Czas na wyborcze deklaracje. Nie po to, żeby agitować, bo w agitowaniu jestem bardzo słaby z racji mojej niewyparzonej gęby i zupełnego braku talentu (ale też i chęci) do kombinowania, co i komu jak powiedzieć, żeby zyskać czy przekonać. Czas na wyborcze deklaracje, bo uważam, że osoby choć trochę publiczne powinny takie rzeczy deklarować, żeby wszyscy inni mogli zmapować je i ich postawy w przestrzeni poglądów i interesów. Jeśli ktoś ma do ukrycia swój wyborczy werdykt, to zapewne ma do ukrycia także coś więcej.
Zatem mój głos w wyborach do Parlamentu Europejskiego 2019 otrzyma lista Lewicy Razem, czyli sojusz partii Razem, Ruchu Sprawiedliwości Społecznej oraz Unii Pracy. Dlaczego?
Dlatego, że kraj bez lewicy to kraj z zaburzoną sceną polityczną, zaburzoną o najważniejszy element, czyli tych, którzy z zasady powinni bronić słabszych, bo świat pracy i jego okolice (bezrobotni, emeryci itp.) to strona słabsza w kapitalizmie. Ale na nim zastępy słabszych się nie kończą.
Dlatego, że źle będzie z Polską, jeśli docelowo nie powstanie tu silna lewica. Zarówno lewica upominająca się o socjalnie i kapitałowo słabszych, jak i lewica, która nie uważa, że godne życie w XXI wieku ogranicza się do mniej lub bardziej pełnej miski, którą dał łaskawy prawicowy pan. Ten sam pan, który lekceważy szereg innych spraw i postaw, od godności ludzi niespełniających faktycznego lub wyobrażonego większościowego wzorca po ochronę środowiska czy państwo takie samo dla swoich obywateli i obywatelek niezależnie od ich wyznania. Kluczowe od zawsze są dla mnie, także całkowicie osobiście i rodzinnie, sprawy socjalne i doceniam ruszenie tego frontu przez PiS w kierunku mniejszego zdziczenia niż w liberalnej III RP, ale nie mam poglądów prawicowych, więc nie wystarczy mi pisowski socjal opakowany w mnóstwo niefajnych spraw w innych kwestiach.
Dlatego, że przez wiele lat głosiłem konieczność powstania i istnienia w Polsce lewicy autentycznej, niepostkomunistycznej i nieuwikłanej w klimaty obrony niesprawiedliwej "transformacji ustrojowej" i robienia na niej interesów, niepodłapującej liberalnej agendy (jak np. Leszek Miller z jego pomysłami podatku liniowego) itp., jak to czyniło SLD.
Dlatego, że polska scena polityczna jest coraz bardziej zabetonowana i coraz bardziej ideologicznie i pod względem interesów skupiona w dwóch blokach – prawicowym i liberalnym, z niewiele się od dwóch największych ugrupowań różniącymi partiami mniejszymi.
Dlatego, że program Lewicy Razem jest najbliższy moim poglądom, a w dodatku jest to program głoszony samodzielnie, nie z czwartych czy siódmych miejsc na listach innych komitetów – wallenrodyzm ładnie wygląda w literaturze, ale w życiu kończy się zwykle tym, że silniejszy zje słabszego, połknie go, strawi i wydali.
Dlatego, że na listach Lewicy Razem jest dużo ludzi, których znam z robienia dobrych rzeczy w wielu sferach. Zresztą jeśli z tej listy startuje Piotr Ikonowicz, to po prostu wypada komuś takiemu podziękować swoim głosem za długie lata harówki i nadstawiania karku za najsłabszych. Takich ludzi jest na liście LR więcej.
Dlatego, że Lewica Razem to jedyna partia, która ma sensowną wizję Europy – Europy zjednoczonej i nierozrywanej szaleństwem nacjonalizmów, ale zarazem Europy egalitarnej i wspierającej słabszych zamiast ich wciąż eksploatować, które to eksploatowanie to najlepsza woda na młyn przeciwników jedności Europy.
Dlatego, że, co jest najmniej ważne, ale trochę ważne też, nie chcę być jak ci wszyscy zupełnie niepoważni ludzie, którzy między wyborami głoszą (niekiedy od wielu lat), że w Polsce powinna być lewica, że oni sprzyjają lewicy, ale gdy przychodzi co do czego, to wymyślają tysiące powodów, żeby owej lewicy nie poprzeć. Część z nich robi tak, bo są przeindywidualizowanymi i egocentrycznymi dupkami, zawsze szukającymi dziury w całym, część dlatego, że nie potrafi grać ani trochę zespołowo, choć lubi gawędzić o solidarności i wspólnej sprawie, a część dlatego, że lubi epatować swoją lewicowością, ale faktyczne lojalności i interesy ma w obozie liberalnym lub prawicowym, więc nie omieszka przed wyborami oznajmić, że no nie, jednak nie, w sumie nie, na lewicę wszystko przeszkadza im głosować.
Zatem dlatego.
Czy Lewica Razem to komitet idealny? Nie. Jednak przede wszystkim ja też nie jestem idealny i nie znam nikogo idealnego. Lepsze jest wrogiem dobrego. W dodatku bardzo ładnie widać przy okazji takich pytań, dlaczego w Polsce triumfuje raczej prawica niż lewica. Przyczyn jest wiele, ale jedna z nich jest taka, że prawica jest zdyscyplinowana i wierna sprawie, zatem idzie głosować na swoich, a lewicowcy są w zbyt dużej mierze ekipą kapryśnych egocentryków lub kunktatorów i stają nieraz na głowie, żeby na lewicę nie głosować. Dziecinne to i głupie. Tak, głosuję na komitet niedoskonały, mógłbym bez problemu walnąć o coś foszka, drobiazgowo wyszukać jakąś różnicę programów czy postaw i oznajmić, że nie zasłużyli na mój głos. To też jest głupie i dziecinne. Ta lewica nie jest idealna, ale sojusz Razem, Ruchu Sprawiedliwości Społecznej i Unii Pracy to coś, co łączy sporo wartościowych cech, idei i właściwości, i lepiej raczej nie będzie w bliskiej przyszłości. Jasne, chciałbym tu większego komponentu ludowego, prowincjonalnego i pracowniczego, ale po tylu latach aktywności społecznej wiem, że to cholernie trudne i że wiele czynników działa w Polsce aktywnie przeciwko takiemu, jeszcze szerszemu sojuszowi pod lewicowym szyldem i z lewicowym programem. Łatwo się gada, trudniej zrobić.
Czy Lewica Razem ma szanse na dobry wynik? Zapewne nie. Klimat jest w Polsce dla lewicy wyjątkowo fatalny. SLD skompromitowało lewicowość, łatkę lewicy (a nawet "lewaków") udało się nakleić na antyspołecznych liberałów, a prawica dokonała socjalnej korekty po raz pierwszy w III RP akurat wtedy, gdy powstała nowa lewica. To wyjątkowo fatalny moment dla lewicy. Tym większy szacunek dla tych, którzy się nie poddają bez walki.
Cóż, nigdy nie kalkulowałem, czy coś "ma szanse". Patrzyłem i oceniałem, czy robi słusznie i dobrze. Nie będzie miało szans, jeśli wszyscy będą tylko kalkulowali. Szanse biorą się z wsparcia i z poparcia, a nie z dobrych rad i biernego czekania. A poza tym zawsze lubiłem niewielkie szanse i sprawy potencjalnie przegrane, to żadna sztuka i żadna odwaga schlebiać i popierać silnych.
A ponieważ jestem – co prawda plebejskim, prowincjonalnym i dalekim od pańskiego saloniku, ale jednak – polskim inteligencikiem, to zakończę cytatem z literatury, żeby było wzniośle:
"Szaleństwo Don Kichota jest zawsze w jakimś sensie realistyczne i jasnowidzące, z pewnością o wiele bardziej od krótkowzroczności kogoś, kto dostrzega jedynie fasadę rzeczy i bierze ją za jedyną i niezmienną rzeczywistość. To właśnie donkiszoci widzą, iż rzeczywistość się rozpada i może ulec zmianie; ludzie rzekomo praktyczni, oświadczający z dumą, że nie snują marzeń, wierzą zawsze, aż do dnia poprzedzającego jego runięcie, że mur berliński będzie trwał" (Claudio Magris).
Źródło
Opublikowano: 2019-05-21 14:22:15