Bartosz Migas:


„Długi cień Wiecznego Miasta” cz.5 (i ostatnia)
Fabularyzowany opis kampanii głównej Attila Total War, frakcja: Cesarstwo Zachodniorzymskie

Noc była ciepła, ale znośna. Szczególnie w ogrodzie. Bartemius przechadzał się alejkami czując jeszcze ciężar i bolesne obtarcia po pancerzu. W domu rządcy trwała uczta na cześć Cesarza Honoriusza, po coraz to głośniejszych okrzykach i salwach śmiechu można było stwierdzić, ze trwa już od dłuższego czasu.
– Czyżbyś nie lubił poezji, Panie? – spokój Bartemiusa zmącił Gajusz Manius Galba, jeden z najbogatszych Rzymian w Afryce, właściciel floty handlowej i wielu warsztatów. Szedł teraz w stronę Bartemiusa w zdobnych zielono – żółtych szatach i wyszywanych złotą nicią pantoflach.
– Niespecjalnie – odparł Bartemius, splótł swoje palce łapiąc się dłońmi za plecami, po czym odwrócił się i wrócił do spaceru. Galba wyglądał tylko na leniwego hipopotama, ale kiedy bardzo mu na czymś zależało umiał się sprawnie poruszać.
– Piękny wiersz słyszałem dziś rano na targu – kontynuował mimo wyraźnego braku zainteresowania Bartemiusa – Zaczynał się od tego, że porównywał..
– Jeszcze raz usłyszę ten bełkot porównujący Cesarza do Aleksandra Wielkiego czy tam Scypiona Afrykańskiego i przysięgam, że się publicznie porzygam – Bartemius nie krył irytacji – Galbo, wiem doskonale, że ludzie tacy jak Ty nie dyskutują o wierszokletach i szarpidrutach na darmo bo przeliczają każdą minutę swojego życia na monety (Galba uśmiechnął się szeroko odsłaniając pokrzywione zęby w wielkiej mordzie) Mów więc co masz do powiedzenia i znikaj – zakończył ostro Bartemius.
– Jak sobie życzysz Panie – Galba dopadł wreszcie generała i ukłonił się nisko – Chciałem spytać, czy przemyślałeś naszą ostatnią rozmowę.
– Przemyslałem Galbo i odpowiedz brzmi nie.
– Ależ Panie, pomyśl jak wielką chwałę bogactwa i kontrolę nad regionem zdobędziesz kiedy odbijesz, a raczej kiedy panujący nam z woli nieba Cesarz Honoriusz odbije – Galba rozłożył teatralnie ręce wskazując na niebo, jakby chciał podziękować za tak wspaniałego cesarza- Aleksandrię z rąk buntowników. Pomyśl o tych wszystkich bogactwach, ale także o władzy jaką daje kontrolowanie będącego kluczem do całego Egiptu! A zaraz za Egiptem czeka do poskromienia Judea, a potem nawet i Konstantynopol! – Galba podniecał się bardziej z każdym słowem.
– Galbo, powiem Ci ostatni raz nie, a za darmo wytłumaczę dlaczego – Bartemius zbliżył się do kupca tak, że wielkie brzuszysko Galby opierało się niemal o pas Bartemiusa – nie ruszymy na Aleksandrię, bo wracamy do Rzymu. Wracamy do Rzymu bo zrealizowaliśmy cel tej kampanii, odbiliśmy Afrykę, na czym Ty również się wzbogaciłeś i zapewne teraz też drogocenne towary ładowane są na jeden z Twoich statków – Galba milczał ale pozostawał czujny – Walczyliśmy w piaskach pustyni przez pięć długich lat. Straciliśmy ponad połowę sił, a legioniści chcą pożegnać poległych towarzyszy, zabrać łupy i wrócić do żon i dzieci. To im się należy i to im obiecano przed przyjazdem tutaj. Zamierzam tej obietnicy dotrzymać.
– Łaskawy Panie.. – rozpoczął Galba, ale szybko musiał znów zamilknąć.
– Nie chcę tego słuchać Galbo, nie chcę – Bartemius machnął ręką jak gdyby oganiał się od wielkiej muchy – wiem doskonale, że dobiliście targu z Kościołem – oni wezmą świątynie i podporządkują duchowieństwo Rzymowi, a Wy weźmiecie porty i targowiska.
– Wszystko na chwałę Cesarza i Świętego Rzymu – wtrącił kupiec uśmiechając się sztucznie. Bartemius również ucichł, ale wymierzył w Galbę spojrzenie od którego robiło się gorąco, a zimny pot spływał po plecach.

– To zabawne – zaczął spokojnie Bartemius – jak często natykam się na układy kościelno-kupieckie, skoro sam Chrystus nie pozostawił wątpliwości jakie ma do nich podejście kiedy wyrzucał Was ze świątyni.
– A czy wiesz Panie jaki los spotkał później tą świątynię? – zagadnął złośliwie Galba.
– Odejdź już, marnujesz mój czas – odparł Bartemius. Galba ukłonił się, odwrócił na pięcie i ruszył w stronę wyjścia z ogrodu, skąd dochodziły odgłosy regularnej pijatyki. Bartemius odprowadzał wzrokiem intruza, gdy nagle dostrzegł zakapturzoną postać, która szybko się do niego zbliżała.
– Sekstusie, czy to Ty? – zapytał Bartemius coraz mniej pewien – Sekstusie? Powinieneś być w drodze do Hiszpanii. – Postać nadal nie reagowała.
Kiedy spod płaszcza wysunęło się ostrze sztyletu, było już za późno.
– Sekstusie nie! Sekstusie! – krzykinął Bartemius, a chwilę później Sekstus objął go już w bolesnym uścisku zadając kilka kolejnych ciosów w brzuch, aż wrezcie Bartemius osłabł i niemal zawisł na ostrzu – Pozdrowienia od Stylichona Przyjacielu – szepnął Sekstus.

„Dobre miejsce by umrzeć” pomyślał jeszcze Bartemius i osunął się w ciemność.




Źródło
Opublikowano: 2021-09-11 04:10:23