Grzegorz Ilnicki:

[ad_1]
Wczoraj nad ranem wróciłem z Solarisa w Bolechowie. Ze strajku cudownej, bojowej i dzielnej załogi. Takiej, która w strajku widzi nie tylko spór o wynagrodzenie, ale i godność. O honor. O zmianę stosunków panujących w zakładzie pracy.

Ten strajk to oczywisty wysiłek i wielka mobilizacja. Wbrew oczywistym nieprawdom, także tym podawanym publicznie, produkcja autobusów stoi. Są ludzie, których jest niewielu i którzy dłubią coś przy autach, ale normalnej pracy dla nich nie ma. Przychodzą do pracy, ale poza jakimiś prostymi czynnościami nie są w stanie produkować autobusów. Pod koniec zmiany widziałem te osoby siedzące w nieskończonych maszynach i patrzące w sufit. Nawet ściągnięcie do Bolechowa dużej grupy pracowników z Ukrainy nic nie da. Autobus trzeba umieć wyprodukować i strajkujący pracownicy wprost mówią, że wszystko, co jest dzisiaj wypychane z hali – wróci na nią, bo żadna kontrola jakości tego nie przepuści.

Firma więc, idąc śladami Paroca, topi w strajku fortunę. Płaci za fuszerkę albo za pozorowanie pracy (takie przypadki też mamy udokumentowane). Ta pozorna „normalność” to drogi spektakl. Dla zarządu Solarisa ten strajk to także spór o władzę. Niechęć do porozumienia się na poziomie partnerskim z załogą jest także strachem o przyszłe relacje. O to, że nie będzie już można zarządzać strachem.

Załoga się nie boi. Jest gotowa strajkować do zwycięskiego końca. Naszym zadaniem, tych którzy z nimi pracują, wspierają ich lub tylko (aż) kibicują jest zebrać środki, żeby ta walka o wolność w pracy, o godność w pracy i o nowe stosunki pracy, była walką zwycięską.


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2022-02-18 17:46:01