Joseph Stiglitz i jego zespół opublikowali właśnie raport „Zmiana zasad gospodarki europejskiej”. Warto mu się przyjrzeć

[ad_1]

Joseph Stiglitz i jego zespół opublikowali właśnie raport „Zmiana zasad gospodarki europejskiej”. Warto mu się przyjrzeć, bo mamy tu do czynienia z czołowym współczesnym ekonomistą. Nie każdy ma czas przebijać się przez prawie 200 stron, dlatego poniżej streszczam kilka interesujących tez z raportu.

– „Smutna prawda jest taka, że Europa nie radzi sobie dobrze w XXI wieku – piszą autorzy raportu – Tempo wzrostu dla krajów strefy euro nie przyspieszyło po utworzeniu wspólnej waluty”. Co gorsza, kraje bez euro poradziły sobie ogólnie lepiej z kryzysem niż kraje z euro.

– Nie istnieje żadne naukowe uzasadnienie dla limitów narzucanych przez UE na deficyt (poniżej 3% PKB), poziom długu (poniżej 60% PKB) i inflację (poniżej 2%). Zdaniem autorów te liczby są „wzięte z powietrza” i prowadzą do głupich pomysłów, np. do prób radzenia sobie z kryzysem za pomocą polityki oszczędności, która nie przynosi skutków. Największym problemem UE na dziś jest duże bezrobocie, szczególnie wśród młodych, i rosnące nierówności, a nie inflacja, długi czy deficyty. Szczególnie obsesja na punkcie utrzymania niskiej inflacji, np. zredukowanie roli Europejskiego Banku Centralnego tylko do nadzorowania tego jednego celu, prowadzi do gospodarczej stagnacji.

– „Jak się okazało, celem pakietu pomocowego dla Grecji było przede wszystkim ratowanie systemów finansowych Niemiec i Francji, których banki pożyczały ogromne pieniądze zadłużonym krajom, a nie ratowanie greckiej gospodarki”. Zdaniem autorów raportu odpowiedzialność za niespłacalne zadłużenie powinni ponieść zarówno, ci którzy nadmiernie się zadłużali, jak i ci, którzy udzielali nieodpowiedzialnych pożyczek, licząc na szybkie i duże zyski. W przeciwnym wypadku pożyczkodawcy nie będą mieli żadnej motywacji, aby podejmować odpowiedzialne decyzje. Po co mieliby to robić, skoro wiedzą, że w razie kłopotów cała wina i konsekwencje spadną na dłużnika?

– „Mit, że sektor prywatny jest zawsze wydajniejszy niż sektor publiczny doprowadził do zbytniego rozszerzenia tego pierwszego – proces, który nazywamy prywatyzacją. (…) W niektórych krajach, w sferach, gdzie istnieje przyzwoity poziom konkurencji, prywatyzacja sprawdziła się dobrze. Jednak w wielu innych przypadkach, jak np. dostarczanie elektryczności, wody czy usług kolejowych, wyniki nie są już tak dobre”. Autorzy twierdzą też, że równie szkodliwy jest mit dotyczący inwestycji publicznych – wbrew temu, co głoszą fundamentaliści rynkowi, inwestycje publiczne w Europie są obecnie zbyt małe, a nie zbyt duże. „W wielu przypadkach sektor prywatny nie radziłby sobie tak dobrze, gdyby nie wcześniejsze inwestycje państwowe, szczególnie w prace badawczo-rozwojowe”.

– „Zwolennicy rynku mówią często „zostawmy to rynkowi”. To uproszczenie nie odpowiada jednak na podstawowe pytanie: jakiemu rynkowi mamy to zostawić? Rynki nie funkcjonują w próżni. Różne kraje mają różnie ustrukturyzowane rynki, z unikalnymi zasadami i regułami, które dają odmienne wyniki” – czytamy w raporcie – „Podręcznikowa ekonomia – niezależnie od tego, czy opisuje fabrykę szpilek Adama Smitha czy wyidealizowaną firmę, na której czele stoi jej właściciel – nie ma wiele wspólnego ze współczesną innowacyjną gospodarką, która zmaga się z niedoskonałą konkurencją, dysfunkcjonalnym sektorem finansowym i menadżerskim kapitalizmem. Dziś łatwo czerpać zyski dzięki wyzyskiwaniu innych ludzi”. Jako jeden z czynników wpływających negatywnie na rynek i gospodarkę autorzy wymieniają „wzrost władzy korporacyjnej kosztem pracowników”. Jednym z głównych zadań UE powinno być zatem zwiększenie władzy pracowniczej.

– „Europa musu brać pod uwagę nie tylko wskaźnik PKB, ale też szersze konsekwencje społeczne. Musi pytać o to, co się dzieje ze standardami życia zwykłych obywateli. Co się dzieje ze zdrowiem i edukacją? Czy wzrost jest zrównoważony – społecznie, środowiskowo i gospodarczo?”.

Tez i propozycji rozwiązań jest w raporcie o wiele więcej. Autorzy krytykują na przykład wiarę w prywatną edukację, ostrzegając, że jej skutki mogą być destrukcyjne dla społeczeństwa. Ogólna myśl jest taka: problemy Europy i Unii Europejskiej są systemowe, nie sprowadzają się tylko do złej Grecji, złych Węgier czy złej Brytanii. Mam wrażenie, że to przesłanie jest szczególnie ważne w Polsce, bo my bardzo rzadko myślimy o UE jako całości. Na przykład cała dyskusja o kryzysie finansowym w strefie euro została u nas sprowadzona do opowieści o nieodpowiedzialnych Grekach. To naiwne i szkodliwe podejście do problemu. Chcemy być częścią Europy? Zacznijmy o niej rozmawiać na poważnie.

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2019-05-01 11:12:17