Tomasz Markiewka:

Dla Krytyki Politycznej piszę o rozprzestrzenianiu się języka skrajnej prawicy w polskiej debacie politycznej:

Ekonomista Paul Krugman zauważył, że amerykańscy konserwatyści, gdy tylko słyszą o jakimś lewicowym rozwiązaniu, od razu sięgają po argument z komunizmu. Wyższe podatki dla najbogatszych? Komunizm. Lub socjalizm. Dla polityków w rodzaju Trumpa to jedno i to samo. Publiczna służba zdrowia? Komunizm. Ekologia? Komunizm. To stara prawicowa strategia. Jacques Derrida, francuski filozof, już wiele lat temu zauważył, że dopatrywanie się wszędzie komunizmu/marksizmu/socjalizmu jest ulubionym sposobem konserwatystów na obrzydzanie wszystkiego, co postępowe: „Być może boją się już marksistów, ale obawiają się pewnych nie-marksistów nieodrzucających dziedzictwa Marksa, kryptomarksistów, pseudomarksistów lub paramarksistów, gotowych tamtych zastąpić, ale w formie lub cudzysłowie, których zatrwożeni eksperci od antykomunizmu nie nauczyli się jeszcze demaskować”.

W III RP antykomunizm zawsze sprzedawał się dobrze, co jest zrozumiałe ze względu na naszą historię. Niemniej najbardziej absurdalne oskarżenia o komunizm były do tej pory domeną skrajnej prawicy. Arcybiskup Jędraszewski straszący „tęczową zarazą” jako przedłużeniem „czerwonej zarazy”, portal wpolityce.pl ogłaszający, że wsparcie dla LGBT to domena „skrajnej lewicy marksistowskiej”, czy Witold Waszczykowski, któremu ścieżki rowerowe kojarzą się z marksizmem.

Jednak nawet osoby uchodzące w Polsce za liberałów popadły ostatnio w obsesję doszukiwania się wszędzie zagrożenia komunizmem. Tomasz Lis na przykład dojrzał to niebezpieczeństwo w osobie amerykańskiego senatora Berniego Sandersa. Choć bardzo wiadomo, na czym ten komunizm miałby polegać: czy na dopominaniu się publicznej służby zdrowia, czy może bardziej na próbie wprowadzenia bezpłatnej edukacji?

Lis jest osamotniony po „liberalnej” stronie w swojej antykomunistycznej krucjacie. Kiedy Witoldowi Gadomskiemu zarzucono negacjonizm klimatyczny, odpowiedział: „Nie wiem, kim są moi hejterzy, ale wyobrażam ich sobie w czapkach à la Mao wykrzykujących cytaty z Czerwonej książeczki prosto w twarz burżuazyjnym wrogom”. W ogóle nawiązania do Mao są popularne: Zbigniew Hołdys nazwał partię Razem „hunwejbinami, którzy sprawiedliwie zrównaliby wszystkich Polaków tego dnia do poziomu maoistowskich mundurków z drelichu”.

Odrębny podgatunek „argumentów” stanowi porównywanie progresji podatkowej do gułagów i komunistycznego terroru. Oto garść reakcji na tekst Piotra Wójcika na ten temat: „O matulu… dobrze, że ma jeszcze propozycji łagrów” – pisał Sławomir Potapowicz, polityk. „Można też zamknąć bogatych w obozach” – to z kolei komentarz Piotra Beniuszysa, publicysty. „Można też […] pozbawić praw i całego majątku. Wysłać do łagru, rozstrzelać, skazać na przymusową pracę” – dodał Jerzy Skoczylas, wspomagany przez Leszka Balcerowicza, który uznał ten komentarz za „celny”.

Przestańmy używać języka skrajnej prawicy. Czasy Reagana dawno minęły

Pisze Tomasz Markiewka,

Źródło
Opublikowano: 2020-03-10 12:07:04