Z każdym rokiem większą przyjemność sprawia mi obserwowanie tego, jak za znakomi

Obywatel:


Z każdym rokiem większą przyjemność sprawia mi obserwowanie tego, jak za znakomite pomysły spod znaku ekologii, praktykowane przez nielicznych „uświadomionych” ludzi z klasy średniej i rozmaitych dobrze ustawionych freaków, robi coś, co kiedyś było powszechne. Weźmy kilka przykładów:

– zero waste i recykling: za komuny było to powszechne, wszystko pakowane skromnie, zwykle w szary papier, który oddawałeś na makulaturę, do tego w szkło, którego większość skupowano i ponownie napełniano (łącznie z butelkami np. oleju), a resztę przetapiano na nowe szkło; surowce wtórne skupowano lub zbierano w wielu miejscach; plastik to był margines, a gdy już coś z niego robiono, to było to trwałe i solidne, a nie rozsypujące się pod byle dotknięciem; wiele opakowań wykorzystywało się ponownie do celów domowych, jako opakowania na produkty spożywcze i niespożywcze, mało co po prostu wyrzucano, przeróżne rzeczy twórczo przerabiano na inne cele; nie było foliowych reklamówek i woreczków, oczywistość stanowiło to, że zasuwałeś do sklepu z wielorazową torbą, używaną aż do momentu, gdy się rozpadła tak, że nie dało się naprawić; wiedzą powszechną było amatorskie krawiectwo i inne metody wyrobu odzieży; wszystko to miało cel praktyczny i utylitarny, a nie kolejny sposób na monetyzowanie wytwarzania kolejnego szmelcu typu „dizajnerskie” lniane torby na zakupy; mnóstwo, naprawdę mnóstwo rzeczy naprawiano, a gdy nie dało się naprawić, to wymontowywano dobre elementy na poczet napraw/sztukowań w przyszłości itd.

– ślad węglowy: ogromną część produktów wytwarzano kiedyś na miejscu lub w regionie, a większość pozostałych przyjeżdżała z bardziej odległych miejsc w tym samym kraju; w niewielkich miastach były wytwórnie napojów, przetworów, browary, masarnie, mleczarnie, młyny, produkcja części prostych produktów przemysłowych i opakowań itd., a dzisiaj coraz trudniej kupić nawet lokalne pieczywo, w okolicy były uprawy rolne i owocowo-warzywne

– żywność i okolice: prawie każdy miał ogródek zwykły, a mieszkańcy bloków ogródki działkowe, w nich rosło prawie wszystko, co da się uprawiać, od ziemniaków brzoskwinie; wszystko to przechowywano lub przetwarzano w sporej obfitości i różnorodności; jedzono sezonowe produkty, nikt nie oczekiwał pomidorów czy rzodkiewki na okrągło; powszechne było kiszenie kapusty w beczkach, wędzenie mięsa, wyrób masła itd.; mnóstwo ludzi miało drobne hodowle zwierząt; co drugi człowiek z pokolenia moich dziadków znał i stosował co najmniej kilkanaście rodzajów ziół zebranych w okolicy, powszechnie znano i wykorzystywano o wiele bardziej licznie niż dzisiaj rośliny jadalne; wszystko to jako naturalna wiedza i postawa, a nie hipstersko-instagramowe działkowanie czy weekendowe kursy rozpoznawania pokrzywy i krwawnika płatne po 1000 od frajerów

– transport i komunikacja – rowerem jeździł prawie każdy i nie był w tym pozy, mody czy ideologii, lecz odruchowa sprawa, do tego mnóstwo chodzenia pieszo, a transport zbiorowy jako oczywistość; czy motocykl jako dobro rzadkie, nawet szczęśliwi posiadacze nie używali ich non stop

co o tym piszę? Nawet nie z tęsknoty czy nostalgii, z idealizowania i wzdychania za „dawnymi dobrymi czasami”. W zasadzie po nic, jedynie po to, żeby pokazać, iż wystarczy 30-40 lat, aby sprawy niegdyś oczywiste i powszechne stawały się modą elity, postawą wtajemniczonych, jednym z wielu sposobów na dystynkcje („my” praktykująca elita kontra bierne i leniwe ciemniaki) oraz urastały do rangi wielkiego odkrycia. W d… sobie wsadźcie ekologię, o której się gada w wąskim nadętym gronie, a której powszechne praktykowanie zniszczono na wiele sposobów, od ekonomicznych, przez organizacyjne, po kulturowe.

Źródło
Opublikowano: 2022-02-17 16:50:37