepszy PR niż politycy. To przypadek, że Donald Trump całą swoją kampanię prezydencką oparł na przesłaniu: Ameryka to wielka korporacja, ja jestem świetnym biznesmenem, będę wiedział, jak zarządzać tym interesem. Dla wielu ludzi to brzmi wspaniale. „Tak, oddajmy całą władzę w ręce biznesmenów. Oni rozwiążą nasze problemy!”. No i rozwiązują. Trump zdążył już zmniejszyć podatki najbogatszym i podejmuje nieustanne próby zniszczenia resztek publicznej służby zdrowia w USA.

Neil Postman, amerykański kulturoznawca, zastanawiał się kiedyś, jaka wizja autorytarnej przyszłości jest bardziej prawdopodobna. Ponura dyktatura Orwella czy może „wesoła” dyktatura Huxleya? Doszedł do wniosku, że ta druga i że wejdziemy do naszego więzienia przyszłości „roztańczeni i uśmiechnięci”. Niestety, to coraz częściej wygląda. Oddajemy władzę w ręce ludzi, nad którymi mamy żadnej kontroli demokratycznej, i robimy to z radością. Postrzegamy to jako poszerzanie naszej wolności. Bo im więcej rynku, tym więcej swobód, prawda? Otóż nie. Im więcej rynku, tym częściej zasada „jeden człowiek, jeden głos” jest zastępowana przez zasadę „jeden dolar, jeden głos”. Właściciel Amazona ma tych dolarów o wiele więcej niż my. W ciągu 9 sekund zarabia ich tyle, co przeciętny pracownik jego firmy przez rok. bardzo skupiamy się na naszej wolności do konsumowania, że beztrosko oddajemy w zamian do kształtowania polityki i świata wokół nas.

Dlatego tak, obawiam się najbogatszych ludzi na świecie. Obawiam się ich władzy i wpływów, obawiam się ich coraz powszechniejszego ubóstwiania, obawiam się tego, że jako społeczeństwo mamy coraz mniejszą kontrolę nad nimi. Słowem, obawiam się ich na tej samej zasadzie, na jakiej obawiałbym się dowolnej osoby dysponującej władzą dyktatorską. I ma najmniejszego znaczenia, w sposób zdobyła ona tę władzę, jak ciężko na to pracowała i jakim genialnym umysłem może się pochwalić.

Źródło
Opublikowano: 2018-12-26 12:40:55