Żeby skończyć z tym jałowym tematem (nie)czytania przez Polki i Polaków: w krytyce pohukiwania na ludzi nieczytających nie chodzi o ludomanię, nie ma tu obrzydzania książek, nie ma przekonywania, że książki są niepotrzebne, a czytanie jest be i fuj. Tu chodzi o coś zupełnie innego, o brak wielbienia inteligencji i jej póz, o dostrzeganie jej mizerności intelektualnej i moralnej mimo tysięcy przeczytanych książek, a przede wszystkim o to, że dziś już jasne jak słońce jest to, że sposób, w jaki polska inteligencja do czegoś przekonuje, jest przeciwskuteczny.
Książki i czytanie są fajne, dają wiele frajdy, potrafią dawać refleksję i wiedzę, albo po prostu miły sposób spędzania czasu. Tyle że to wszystko nie zmienia faktu, że jeśli jest się oczytanym i zarazem ma poglądy okołolewicowo-demokratyczne, to wie się, że źródeł postaw, zjawisk i problemów społecznych trzeba się doszukiwać w realiach materialnych danej zbiorowości. W tym, na jakim poziomie żyje – niekoniecznie w sensie topornym, czyli ile ma w portfelu i czy to starcza na "klasykę" za 4 zł z Allegro lub antykwariatu, bo wiadomo, że starcza, lecz w takim wymiarze, ile ludzie pracują, jak ciężka to praca, ile im zostaje z pensji po opłaceniu wszystkiego, czy dorastali wśród książek, czy w pobliżu jest atrakcyjna biblioteka, czy ktoś im fajnie i ciekawie pokazał zalety czytania, czy mogą się łatwo zetknąć z fajnymi zachętami do czytania, z dobrze zrobioną i nieelitarną i nie wsobno-środowiskową krytyką/omówieniami książek itd., itp. To są setki zmiennych, które przekładają się na to, czy się czyta, ile czyta, co czyta, kiedy czyta, w jakim celu czyta itd. Tyle że polski inteligent nie interesuje się takimi sprawami. On siedział cicho, gdy likwidowano setki szkół na prowincji, bibliotek tamże, gdy stłaczano po 35 dzieciaków w klasach i likwidowano zajęcia pozalekcyjne, gdy z mediów publicznych znikały kolejne "misyjne" programy, gdy szkoły reformowano w kierunku odmóżdżenia, gdy na kulturę, szczególnie nieelitarną, było coraz mniej forsy i coraz więcej "cięć budżetowych" i coraz mniej stabilizacji finansowania, a coraz więcej corocznych "konkursów grantowych". Polski inteligent milczał wtedy, bo tego wszystkiego nie robił strrrraszny PiS, lecz europejska PO, rząd Europejczyka Belki, etosiarska Unia Wolności itp.
Inteligent polski widzi tylko skutki, nie widzi przyczyn. A już zupełnie przyczyn systemowych. On, choć lubi pozować na postępowca, a nawet, teraz to trochę modne, na lewicowca, ma wobec ludzi pańskie elitarne odruchy i iście konserwatywną wizję jednostki. Nie czytają? Załamię ręce, oburzę się, zasmucę. Nie czytają? Nie zapytam o uwarunkowania materialne, finansowe czy instytucjonalne, lecz potępię ich grzech, słabość, upadek moralny, ich mizerną kondycję ludzką, ja, kołtuński świecki pleban pozujący na postępowego intelektualistę. Nie czytają? Felieton napiszę, o tak, felieton jest dobry na wszystko, kilka stówek wskoczy za kilka banałów, będzie na nowe książki i na epatowanie nimi w postępowej kawiarni. Albo wywiad zrobię, z pisarzem, no kolegą moim, zapytam go, czemu taką dobrą książkę napisał i czy cieszy się z nagrody, którą mu przyznały nasze koleżanki i jeden autorytet moralny przed kwartałem. Za wywiad to już powinno być więcej niż kilka stówek, będzie na nowego smartfona, zdjęcia książek będą jeszcze lepsze. Misja edukacyjna wobec ciemnego polskiego ludu wykonana.
A lud? A lud wyciąga z tego tylko taki wniosek, że jest, był, będzie ciemny i jest, był i będzie pouczany. Tak, oczywiście, gdy mu się powie z wyżyn felietonu, że jest ciemnym matołem zezwierzęconym, to on na pewno przytaknie i powie, że tak, jestem ciemnym matołem zezwierzęconym, posypie głowę świeckim popiołem i zacznie na wyścigi czytać i gromadzić książki. Nie inaczej.
No więc nie. Lud w kwestii czytania zrobi dokładnie to, co już w ostatnich dekadach zrobił wobec innych kwestii. Gdy syty nadęty elitarny panicz mówił mu przez lata, że jest ciemny, nieeuropejski, zacofany, ciemnogrodzki, roszczeniowy, faszystowski, homofobiczny itd., do niczego się nie nadaje, nic nie rozumie, zawstydza Polskę na cały świat (boże boże co tam znowu o nas napisali w "Guardianie"), to lud najpierw tego słuchał, może się trochę wstydził, może w duchu trochę przepraszał i żałował, ale w końcu powiedział sobie dość, tak, jestem ciemny, nieeuropejski, zacofany, ciemnogrodzki, roszczeniowy, faszystowski, homofobiczny itd., mam serdecznie w nosie słuchanie tych ciągłych pohukiwań ze strony ludzi żyjących lepiej i wygodniej niż ja, nie będę się dawał w nieskończoność prać po mentalnym pysku, teraz oddam tamtym. Będę jeszcze bardziej i ostentacyjnie ciemny, nieeuropejski, zacofany, ciemnogrodzki, roszczeniowy, faszystowski, homofobiczny itd.
Tak wyglądała III RP. Co z tego, że elitarne zabawy odbywały się pod szlachetnymi hasłami, skoro ich metody były antyszlachetne i w efekcie doskonale przeciwskuteczne. 25 lat pohukiwania na wszystkich nielubianych przez liberalny salon, że są faszystami – zaowocowało jawnymi bezwstydnymi faszystami i tym, że wcale aż tak bardzo nie gorszy to maluczkich. 25 lat odgórnych i elitarnych "projektów" i pouczeń spod znaku antyrasizmu, antyhomofobii, tolerancji itd. przyniosło skutek dokładnie odwrotny: po ćwierćwieczu takich akcji i po wydaniu na to milionów jest dzisiaj nie mniej, lecz więcej i jawnie wyrażanych rasizmów, homofobii, nietolerancji itd. W zasadzie nie ma w Polsce takiej szlachetnej idei i sprawy, których elitarnym bucom nie udało się skompromitować przez te długie lata.
Jaki intelektualna elita wyciąga z tego wniosek? Że lud jest ciemny, jeszcze bardziej ciemny niż sądziła wcześniej. Bo przecież nie przyjdzie jej do głowy, że to ona sama wszystko spieprzyła do cna. I że jej dzisiejsze jęki – że rządzi PiS, a naród nie czyta – to jest i tak łagodny wymiar kary za to wszystko.
Książki są fajne, warto czytać. Ale warto z nich wreszcie wyczytać coś więcej niż liberalno-elitarna buceria.
Źródło
Opublikowano: 2019-03-27 16:47:23