Rok temu z okładem Uber otrzymał licencję na przewóz osób w Londynie. I już prawie-prawie wszystko miało być po bożemu,

Rok temu z okładem otrzymał licencję na przewóz osób w Londynie. I już prawie-prawie wszystko miało być po bożemu, ale nie będzie, bo zwyczaje korporacji nie poddają się takiej łatwej obróbce: miasto zorientowało się właśnie, że w tym czasie 14 tys. kursów świadczyli kierowcy nieposiadający ubezpieczenia – poinformował dzisiaj Financial Times – i Uber licencję na przewóz straci.
„Przyznajemy wprawdzie, że poczynił postępy, ale nie możemy zaakceptować faktu, że firma pozwoliła pasażerom na wsiadanie do samochodów, których kierowcy mogli nie mieć licencji ani ubezpieczenia” – powiedziała pani z londyńskiego biura transportowego.
To jest niesłychane: miasto prosi gigantyczną firmę, żeby spełniała jakiekolwiek wymogi, akceptuje, czeka na postępy jak u trzylatka.
Witold Gadomski był uprzejmy wkleić pod moim ostatnim postem o Uberze wideo z ostatnim zdunem, jako analogią do mnie jako tej ludystki, która pragnie zawrócić kijem postęp (pudło, bo korzystam z appek przewozowych).
Otóż to beznadziejnie nietrafiona analogia. Miałaby sens, gdyby ostatni zdun był ostatnim zdunem na umowie o pracę, którego zastąpiły tysiące zduńskich prekariuszy na śmieciówkach.
Zawód zduna zniknął, tymczasem praca taksówkarza i kierowcy Ubera nie różni się niczym, nic nie znika, więc – haha, tośmy się uśmiały – nietrafiony niezatiopiony.

Źródło
Opublikowano: 2019-11-25 12:16:30