Razem Pomorze:


Dziś świętujemy 90. rocznicę nadania praw miejskich Gdyni. Jest co świętować: budowa tego była wielkim osiągnięciem II Rzeczypospolitej, skokiem międzywojennej Polski w nowoczesność. Dziś gdynianie są dumni nie tylko ze swojej wyjątkowej historii, ale też z tego, że to miasto jest uznawane za jedno z najlepszych miejsc do życia w kraju.

Tego dnia warto jednak przypomnieć, że historia pierwszego portu Polski nie jest tak prosta, a przedwojenna Gdynia to nie tylko narodowy sukces i piękne białe fasady modernistycznych kamienic. Robotnicy, których rękami ją zbudowano, żyli w większości w głębokiej biedzie, a tysiące bezrobotnych gnieździły się w niewyobrażalnych warunkach w slumsach. Nic dziwnego, że miasto stało się jednym z głównych ośrodków ruchu lewicowego i Polskiej Partii Socjalistycznej. Tak w 1937 roku Zbigniew Uniłowski opisywał Grabówek:

„Wkraczamy między zabudowania i owiani fetorem nie skanalizowanych wychodków, wspinamy się pod górę krętymi wykopami, nieomal ocierając się o gliniaste ściany, po których spływają brunatne ścieki. Ulice tu nie istnieją, w spadzistych, wilgotnych zaułkach pełzają roje mrukliwej dzieciarni o starczych, ziemistych twarzyczkach, nielękliwe, zerkające na nas posępnie spode łba. Większość [budynków] to naprędce sklecone nory, jakieś deski i drągi połączone przemyślnymi sztuczkami, oblepione błotem, obetkane szmatami, o dachach z karbowanej blachy, z na pół zgniłych desek pokrytych ziemią, porastających trawką. […] Wyzysk spekulantów mieszkaniowych zmusił ich [robotników] do stawiania prowizorycznych schronisk, które powoli przeistoczyły się w trwałe osiedla najczarniejszego bytowania.”

Tak wyglądało niegdyś prawie pół miasta – Grabówek, Chylonia, Obłuże i Leszczynki. To nie tylko historyczna ciekawostka: choć tak straszliwych obrazów nędzy już nie możemy zobaczyć, geografia nierówności pozostaje podobna. Dawne slumsy w większości nie istnieją, ich miejsce zajęły blokowiska, ale pomiędzy południowymi a północnymi dzielnicami wciąż istnieje przepaść w dochodach i warunkach mieszkaniowych. A przecież mówimy o mieście, które samym swoim istnieniem udowadnia, że wszystko jest możliwe, więc również tę niesprawiedliwość można naprawić.

Historia Gdyni jest opowieścią o spektakularnej modernizacji, która miała wielkie osiągnięcia, ale w której gdzieś po drodze zapomniano o ludziach. Dziś w III RP, kraju ogromnych stadionów, Pendolino i setek tysięcy niedożywionych dzieci, to powinno brzmieć znajomo. Uniłowski tak w 37 roku kończył swój raport: „Mury mogą poczekać, ale nie mogą czekać ludzie. Jeśli starczyło energii, żeby tyle pieniędzy zakląć w mury, niechaj jeszcze trochę uratuje tysiące istnień. Pragnę powiedzieć obywatelom słodko drzemiącym w optymizmie, że sens Gdyni jest istotnie wielki, ale że nie wszystko jest w porządku, że trzeba wstrzymać rozśpiewany pochód i w skupieniu połatać wnętrze…”

[Grafika: Na tle nadmorskiej części Gdyni zrobionym z lotu ptaka, u góry duży napis: 90 urodziny Gdyni! Poniżej cytat: „Mury mogą poczekać, ale nie mogą czekać ludzie. Jeśli starczyło energii, żeby tyle pieniędzy zakląć w mury, niechaj jeszcze trochę uratuje tysiące istnień.” Poniżej wytłuszczoną czcionką: Życzymy pomyślności miastu i wszystkim jego mieszkańcom. U spodu grafiki podpis: partiarazem.pl razem Pomorze]


Źródło
Opublikowano: 2016-02-10 17:06:00