Od wczoraj w internetach zamieszanie, bo poprawna środowiskowo placówka zbadała skalę nienawiści w Polsce z podziałem na elektoraty i polityczny układ sił. I okazało się, że zwolennicy opozycji są bardziej nienawistni wobec swoich przeciwników politycznych niż zwolennicy władzy wobec swoich.
Mnie to absolutnie nie dziwi, mnie to tylko cieszy, to znaczy ujawnienie tego faktu cieszy, nie nienawiść nienawistnej opozycji. Pomalutku, powolutku zaczynamy w Polsce rozmawiać o faktach, danych, zjawiskach, a nie o etykietkach, narracjach i kreacjach. Polska debata kręciła się przez lata w rytm tego, co inteligencko-liberalny salonik i jego oddziały w różnych sferach życia (media, świat nauki, ludzie kultury) opowiadali o Polsce, ale mało kto, prawie nikt, nie pytał o rzetelność tych wypowiedzi, a tym bardziej o to, jak na ich wymowę wpływają interesy grupowe i klasowe tego środowiska.
Dlatego też przez lata główna narracja była narracją środowisk uprzywilejowanych, zamożnych i dobrze ustawionych w III RP. W myśl starej maksymy niemodnych klasyków, mówiącej, że idee klas panujących w społeczeństwie są ideami panującymi w społeczeństwie – mówiąc prościej: bogaci wmawiają biednym jak ci drudzy mają myśleć, więc biedni myślą w interesie bogatych.
A teraz to się pomału sypie, z roku na rok bardziej. Teraz się okazuje, że ci, którzy nienawidzą bardziej, to ci sami, którzy werbalnie popierają obóz nie-nienawiści, głosują na ugrupowania zwalczające nienawiść itp.
Oczywiście już zaczyna się niuansowanie, już zaczynają się intelektualne fikołki, że przecież jeśli dobrzy Niemcy nienawidzili NSDAP, to nie była to taka nienawiść, jak ta, w ramach której zwolennicy NSDAP nienawidzili wszystkich i wszystkiego poza sobą. Może i ktoś da się nabrać na te ahistoryczne i histeryczne porównania, ale pozostajemy z faktem, że stężenie nienawiści jest wśród demokratycznych demokratów i tolerancjuszy większe niż po drugiej stronie barykady.
I w zasadzie nie powinno to dziwić, bo jeśli zedrzemy maski z establishmentowych wywodów, a spojrzymy na historię III RP, to było tu całe mnóstwo liberalnej i tolerancyjnej nienawiści. Wobec "roszczeniowców", "nierobów", "nieudaczników", "związkowych przywilejów", do homo sovieticusów, "ciemnogrodu", do całych grup społecznych, branż, regionów. Ta nienawiść płynęła z setek tysięcy nakładów prasy, do milionów odbiorców stacji telewizyjnych, radiowych i portali, płynęła z góry i spływała na dół. Spływała tak skutecznie, że jedni gołodupcy gotowi byli wylewać kubły pomyj na innych, bo tamci mieli takie "przywileje", jak trzynasta pensja, albo zgoła żadnych, a raczej byli kwintesencją nieuprzywilejowania: na prowincji odciętej od pracy i transportu, od perspektyw i realnych szans, od rodzinnych mająteczków i znajomości, więc szukający oparcia w jednym, co znali i co było pod ręką, czyli "tradycji" (bo jak mówi ludowa mądrość: jak trwoga, to do boga).
Gdy okazało się w dodatku, że niewolnik powstał przeciwko panu, że wypiął się na Unię Wolności i jej niepartyjne przybudówki, czyli resztę jaśniepaństwa, czyli głosuje na prawicę, że ma już dość dętej propagandy sukcesu (nigdy nie swojego, lecz cudzego), to ta nienawiść musiała jeszcze wzrosnąć, bo przecież powinni to wszystko znosić w pokorze, zaciskać pas na niekończące się wyrzeczenia (tym razem akurat zawsze swoje, nigdy nie tłustych kotów), słuchać umoralniających gadek któregoś z autorytetów i pouczeń jakiegoś guru, a resztki pensji oddawać na WOŚP (bo przecież broń boże sfinansować porządną służbę zdrowia z opodatkowania Kulczyków i Sławków Nowaków).
Więc tak, jest nienawiść, nienawiść panów wobec krnąbrnych poddanych, i oczywiście jest też zwrotna nienawiść poddanych wobec eksploatatorów. I będzie ta nienawiść, będzie rosła, a nie malała, bo ona nigdy nie maleje od moralizowania. Ona może zmaleć po stronie poddanych tylko wtedy, gdy zniszczymy system przywileju jednych, a eksploatacji drugich, lub gdy przynajmniej zmniejszymy skalę tej eksploatacji, ale to możliwe jest tylko za cenę naruszenia interesów pańskiego świata.
W dziejach była to zwykle robota dla lewicy, ale ponieważ tutejsza boi się tego, nie potrafi, a w sporej części jest mentalnym, środowiskowym i klasowym dzieciątkiem Unii Wolności i liberalnego salonu, to dokonuje tego dzieła – i co z tego, że nieporadnie i szczątkowo, skoro nikt nie robił tego lepiej na tej ziemi ostatnich dekad – prawica.
Źródło
Opublikowano: 2019-01-22 15:49:52