Po wyborczej porażce lewicy/lewic pojawiły się głosy, że jesienne wybory do parlamentu to ostatnia szansa na przetrwanie

Remigiusz Okraska:

wyborczej porażce /lewic pojawiły się głosy, że jesienne wybory do parlamentu to ostatnia szansa na przetrwanie lewicy, ale żeby miało to przynieść efekty, powinien powstać jeden lewicowy blok od Sasa do Lasa, czyli od Czarzastego, przez Biedronia, Zielonych, po Razem, a nawet Ikonowicza. Bo wtedy to już się uda, a inny scenariusz się nie uda, a gdy się nie uda, to już będzie po lewicy na długie lata. Czytam te opinie i postanowiłem spisać swoje wątpliwości:

1. Ich autorzy i autorki wychodzą z założenia, że elektoraty wprost lub prawie wprost się sumują. Tymczasem gdy na jednych wyborców działa premia za jedność, na innych ona nie działa – niemal każdy z podmiotów tego potencjalnego zjednoczenia (choćby tylko taktycznego) bazował albo na „nowej jakości”, albo na krytyce któregoś z pozostałych, albo na podkreślaniu swojej samodzielności. Podejrzewam, że sporo wyborców odpłynie od każdego z tych podmiotów. A nawet jeśli lewica uzbiera wspólnie 10%, to nadal nie rozwiązuje to kolejnych problemów.

2. Nie wiem jak innych, ale mnie w lewicowości nie interesują etykietki i/lub sztandary, lecz czyny, a w politycznym sprawstwie interesuje mnie sprawstwo ideowe. Nie ma dla mnie znaczenia, czy coś nazywa się lewicą, lecz czy działa lewicowo, i nie ma znaczenia, czy ktoś wejdzie do parlamentu, lecz to, czy będzie tam robił lewicową robotę. Sojusz z partią Millera czy liberalnych biznesmenów od Biedronia ma dla mnie jeszcze mniej sensu jako pomysł na lewicę niż jej sojusz z PiS. Ten ostatni też nie ma wielkiego sensu, ale to byłby przynajmniej sojusz z kimś, kto wprowadził największe w III RP programy socjalne. Z kolei wizja lewicowych posłów i posłanek w parlamencie z listy zjednoczonej to póki co zwykłe science fiction, przy czym bardziej fiction niż science. To jest model właśnie przetestowany z kiepskim skutkiem przez Zielonych, którzy pracowali na głosy neoliberalnego betonu, a sami na tym nie skorzystali ani trochę. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby widzieć spore ryzyko tego, że ideowi lewicowcy natyrają się na to, żeby w sejmie byli Czarzasty i ktoś od Biedronia, a lewicowi ideowcy zostaną z niczym, to znaczy zostaną ze złymi skojarzeniami z lewicą reprezentowaną w sejmie przez złych ludzi. W efekcie nie będzie żadnego przetrwania lewicy, lecz jej ostateczna wizerunkowa śmierć.

3. Nie było w dziejach III RP lewicowej partii, która wyszłaby dobrze na takich sojuszach. Pracy czy PPS zostały zmielone przez SLD, zmarginalizowane, skompromitowane itd. A było to w czasach dużo większej popularności jako takiej. Oczywiście scenariusz odwrotny też miał miejsce – ideowość, podmiotowość, suwerenność poza szemranymi sojuszami skazywały na marginalizację. Więc to oczywiście nie jest proste, ale tak samo nie jest prosty scenariusz zwolenników jedności lewicy ponad wszelkimi podziałami i wątpliwościami.

4. Nie mam pojęcia, czy inne metody dadzą lepszy efekt.
Chciałem tylko powiedzieć, że powątpiewam w dobry efekt scenariusza „jednościowego”. Być może w tym momencie nie ma dla żadnych szans, być może jest to w ogóle fatalny moment dla takich haseł, idei i formacji w kraju, gdzie prawica robi socjal, a liberałowie uprawiają skuteczny szantaż moralny spod znaku zapędzania do swoich szeregów wszystkich, którzy „powinni” odsuwać prawicę od władzy. Być może nie jest to czas lewicy partyjnej, może powinniśmy robić w ideach, kulturze, aktywizmie, organizowaniu społeczeństwa, a może w czymś jeszcze innym. Może trzeba czekać na lepszy moment. A może prostu trzeba mieć trochę wytrwałości, która jest trudna, nie jest sprawą dla ludzi czy to byle jakich w ogóle, czy sensownych, ale będących nieodrodnymi dziećmi epoki szybkiego sukcesu, indywidualnego dyskontowania go, niecierpliwości, nastawienia bardziej na mały konkret niż większą sprawę, nauczonych szybkiej kompensacji zamiast wierności itd. To nie jest błąd czy zdrada, często jako grupa, a nie jako jednostki, jesteśmy produktem swojej epoki, jej wzorców, wartości, mechanizmów itd. Pytanie natomiast brzmi, czy tak pomyślana i tak spersonalizowana lewica jest jeszcze lewicą ideową i czy komuś potrzebna jest lewica, która nie różni się niemal niczym w wizjach skuteczności od pragmatyków prawicowych czy liberalnych, a może raczej różni się tym, że pragmatyzm tamtych działa, a lewicowy to póki co wizje sprzedania się ciemnym siłom bez wynegocjowania ceny i zapewnienia sobie faktycznej płatności.

5. Mnie ta wizja nie przekonuje. Nie chcę snuć ahistorycznych porównań, ale gdyby nasi poprzednicy sprzed wieku tak szybko przechodzili od ideowości do pragmatyzmu, od wytrwałości do kapitulacji, od walki do kunktatorstwa (proszę tych wszystkich słów nie traktować jako obelg, nie o to chodzi) – to dziś nie mielibyśmy nawet wspomnień o dawnych dokonaniach w Polsce, a taki np. Okrzeja byłby w najlepszym razie wspominany jako znany tylko 20 historykom trzeciorzędny urzędnik żółtych carskich związków zawodowych.

6. Oczywiście mogę się mylić, nawet chciałbym się częściowo pomylić, ale wizja zjednoczonej jesienią jawi mi się jako wizja śmierci sensownej lewicy na długie lata. Możecie zabić posłańca złych przewidywań, ale opisanych wyżej problemów i zastrzeżeń raczej się nie zabije.

Źródło
Opublikowano: 2019-06-06 16:41:15