Dyskretny urok posłanki Pawłowicz

Krystyna Pawłowicz przyzwyczaiła nas już do swego swoistego wdzięku, obskurantyzmu, ciemnoty i ekspresyjności. Myliłby się jednak ten kto by sądził, że brak ogłady w polityce może zaszkodzić. Etatowy gbur PO, Stefan Niesiołowski wyróżnia się z tłumu anonimowych parlamentarzystów i ma kolejny mandat niejako w kieszeni. Podobnie jest jak sądzę z panią Pawłowicz. Władysław Bartoszewski też posługuje się barwnym, soczystym językiem, do tego stopnia, że krytykując rządy braci Kaczyńskich użył słowa „bydło”, choć z jego wypowiedzi jasno nie wynikało kto owym bydłem był, politycy koalicyjni czy ludzie, którzy im zawierzyli. Bartoszewski mówi dużo i nie zawsze mądrze, nie zawsze coś ważnego lub oryginalnego. Ale Bartoszewskiemu wolno więcej. Z powodu życiorysu i tego, że jest on w swym gadulstwie kwintesencją przedwojennego inteligenta, mentora, nauczyciela narodu. A także z powodu tego co przeszedł i dokonał w latach młodości podczas hitlerowskiej okupacji. Jego ostatnia wypowiedź zachęcająca do masowego udziału w wyborach europejskich wyemitowana w ramach kampanii zirytowała panią posłankę Pawłowicz, do tego stopnia, że nazwała profesora pastuchem. Prawem ludzi starszych jest ocenianie rzeczywistości, teraźniejszości z punktu widzenia własnej pokoleniowej perspektywy. Ktoś kto przeżył Hitlera i Stalina ma prawo mówić, że obecna Polska to coś o czym wcześniej nie śmieli marzyć. Stąd profesor Bartoszewski znakomicie pasuje do prowadzonej przez Platformę propagandy sukcesu. Starzy ludzie, którzy przeżyli wojnę, Holokaust, skłonni są do pewnego minimalizmu, który najlepiej wyraża zdanie: „póki nie ma wojny i jest chleb, jest dobrze, wręcz znakomicie”. Jednak Krystyna Pawłowicz ze swoim wątłym kapitałem kulturowym, jest całkowicie pozbawiona ogłady, i nie stosuje wobec starszego pana żadnej taryfy ulgowej. Więc stara się mu przywalić. Odwołuje się do prostego by nie rzec prostackiego skojarzenia. Skoro on o nas per „bydło” to my do niego per „pastuch”. Równie nieskomplikowani jak ona wyborcy pani Pawłowicz, pod czułym przewodnictwem księdza dyrektora zapewne przyklasną temu określeniu, uważając je za zgrabne, ba, nawet błyskotliwe. Pani Pawłowicz na swoim niewyparzonym języku politycznie zyskuje. Nie traci też niczego Władysław Bartoszewski, który może nie jest mędrcem na miarę Salomona, ale z pewnością jeśli idzie o retorykę, dowcip, błyskotliwość nie da się w żaden sposób porównać czy postawić na jednej płaszczyźnie z głupiutką posłanką prawicy. Krytycznie odnosząc się do rządu PiS profesor skonkludował: Dlatego też postanowiłem nazwać rzeczy po imieniu i – jak ujął to jeden z przedwojennych satyryków – „przestać uważać bydło za niebydło”. Była to wypowiedź zręczna choć dość nieprzyjemna. Pani Pawłowicz, nazywając profesora „pastuchem” zachowała się nie tylko nieprzyjemnie, ale i niezdarnie.


Źródło
Opublikowano: 2014-05-16 08:27:58