No to cyk, jedziemy z komentarzem powyborczym. Będzie długi i nieprzyjemny, więc nie zachęcam:

Remigiusz Okraska:

No to cyk, jedziemy z komentarzem powyborczym. Będzie długi i nieprzyjemny, więc nie zachęcam:

1. Tak bardzo nienawidzimy i boimy się w Polsce liberałów, że Duda wygrał przy dużej frekwencji i wygrał z bardzo wysoką liczbą głosów, wygrał głównie głosami słabszych, biedniejszych, mających mniej. Wygrał mimo totalnej mobilizacji opozycji, efektu świeżości Trzaskowskiego, popełnionych błędów w kampanii (farmazony o LGBT) i w ogóle w sytuacji otwarcia przez PiS licznych frontów z różnymi grupami przez ostatnie 5 lat, a także w nieciekawej sytuacji ogólnej – i niespójne, niezbyt mądre reakcje na nią (ostre zakazy i nagłe ich znoszenie, dziurawa tarcza antykryzysowa, fałszywe obietnice o sfinansowaniu wakacji pracownikom itp.). To jest miara niechęci do liberałów. Czy mnie to dziwi? Wcale. I cieszę się, że Polacy wyleczyli się z naiwności, frajerstwa i ślepej wiary w gładkie słówka, jakie przejawiali przez długie lata III RP.

2. Te wybory to była walka klas i coraz bardziej nasze życie polityczne przypomina walkę klas. PiS zajmuje tu rolę lewicy, oczywiście jest od lewicowości doktrynalnej odległy o lata świetlne, ale na tle innych ugrupowań jest na lewo pod względem socjalnym i zyskał zaufanie ludu tymi rozwiązaniami, które wprowadził. Łatwo zrobić koncert życzeń na temat tego, co z czysto lewicowego punktu widzenia wprowadzić powinien jeszcze, ale to są zabawy dla mikrogrupek lub na seminarium politologiczne – takie sprawy są zawsze sytuacyjne i dla społeczeństwa nie jest ważne, czy PiS doskonale naśladuje socjaldemokrację szwedzką lub portorykańską, lecz czy na liberalnej ziemi jałowej i na tle innych partii daje więcej klasie ludowej. Daje. Stąd wygrane w większości uboższych i mniej rozwiniętych regionów. Stąd czysto walkoklasowe wyniki wyborów w plebejskich grupach społecznych: robotnicy (Duda 66% do 34%), bezrobotni (65% kontra 35%), mieszkańcy wsi (64:36), ludzie z wykształceniem zawodowym (75:25%), osoby w wieku 60+ (63:37%), rolnicy (81:19%), emeryci (64:36%). Tak powinien wyglądać elektorat lewicy i tak wyglądał, zanim w maju ’68 straciła rozum. Foszki, że rozdawnictwo, że się sprzedali, że coś tam jeszcze, są wprost z arsenału liberalnego i/lub elitarnego. Na tym polega demokracja i na tym polega w niej reprezentacja klasy ludowej, że się kupuje, się sprzedaje, się rozdaje, się bierze – z korzyścią dla słabszych.

3. Te wybory to klęska lewicy – wyborcza i mentalna. To nie tylko fatalny wynik Biedronia, ale także przypieczętowanie wasalizacji względem liberałów, brak jakiejkolwiek samodzielności intelektualnej. Wobec wzmocnienia PO wynikiem Trzaskowskiego, spodziewanego nacisku na „wszyscy razem przeciw PiS bez grymaszenia”, i wobec przewidywanego powstania ugrupowania Hołowni, taka lewica będzie jeszcze mniej znacząca i jeszcze mniej potrzebna temu elektoratowi, jaki ma, czyli liberalnemu, dla którego kluczowy jest antypisizm, a sprawy socjalne są tam zupełnie bez znaczenia. Ta lewica ma zero związku z klasą ludową i w swojej obecnej postaci nie stworzy tego związku. Jest całkowicie zależna od liberałów i wyzyskowego establishmentu III RP. Te wybory były koszmarem przede wszystkim na poziomie wglądu w mentalność tych kadr lewicy, które nie należą do liderów partyjnych, ale nie są też zwykłym elektoratem. Lewicowy komentariat to zupełne dno. Ludzie niezainteresowani sprawami socjalnymi, ludzie zainteresowani niemal wyłącznie kwestiami LGBT, w ich imię gotowi poświęcić całą resztę i w ich imię gotowi głosować na turboliberalizm i wyzysk. Zupełnym fiaskiem zakończyło się w sferze wartości i postaw kilka lat budowania lewicy. Opowiadano na niej bajki o „intersekcjonalizmie”, czyli o tym, że trzeba się zajmować i socjalem, i gejami, ale w praktyce socjal porzucono i bez żadnych wahań masowo deklarowano głosowanie na liberała. Piosenki o Jolancie Brzeskiej już nie są modne, dziś modne jest w tych kręgach głosowanie na politycznego spadkobiercę wspólników mafii reprywatyzacyjnej. Te wybory do reszty zwasalizowały mentalnie lewicę wobec liberałów i każą porzucić wszelką nadzieję, że z tego środowiska wyjdzie cokolwiek poważnego na rzecz klasy ludowej (choćby w modelu łączenia takich postaw z pracą na rzecz mniejszości). Te tematy tych ludzi nie interesują, nie dotyczą i nie żyją nimi. A politycznie środowiska liberalno-wielkomiejskiej lewicy są po prostu częścią obozu liberalnego. Jak napisał Bartosz Oszczepalski: „Na lewicy zarządcami emocji i nastrojów jest lewicowo-liberalny komentariat sprzężony finansowo i towarzysko z liberalnym salonem, więc on nie pozwoli na żaden zwrot ku ludowi”. Kadry lewicy są odspołecznione, stanowią syntezę przywileju ekonomicznego, nisz kulturowych, realiów życia zupełnie innych niż u ludu oraz totalnego nabzdyczenia i paternalizmu. 5 lat temu wydawało się, że jest szansa na pewien proludowy zwrot na lewicy, ale skończyło się na kilku pozach, kilku książkach, kilku słomianych zapałach, chwilowej płytkiej modzie i niczym więcej. Bez zmiany profilu społecznego kadr lewicy nic się w tej materii nie zmieni. To towarzystwo nie zna społecznych bolączek i nie chce ich znać, bo to wytrąciłoby je z mentalnego komfortu paniczyków pouczających cały świat, a na jakiekolwiek próby zderzenia ich z priorytetami, realiami i nastrojami klasy ludowej reaguje panicznie i w duchu zabijania posłańca przynoszącego złe wieści.

4. Punkt numer 3 jest związany także z zupełnym brakiem zasad i wartości. Mnóstwo ludzi z nominalnej lewicy czy kręgów postępowych było gotowych w imię antypisizmu usprawiedliwić nawet coś, co wydawało się nie do przekroczenia w sferze ich priorytetów, mianowicie rozmaite umizgi i normalizacje Konfederacji. Ludzie ci gładko od no pasaran, no platform i zajadłego tropienia faszyzmu oraz wszelkich odstępstw prawicowo-nacjonalistycznych gotowi byli nagle przejść do „realpolityki” spod znaku mrugania okiem do skrajnej prawicy, a w dodatku zyskali w tym wsparcie w sporej części środowiskowego komentariatu oraz elektoratu. Jak napisał pan Orwell, raz się skurwisz – kurwą zostaniesz. Nie da się ani trochę ufać w jakiejkolwiek sprawie komuś, kto jest gotów do takiej wolty w ogóle, a tym bardziej z mocno naciąganych przyczyn (obrona LGBT jako priorytet przy umizgach do środowiska wściekle nienawistnego wobec LGBT nawet na tle PiS to istne kuriozum).

5. Budapeszt w Warszawie. Mamy go, ale w innym znaczeniu niż zapowiadał Kaczyński. Mamy tak samo durną, jałową, nieudolną i antyspołeczną opozycję jak ta węgierska. Nie rozumiejącą nastrojów społecznych, obrażoną na społeczeństwo, potrafiącą na nie tylko pohukiwać, wybrzydzać i obrażać. Nic nie rozumiejącą z przyczyn swoich klęsk, szukającą ich nie w sobie, swoich poglądach, postawach, kadrach i strategiach, lecz opluwającą społeczeństwo podłymi wywodami. Tak, plujcie na nas bardziej, na pewno przeprosimy i się do was przyłączymy, już pędzimy to zrobić. A przy tym PiS daje znacznie większy socjal niż na Węgrzech, co oznacza, że tacy ludzie nie wygrają z nim. Nawet gdy o bloku opozycyjnego już prawie dokooptowali, jak na Węgrzech uczyniono z Jobbikiem, Konfederację. Tych ludzi nie stać na żadną refleksję: ani w mainstreamie, gdzie jazgot Lisa, Hołdysa, Jandy, Gretkowskiej, Kondrata i reszty wciąż sprowadza się do focha na społeczeństwo, ani w niszach, gdzie siusiaki z okolic Agora SA i Krypola są przekonane, że problemem nie jest ich własna durnota, lecz to, że Woś czy Okraska pokazują im ją w lustrze podstawionym pod nadęte gęby.

6. Tym, co mnie w kontekście wyborów martwi, są chyba początki „efektu Luli” w Polsce. W lokalnej społeczności widzę to, co miało miejsce w Brazylii, gdzie wydobycie biedaków z nędzy poskutkowało tym, że zaczęli się uważać za klasę średnią i w wyborach swoimi głosami odcinać się od klasy ludowej. To samo widzę już w zalążku w Polsce, gdzie ludzie szybko zapomnieli koszmar rządów PO poza zamożnymi miastami i warstwami i część z nich, żyjąc dziś na poziomie sporo wyższym niż 5-6 lat temu, zaczyna utożsamiać swoje postawy z interesem klasy średniej. Oczywiście rozbiją sobie nos o rzeczywistość, gdy spadną na dno liberalnych cięć socjalnych, ale o tym dowiedzą się dopiero wtedy, gdy to zrobią. Takiej tendencji obawiałbym się w przyszłości najbardziej, a sprzyjać jej będzie antyludowy i „antyrozdawniczy” przekaz i sojusze niemal całej opozycji. Mam nadzieję, że PiS znajdzie na to sposób.

No to tyle.

Źródło
Opublikowano: 2020-07-13 21:34:27