Maciej Konieczny:



Jest taki stary dowcip. Rodzina ogląda dziennik telewizyjny, w pewnej chwili synek pyta ojca: „tato, a co to jest ta reforma, o której tyle mówią?”

Ojciec prowadzi go do piwnicy i pokazuje ziemniaki w metalowym kuble. Bierze kubeł, podnosi go wysoko, obraca – i przesypuje ziemniaki do drugiego kubła. Huk jest straszny, ściany się trzęsą. Po chwili zapada cisza.

– Tato, ale po co to było, skoro ziemniaki są nadal w takim samym kuble? – pyta nieśmiało synek.

– I to jest właśnie reforma, synu!

Przeczytałem rządową ustawę o reformie podatków. I tylko tak mogę ją skomentować.

Mamy w Polsce system podatkowy postawiony na głowie. Bogaci płacą mniejsze stawki niż średniacy. Przedsiębiorcy, przy takich samych dochodach, płacą mniej niż pracownicy. Na dodatek system jest pełen luk, z których korzystają głównie najbogatsi. Europejska norma to progresja – bogaci płacą więcej. U nas jest system degresywny – bogaci płacą mniej. To nie jest uczciwe. Trzeba to zmienić.

Dlatego kiedy rząd ogłosił, że przygotowuje zmiany w podatkach, nie dołączyliśmy do rytualnego chóru jęczących. Bo zapowiedzi były ciekawe: likwidacja degresji, koniec z przywilejami. Nie jesteśmy bezmyślnym anty-PiSem, patrzymy na treść projektu, a nie tylko na to, kto go zgłosił. Czekaliśmy cierpliwie na to, co rząd zaproponuje. Niestety, ustawa, która ostatecznie trafiła do Sejmu, to, co najważniejsze, zostawia po staremu.

Bogaci przedsiębiorcy nadal mają płacić mniej niż zwykli pracownicy. Podatek liniowy zostaje. Biznesowi lobbyści załatwili sobie obniżenie składki. Nadal będzie opłacalny arbitraż – zakładanie fikcyjnej „działalności gospodarczej”, żeby uniknąć części podatków.

Co gorsza, rząd tworzy kolejne przywileje dla wysokich dochodów. Właściciel firmy informatycznej zapłaci 12% podatku. Sprzątaczka, którą pracuje za minimalną – 17%. Ustawa obniża opodatkowanie zysków wyprowadzonych z firmy. Jaki w tym sens?

Pozostaje pogratulować skuteczności organizacjom biznesowym. Za ich przywileje, wepchnięte do ustawy na ostatniej prostej, ktoś musi zapłacić. Padło na samorządy.

Samorządy w Polsce utrzymują się z udziału w podatkach. Stąd mają pieniądze na osiedlowy żłobek, remont szkoły czy komunikację. Nietrudno zgadnąć, co się stanie, kiedy rząd obetnie kasę samorządom: podrożeją bilety autobusowe, nie będzie nowych miejsc w żłobkach, poczekamy dłużej na remont dziury w drodze. Mało mnie obchodzi, że PiS prowadzi rozgrywkę z liberałami, którzy trzymają władzę w większości dużych miast. Te cięcia nie walną w Trzaskowskiego, tylko w zwykłych ludzi. Na to naszej zgody nie będzie.

Czytam, że rząd liczy na nasze głosy. Potwierdzam, jesteśmy zainteresowani prawdziwą reformą podatkową. Taką, która faktycznie weźmie się za patologię degresywnych podatków. Chętnie za taką zmianą zagłosujemy. Niestety to, co rząd pokazał, to jest dziwaczny ogryzek, a nie ta potrzebna zmiana.

W Sejmie zaproponujemy zmiany w ustawie. Po pierwsze – gwarancja, że samorządy nie stracą ani złotówki. Bo nie wolno przy okazji reformy rozwalać usług publicznych! Po drugie, przywrócenie prospołecznego sensu reformy. Czyli sprawiedliwe podatki dla wszystkich. Bez świętych krów. W tym – opodatkowanie milionerów.

Oczekujemy, że rząd te zmiany przyjmie. A jeśli nie – to niech premier szuka głosów u biznesowych lobbystów, z którymi najwyraźniej miło mu się ostatnio rozmawiało.


Źródło
Opublikowano: 2021-09-15 16:01:13