[ad_1]

Mój syn – wcześniak z 29 tygodnia od urodzenia ma orzeczenie o niepełnosprawności oraz orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego i wspomaganiu rozwoju.
Od urodzenia jest rehabilitowany przez wielu specjalistów i dzięki temu jest dzisiaj dzieckiem "normalnym", jak zdarza się niektórym osobom go określać.
Nadal ma jednak dużo rożnych problemów, z którymi walczymy: wzrok, mała i duża motoryka, koordynacja, integracja sensoryczna, a ostatnio okazało się, że też kręgosłup.
Rok temu, udało nam się ustabilizować życie Artura i nasze poprzez znalezienie dobrego przedszkola, w którym Artur ma realizowane liczne potrzebne terapie. W styczniu okazało się, że na skutek zmiany wag subwencji oświatowej, w której odebrano pieniądze na terapie przedszkolaków z niepełnosprawnościami, aby przekupić –
tak, PRZEKUPIĆ, dyrektorów szkół z oddziałami I-III, musimy dopłacać do Artura terapii… 500 zł. Przedszkole poszło nam na rękę i połowę tej kwoty wzięło na siebie.
Teraz okazuje się, że jeśli kolejne ZŁE ZMIANY wejdą w życie, a Artur za 2,5 roku nadal będzie wymagał intensywnego wsparcia i np. nauczania indywidualnego, nie będzie mógł chodzić z rówieśnikami do szkoły, tak, jak teraz chodzi z rówieśnikami do przedszkola.
Jeśli tak będzie, opuszczenie Polski zajmie nam góra miesiąc.
Nie pozwolę na uczynienie z niego wykluczonego dziwoląga przez obrońców świętego życia.
Na szczęście są na świecie kraje, w których wszystkich traktuje się z szacunkiem i równo.

W szkole czy w domu? Walka o nauczanie

„Chcecie zamknąć nasze dzieci w gettach” – nie przebierają w słowach rodzice dzieci z niepełnosprawnością. 10 maja zdecydowali się protestować przed Sejmem. „Niepełnosprawność ucznia nie jest przesłanką do objęcia go indywidualnym nauczaniem” – odpowiada Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN). Kto w…
[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2017-05-10 12:42:14