no dobra. emocje powinny powoli już opadać… chociaż jak widzę, co się dzieje na fejsbókach, to niekoniecznie tak jest 😉
u mnie też szybują one nadal dość wysoko, ponieważ byłam wczoraj na najlepszej imprezie biegowej, na jakiej dane mi było do tej pory być. Półmaraton Grudziądz – Rulewo Śladami Bronka Malinowskiego.
rok temu powiedziałam sobie, że chcę tu być 3 maja 2014r. pociągnął mnie do tego trochę sentyment, trochę ciekawość, a trochę przekora. dlaczego przekora? ponieważ spotkałam się z opiniami, że nie ma sensu jeździć na takie małe imprezy w "jakimś Grudziądzu" (cyt.), że prawdziwa satysfakcja jest wtedy, jak się biegnie rzeką tysięcy biegaczy itp… ale, że co proszę? jakimś Grudziądzu? przed Twierdzą Grudziądz nawet Napoleon musiał się pokłonić, podczas gdy Gdańsk padł w niecałe 4 miesiące…
Grudziądz to jedno z MOICH miejsc. trudnych miejsc. takich, które się kocha i nienawidzi. gdzie spędziło się wiele lat, zaznało dużo szczęścia, ale też odebrało ważną lekcję. ale to w końcu z Grudziądza wywodzą się moje najtrwalsze przyjaźnie. zarówno z czasów liceum, jak i późniejszych.
no, po prostu musiałam tam być 🙂
bieg kameralny – na starcie stanęło 550 biegaczy. bieg dla pasjonatów nie tylko biegania po lesie, bo to właśnie przez lasy prowadziła większa część trasy, dla pasjonatów biegania w ogóle. ludzi, którzy oprócz mierzenia czasów i poprawiania życiówek chcą też czegoś się dowiedzieć, coś nowego poznać, albo coś uczcić. po tym, ile osób pojawiło się na imprezie otwierającej Bieg, w przeddzień w teatrze, widać było, jak wielu biegaczy przyjechało do Grudziądza ze względu na pamięć o osobie patrona – Bronku Malinowskim. Nie napiszę kim był. Polecam lekturę, naprawdę warto http://bieganie.pl/?cat=238
tak. impreza zaczęła się dzień wcześniej w teatrze. krótki, niespełna 9-minutowy film o Bronku ", nakręcony w ostatnim roku życia, już po zdobyciu przez niego złota w Moskwie. z wielu obecnych wycisnął łzy. piękny dokument, dzisiaj nie kręci się już takich filmów. a potem o Mistrzu opowiadali: jego trener Ryszard Szczepański oraz Łukasz Panfil, autor opracowania, do którego link podałam wyżej. słuchałam wszystkiego z otwartą buzią. było interesująco i inspirująco. z sali padały pytania, na które trener Bronka chętnie i zabawnie odpowiadał. naprawdę dla kogoś, kto zgłosił się na ten bieg z powodu jego patrona – nie lada gratka.
po tym spotkaniu w luźniejszej atmosferze, podczas "pasta party" można było nie tylko porozmawiać z panem Ryszardem i panem Łukaszem, ale też np. z Mariusz Giżyński – jednym z najlepszych polskich maratończyków, mistrzem świata w maratonie wojskowych, odpowiedzialnym w Grudziądzu za sportową organizację biegu. i to organizację absolutnie perfekcyjną.
bieg był zorganizowany totalnie dobrze pod każdym względem. trasa idealnie oznaczona, duże i profesjonalna ekipa zabezpieczenia technicznego, medycznego, punkty odżywcze co 5 km, na każdym kolejnym jeden dodatek mocy, albo izotonik, albo owoce i batony. na 10 i 15 km wolontariusze wychodzili już kilkaset metrów przed punkt z tacami i informowali o tym, co jest na punkcie i jaką ew. pomoc można otrzymać. do tego ekipa techniczna na rowerach, która wyłapywała niektórych toczących szczególną walkę ze sobą i podawała wodę poza punktami.
na praktycznie całej trasie pełno kibiców. nawet w głębokim lesie można było spotkać choćby pojedyncze osoby, które zagrzewały do walki. widać było, że również na tych ludzi, którzy nie biegli ten bieg był w jakiś sposób ważny. to dzięki nim kilometry mijały, naprawdę, niezauważone.
pacemakerzy obstawieni co 10, a nawet w okolicach dwóch godzin co 5 minut. osobiście podpięłam się pod Jarosław Zawadzki, który miał plan podholować małą grupkę na 2:20 i… prawie mu się udało 😉 po minięciu 17 km zabetonowały mi się nogi i Jarek odleciał, a ja dotarłam do mety z czasem 2:22:50 – z nową życiówką! dzięki!
a do tej mety, to warto było się nawet doczołgać, bo tam panowała już iście majówkowa, sielska i rodzinna atmosfera. speaker witał i ogłaszał triumfalne minięcie mety każdego zawodnika, aż do ostatniego. i dopiero, jak ten ostatni dostał zupę rozpoczęto dekorowanie zwycięzców, co nie zdarza się na dużych imprezach.
masaże nóg, prysznice, zupa, pączki, woda, piwo dla każdego biegacza. grille, place zabaw park linowy i muzyka na żywo dla wszystkich, którzy dotarli do Rulewa, aby świętować z biegaczami. radość i przyjemność. i można było dotknąć belki, na której Bronek ćwiczył przeszkody. i była piękna pogoda – wierzę, że to On ją załatwił.
a kiedy wracałam do Grudziądza autem, dokładnie tą samą trasą, którą wcześniej pokonywałam biegiem nie było na niej już ani jednego plastikowego kubeczka, ani śladu w przyrodzie po tym, że kilka godzin wcześniej biegła tędy horda głodnych endorfin szaleńców 😉
wpisuję tę imprezę na stałe do mojego kalendarza. wszystkich zachęcam. może ten film odda Wam ten klimat https://www.youtube.com/watch?v=xOIh-YGkynI&feature=youtu.be
może kilka zdjęć?
a jeśli nie chce Wam się czekać aż całego, długiego roku. to ci sami ludzie już 28 czerwca robią inną mega imprezę biegową Bieg Trzech Plaż. naprawdę dla każdego!
i pozdrawiam Virtual Runner Club!!! MOC!!!
Źródło
Opublikowano: 2014-05-04 21:32:34