Paulina Matysiak:


W wielu firmach można natknąć się na sytuację, w której pracownik otrzymuje wynagrodzenie „pod stołem”. Wtedy kwota na umowie niewiele ma wspólnego z tym, ile rzeczywiście otrzymuje on za swoją pracę. To jeden z czynników funkcjonowania szarej strefy gospodarki. Dzieje się ze względu na to, że kwota, która wpisana jest w umowie o pracę to podstawa opodatkowania ZUS. Zwolennikami tej praktyki są w większości pracodawcy, którzy chcą ponosić kosztów związanych z zatrudnieniem pracowników.

Zgodnie z polskim prawem pracownik, który godzi się na takie formy wynagrodzenia, podlega karze grzywny lub pozbawienia wolności. W uproszczeniu pracownik, który przyjmuje część wypłaty „pod stołem”, musi liczyć się z tym, że podaje przed urzędem skarbowym nieprawdę, w wyniku czego musi zapłacić grzywnę. Pracownik podlega także innym karom zawartym w kodeksie karnym skarbowym. Kiedy ujawnia wszystkich dochodów, oszukuje fiskusa i tym samym naraża państwa na straty.

Niestety sytuacja ta w większości przypadków jest zależna od pracownika i powoduje jego półniewolniczą zależność od pracodawcy. Pracownik, którego pensja nie jest w całości uwzględniona na liście płac lub z którym pracodawca nie chce podpisać umowy o pracę, ponosi także straty za względu na niższe składki i niską emeryturę w przyszłości.

Zwróciłam się Ministrów Finansów i Rozwoju, Pracy i Technologii z interpelacją, w której pytam, czy:

– istnieje możliwość wprowadzenia przepisów, w których pracownik, który zgłasza fakt istnienia umowy na czarno lub otrzymywania części wynagrodzenia na czarno, ponosi kary w postaci naliczenia zaległego podatku, a jedyne, co musi wykazać, to fakt istnienia stosunku pracy,

– Ministerstwo planuje wprowadzić inne formy ochrony pracowników, znajdujących się w sytuacji, gdy pracodawca chce podpisać z nimi umowy lub którzy otrzymują wynagrodzenie „pod stołem”?


Źródło
Opublikowano: 2021-04-06 20:00:00