Łukasz Najder:
"Między wieżowcami rodzice z sześcioletnim synkiem lepili ze śniegu dwumetrowego wielkanocnego zająca. Oczki, nosek i wąsy zrobili mu z ułamanych patyczków. I ząbki też. Sterczały jak kiełki wampira. Z wieżowca dobiegały dźwięki pracowitych gam granych na saksofonie. Palce były niewprawne, rytmu zero i zadęcie nieładne.
– Koleś mieszka nad nami – powiedział facet od bałwana – już dostajemy pierdolca. Sam kiedyś chodziłem do szkoły muzycznej, ale ćwiczyć jeździłem do szkoły, a nie w domu przecież. Daję mu czas do lata, a jak się nie nauczy, to połamię mu palce".
M. Cichy "Pozwól rzece płynąć"