[ad_1]
Prezes meblarskiego krajowego giganta BRW mówi w wywiadzie, że choć sporo sklepów z meblami wciąż działa, to sprzedaż w nich niemal zupełnie stanęła.
Z dwa tygodnie temu tacy jak ja pisali, że kluczem do wyjścia z kryzysu jest impuls popytowy, czyli danie porządnej i stałej forsy tym, którzy tracą pracę lub „tylko” obawiają się jej utraty. Bo oni te pieniądze wydadzą szybko, nie schowają w skarpecie czy na koncie, w ten sposób napędzą konsumpcję, czyli produkcję, czyli miejsca pracy.
Odpowiedzią liberałów, prawicy itd. były opowieści, że trzeba dać forsę biznesowi i przedsiębiorcom, bo to podobno podtrzyma produkcję i zatrudnienie. Jakoś nie przyszło im do głowy zapytać, kto i po co będzie podtrzymywał produkcję, jeśli nie znajdzie na nią zbytu z powodu braku klientów wskutek zubożenia tych, którzy robią ruch w sklepach, czyli popyt. To nie jest kawior, diamenty, luksusowe samochody, żeby o ich sprzedaży decydowała garstka zamożnych klientów, bo sens sprzedaży produktów masowych jest wtedy, gdy są masowi, czyli niezamożni klienci. Nie przyszło im też do głów zastanowić się, czy ludzie już bogaci potrzebują jeszcze więcej forsy za nic, w postaci prezentu, choć gdy tysiąckroć mniejsze środki postulowano dawać pracownikom czy obywatelom, to były to „marnotrawstwo”, „rozdawnictwo”, „nierealny socjalizm”, „wyciąganie łapy”, „bierne czekanie na prezenty” itd.
Decyzje tego typu nigdy nie są merytoryczne i obiektywne, one są klasowe i dotyczą tego, kto chce komu pomóc i „rozdać”. Tacy jak jak chcą wesprzeć słabych, to oni są naszym punktem odniesienia. Tamci chcą wspierać silnych i ile by się nie nagadali o państwie, dobru publicznym, republikanizmie, wspólnocie itd., to koniec końców są kamerdynerami na smyczce biznesu i obsługują interesy jego właścicieli, nawet wtedy, gdy ich wspieranie jest marnowaniem publicznym środków, „socjalizmem dla bogatych”.
[ad_2]
Źródło
Opublikowano: 2020-04-06 16:53:00