Bartosz Migas:

[ad_1]
[Jeśli masz znajomych – to walcz. Nocna rozmowa]

tekst: Radosław Wiśniewski

„[…]
Nie jesteś jednak tak bezwolny,
A choćbyś był jak kamień polny,
Lawina bieg od tego zmienia,
Po jakich toczy się kamieniach.

I, jak zwykł mawiać już ktoś inny,
Możesz, więc wpłyń na bieg lawiny.
Łagodź jej dzikość, okrucieństwo,
Do tego też potrzebne męstwo,

A chociaż nowoczesne państwo
Na służbę grzmi samarytańską,
Zbyt wieleśmy widzieli zbrodni,
Byśmy się dobra wyrzec mogli
I mówiąc: krew jest dzisiaj tania –
Zasiąść spokojnie do śniadania,

Albo konieczność widząc bredni
Uznawać je za chleb powszedni.

[…]”

(Czesław Miłosz, „Traktat moralny”)

W tamtą noc, kiedy bohaterska Straż Graniczna wywoziła dzieci z ich rodzicami do lasu – przypomne wiek 2,5, 4, 6 i 8 lat rozmawiałem z Danką Przywarą przez Messeneger.

Kiedy byłem w Szkole Praw Człowieka Helsinskiej Fundacji Praw Człowieka byliśmy trochę jak dzieci w szkole. Łukasz i Laura byli naszymi wychowawcami a Danka i ś.p. Marek Nowicki jak dyrektor i wicedyrektor szkoły. Bo rzeczywiście tak było. Był początek nowego stulecia, Polska była już o krok od Unii Europejskiej, weszła dopiero co do NATO. Wydawało się nam, że będziemy raczej jeździli do innych krajów, na wschód, będziemy pisali raporty, robili wizytacje, szkolili innych ludzi w innych krajach. Naprawdę tak myśleliśmy. Nawet szkolono nas w takich kwestiach jak – co zrobić gdy będziesz wizytował więzienie w Kazachstanie i więzień da ci gryps? Czy wolno ci ten gryps przekazać? Wiecie, że nie wolno? Kiedyś opowiem Wam dlaczego. Bo tymczasem tamte pomysły stały się mało ważne, Tybet zapukał nam do bram w kraju.

Ale nie o tym rozmawiałem z Danką przez messenger. Pisałem jej, że jak już ta smuta się skończy, a kiedyś się skończy trzeba popracować nad nowelizacją ustawy o cudzoziemcach, żeby jednak była jakaś kontrola nad poczynaniami straży granicznej. Przecież policja nie wydaje i nie wykonuje wyroków, prawda? Dlaczego straż ma taką możliwość, nie mówiąc już o słynnej procedurze „odmowy przyjęcia wniosku”? Pisałem, stukałem coś w zapale.

Danka odczekała chwilę aż się wystukam w zapale i zapytała, czy mi sie wydaje, że Fundacja nie ma prawników, którzy w pocie czoła opiniują wszelkie zmiany w prawie, wysyłają te ekspertyzy, interpelują, wskazują, piszą? Piszemy, wiemy, monitorujemy, ale – pisała – co z tego skoro 70 procent Polaków popiera tę brutalność i gwałcenie praw ludzkich? Tutaj jest pole do walki, tutaj ma każdy coś do zrobienia.

Pomyślałem, że w końcu sierpnia, kiedy media obiegły zdjęcia ludzi złapanych w pułapkę na granicy pod Usnarzem Górnym byłem przekonany, że to jest widok tak wymowny, że tutaj słowa nie są potrzebne, że władza w swoich machinacjach przelicytowała w okrucieństwie. Że co innego wzruszać ramionami na uchodźców gdzieś tam daleko, a co innego kiedy ktoś patrzy ci w oczy i wyciąga rękę po szklankę wody czy kromkę chleba. A ty masz – szklankę, wodę, chleb. Losy się ważyły. Ruszą słupki poparcia w górę czy w dół? I komu? Nie sądzę by to było od razu przesądzone.

Ale coś się stało z językiem. Okazało się że legalność jest ważniejsza niż życie. Jak nigdy. Że granica najświętsza jest, ciało państwa, święta polska ziemia. I krew przelana za granice. Że proszę bardzo niech sobie wnoszą o azyl, ale na wyznaczonych przejściach granicznych. Ciekawe jak, skoro na wyznaczonych przejściach straż graniczna odmawia przyjęcia wniosku. W ciągu kilku dni – tak mam wrażenie – zaczęliśmy przegrywać. Piszę my, pewnie jakaś mniejszość, która uznaje, że nawet na wojnie gdy nieprzyjaciel jest ranny i zdany na łaskę – to się go opatruje jak swojego, daje szklankę wody i kromkę chleba. A to przecież nie jest wojna. W każdym razie jedna ze stron jest ewidentnie bezbronna. Wojna uzbrojonej formacji z cywilami w prawie wojennym jest blisko zbrodni wojennej.

A potem ten dzień kiedy Agata Kubis z ekipy Oko.Press zrobiła zdjęcia grupy ludzi zatrzymanych przez Straż Graniczną w Michałowie. Pewnie widzieliście te zdjęcia, bo są wymowne. Wypięta straż graniczna z bronią automatyczną i dzieci patrzące jak to dzieci, z dołu. Bo nikt do nich się nie schyla. Ale też już nikt nie powstrzymuje ludzi od podawania dzieciom przez płot cukierków, czekolady, musików owocowych (takich samych jakie Ty uwielbiasz, synek). Podobno nawet jedna tabliczka trafiła w głowę strażniczkę graniczną, przypadkiem, ale nie reagowała.

A potem są zdjęcia rozdzielania, popychania. Potem autobus rusza, mimo zmierzchu i odczuwalnej temperatury kilku stopni w nieznanym kierunku. Jada za nim aktywiści z nieformalnej Grupy Granica i Pani Agata. Za jakiś czas policja zatrzymuje pod wymyślonym pretekstem jeden samochód, potem drugi. Kontrola trwa, autobus znika, rano rzeczniczka prasowa powie, że tak rodziny odstawiono do pasa granicznego. Dobrze, że nie użyła słowa „wysiedlono”. To się źle kojarzy.

Te zdjęcia pewnie widzieliście – bo one rozpełzły się po internecie. Ktoś tam pod nimi, powielanymi z rozrywającymi serce komentarzami próbował coś gęgać o „Ordo Caritatis”, takiej koncepcji, którą katolicy zawsze wyciągają z worka jak trzeba ruszyć dupę, albo chociażby pomilczeć i w tym milczeniu wsłuchać się w cokolwiek w sobie. Tak jakby ważniejsze było ogłoszenie woźnego kościelnego na drzwiach świątyni od słów Mistrza.

Sam napisałem trzy teksty ilustrując je zdjęciami Pani Agaty i okazało się, że ludzi mających w klatce piersiowej zwykłe serca zamiast gruzu i żelazobetonu jest więcej, niż myślałem.

Potem był wieczór, kiedy tylko p a t r z y ł e m razem z Elka Podleśną, okiem jej telefonu jak służby wyciągają trójkę topiących się ludzi z bagna. I przypominały mi się opowieści moich rodziców i ich znajomych jak to w stanie wojennym ludzie, którzy czuli zagrożenie umawiali się na wspólne przebywanie, żeby kiedy przyjedzie po nich jedna ze służb – byli świadkowie zatrzymania, na których akurat służba nic nie ma i wyjdą. Albo nie zostaną zatrzymani. Zatem patrzyłem jak w komórce Eli widać światło silnej latarki funkcjonariusza starszego sierżanta sztabowego Kosidło. Świecił tak, żeby nie było widać. Żeby nie było śladów. I to patrzenie – było aktem. Ze mną patrzyło ponad trzysta osób. Nie poszło oglądać filmu, nie grało w grę sieciową, ale trwało przy telefonach, laptopach, komputerach, żeby jedna osoba, gdzieś tam daleko miała świadków, żeby wiedziała że cokolwiek się nie stanie, nie jest sama.

Dlaczego to wszystko piszę?

Bo łatwo jest napisać, pomyśleć – akie to straszne, czuję się tak bezsilny, bezsilna. I nic nie zrobić. Okazuje się, że nic, co wydaje się z pozoru bez większego znaczenia nie jest bez znaczenia. Nawet najmniejszy okruch sensu, to więcej niż nic. Czasem wystarczy patrzeć i powiedzieć głośno – Ela, widzimy cię.

Imię można zmienić dowolnie. Bo sytuacja jest dynamiczna. Tak mówią politycy, jak chcą coś powiedzieć, ale nie wiedzą co sądzić, bo nie wiedzą jak drgnie słupek poparcia.

Petycje w internecie domagające się ludzkiego, humanitarnego traktowania zatrzymanych przez Straż Graniczną rzadko przebijają liczbę 10 tysięcy podpisów, myślę, że gdyby przebijały 100, 200 tysięcy być może by się ktoś z nami liczył.

Bo oprócz twardej walki – takie czasy nastały – takiej którą toczą ludzie na granicy, aktywiści, ulicznicy, prawnicy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, jest walka soft. Starcie o umysły i serca. Od tego czy przy stole rodzinnym nie znajdzie się nikt szalony na tyle by powiedzieć – wuju wąsaty tam są dzieci, takie jak twój wnuczek! – niby nic wielkiego nie zależy, może nawet nic poza trzaśnięciem drzwiami się nie zdarzy. Ale to wszystko – tak czasem myślę – są dźwięki składające się na to jak brzmimy jako społeczność.

W ostatnich dniach s ł o w a wypowiedzieli różni ludzie, nawet episkopat polski coś wykrztusił, okrągłego, obwarowanego stu zastrzeżeniami, ale nie po myśli większości (a może już nie większości), gotowej zracjonalizować śmierć z głodu i wychłodzenia świętością kresek na mapie. Od słów zaczyna się każda zbrodnia. Od słów, języka jakim do siebie mówimy zaczyna się też ocalenie, solidarność, dobro.

Cokolwiek, to jest więcej niż nic.

Zacząłem od cytatu z Miłosza, skończę wam cytatem z Danki Przywary, człowieka, którego mam zaszczyt mienić się wychowankiem w jakimś sensie. Jej oraz Marka, Laury, Łukasza, Adama – całego zespołu HFPC. Praktyczna implikacja poezji. Rada, co zrobić gdy umiesz tylko pisać, albo nawet nie tyle, że pisać, ale jesteś tutaj w tym medium.

„- Radek, trzeba przekonać przynajmniej część spośród tych 72% co to nie chcą uchodźców w RP. Bo inaczej wybiorą tyle samo im podobnych i nie zmienisz ustawy – bo jak….. Trzeba szukać argumentów, które do tego towarzystwa przemówią i to takich które będą dla niego ważne, przyswajalne….. niestety inaczej nie przeskoczymy. Sprawdzam w trakcie spotkań, co działa i marnie to wygląda (ksobność z niechęcią do dzielenia się bezpieczną przestrzenią i strach przed nieznanym mają się wyjątkowo dobrze). Tyle że teraz naprawdę nie wiem jak przebić się przez naszą bańkę. […] Problem w tym, że ludzie nie czytają, nie ogladają, no i oczywiście nie szukają informacji zwłaszcza niewygodnej i zmuszającej do podejmowania decyzji i przyjmowania odpowiedzialności. Radku myślmy jak obudzić ludzi…Jeśli masz znajomych nie tylko z naszej bańki to walcz.”

Zatem jak miał powiedzieć jeden z huskarlów Haralda w czasie bitwy pod Hastings:

– Walczmy przyjaciele, a nasza odwaga niech rośnie w miarę jak opuszczają nas siły!

fot. Agata Kubis/Oko.Press


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2021-09-30 10:32:58