Biuro Literackie przyznaje się do błędu, czyli jak jednocześnie skrytykować autora dyskryminującej wypowiedzi opublikowa

Maja Staśko:

[ad_1]

Biuro Literackie przyznaje się do błędu, czyli jak jednocześnie skrytykować autora dyskryminującej wypowiedzi opublikowanej na własnym portalu i autorkę niezgadzającą się na tę dyskryminację, ale i ich pochwalić. Bo prawda jest zawsze gdzieś pośrodku, wiadomo: gdzieś pomiędzy odcięciem się a komplementem, gdzieś pomiędzy seksizmem a sprzeciwem wobec niego. Gdzieś tam.

(Oświadczenie tu: http://www.biuroliterackie.pl/biuletyn/pogubione-afekty/).

Ponieważ część związana ze mną wygląda tak, jakbym odmówiła reakcji i tym samym dodatkowo (oczywiście poza formą mojej polemiki) wzbudziła zażenowanie poziomem dyskusji, pokrótce opiszę tę wymianę. Artur Burszta zgłosił się do mnie z propozycją przedrukowania tekstu z KP (http://krytykapolityczna.pl/…/to-nie-jest-obrona-swietlick…/) na stronie BL i rozpoczęcia dyskusji na ten temat na łamach BL. Odpisałam, że dyskutowanie o tym, czy seksizm i nadużywanie władzy jest złe czy nie to niedorzeczny i zwyczajnie upokarzający pomysł, a mój tekst to nie polemika i nie chciałabym, żeby był traktowany na równi z dyskryminującym tekstem Poprawy: mój tekst to niezgoda na nadużywanie swojej władzy na uczelni i w środowisku literackim. Publikowanie go w odpowiedzi na tekst Poprawy ustawi je w pozycji dialogującej, której tu po prostu nie ma i nie może być. Nie wyrażam zgody na takie traktowanie studentek, doktorantek i doktorek przez profesorów, nie zgadzam się na tak seksistowskie wypowiedzi. To nie jest kwestia do dyskusji ani polemiki, to jawnie nieetyczne zachowanie, które wymaga potępienia: brak tego potępienia jest przyzwoleniem na takie zachowania.

Zaznaczyłam, że to nie jest moment, w którym BL może pozostać neutralne i oddać swoje łamy osobom, które w ramach polemiki wypowiedzą się za nie w tej sprawie i postawią po którejś ze stron, dzięki czemu „równowaga” zostanie zachowana, a „biBLioteka” pozostanie neutralnym medium. To BL podjęło decyzję opublikowania seksistowskiego tekstu i jest za nią odpowiedzialne. Postawienie się po którejś ze stron w tej sytuacji jest nie tylko konieczne, ale i nieuniknione. Powtarzałam to zarówno w odpowiedzi na niepoważny argument o „konieczności wyjścia poza wąskie, specjalistyczne środowisko”, które miałoby nastąpić dzięki przedrukowaniu tekstu ze strony KP na stronie BL, jak i argumenty o „stawianiu się po stronie czytelników” (wśród których – zakładam – są też jednak czytelniczki, studentki i studenci), „ważności dyskusji i przyjrzeniu się różnym argumentom” (bo to, że seksizm jest niedopuszczalny, rzeczywiście wymaga miliona argumentów) czy „autonomią cyklu” i „cenzurą” (przypomnę: odmowa publikacji seksistowskiego tekstu to nie cenzura: seksizm, podobnie jak rasizm czy homofobia, to nie pogląd, więc w grę nie wchodzi „autonomia” – to dyskryminacja, niezgodna z prawem i konstytucją). W końcu otrzymałam odpowiedź, że reakcja będzie.

To jest. Oto efekt mojego tłumaczenia – przepis na reakcję doskonałą: trochę od obydwu stron się odciąć, ale trochę je udobruchać, byle tylko nie postawić się po żadnej i nie napisać, że seksizm jest niedopuszczalny bądź właściwie, w sumie, jakby tak dłużej pomyśleć, to jednak, hm, jak najbardziej dopuszczalny. Byle nie napisać, że profesor wyprodukował jawnie nieetyczny tekst – w końcu tekst jest tylko „miejscami niestosowny”, a w ogóle to „poniżej swojego poziomu” – o poziom profesora tu przecież chodzi, nie o dyskryminację i nadużycie władzy. Bo też zakończenie współpracy z autorem dyskryminującego tekstu, który ma pewną pozycję na uczelni i w środowisku literackim (np. przyznaje nagrodę, o którą co roku ubiegają się także książki wydawnictwa), czy też wyciągnięcie jakichkolwiek konsekwencji względem niego albo choćby użycie w oświadczeniu słów „dyskryminacja”, „seksizm” bądź „nadużycie władzy”, byłoby jednak mało przyjemne, w dodatku mogłoby mieć realne konsekwencje (środowiskowe, towarzyskie, wydawnicze, finansowe) dla samego wydawnictwa. Lepiej postawić więc profesora na równi z publicznie ośmieszoną uprzednio przez niego doktorantką, która nie wyraża na to zgody: i wobec jednego, i wobec drugiej redakcja „ma zastrzeżenia”, ale jednocześnie są przecież cenni i potrzebni w środowisku.

Co tam seksizm, kiedy istnieje prawdopośrodkizm, a faszyzm i antyfaszyzm, seksizm i walka z seksizmem mogą być równie szkodliwe. Profesor publicznie dyskryminujący doktorantkę i dyskryminowana doktorantka walcząca z tą dyskryminacją – pamiętajcie, prawda jest zawsze pośrodku, wina zawsze po obydwu stronach: dyskryminacja i parytet, nadużywanie władzy i walka z nią to trochę dwie strony tego samego medalu, do każdej z nich „mamy zastrzeżenia”, każda jest jakąś skrajnością, więc należy je w równy sposób traktować i zwalczać. Podtrzymywanie pozornej równowagi seksizmu i antyseksizmu, nadużywania swojej władzy i krytyki tego nadużywania z oczywistych względów opłaca się beneficjentom nieszczególnie równościowego układu: tym, którzy dalej mogą spokojnie nadużywać władzy, skoro krytyka ich wypowiedzi i zachowań spotyka się z taką samą reakcją jak ich nadużycia – a to po ich stronie jest władza i decyzyjność. TINA – gdy z jednej strony seksizm, a z drugiej demonizowany „radykalny” feminizm, to lepiej jednak pozostać tutaj: przy istniejących relacjach władzy i warunkach. Może nie jest idealnie, ale przynajmniej jakieś wściekle agresywne feministki nie robią tych okropnych rzeczy typu krytyka istniejących warunków i ich beneficjentów czy walka o równość i sprawiedliwość społeczną.

Można się ze mną nie zgadzać, można dyskutować, ale na seksizm po prostu nie wolno się zgadzać i tu nie ma dyskusji. Nie ma żadnej równowagi między feministycznymi tekstami, których forma dla niektórych jest nieodpowiednia, „wściekła” czy „radykalna”, a wypowiedzią jawnie dyskryminującą: dyskursywne budowanie takiej równowagi neutralizuje dyskryminacje i je wspiera.

Bo też całe to prawdopośrodkistyczne instrumentarium po to, by BL mogło pozostać w pozycji pozornie neutralnej, by się nie angażować, więc by angażować się w utrzymywanie panującego porządku – zdobytych kontaktów, środowiskowych układów i układzików oraz partykularnych interesów, dzięki którym podtrzymywany jest panujący system. „Niestawanie po żadnej stronie” to stawanie po stronie tych, którzy mają władzę.

Z niecierpliwością czekam więc na kolejny odcinek z „autonomicznego terytorium” profesora Adama Poprawy, to wielki sukces tego systemu, że bez problemu będzie mógł się pojawić. Dziękuję Biuru Literackiemu za reakcję, proszę tylko o jeszcze jedno weto i w ogóle będę przeszczęśliwa

[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2017-07-28 09:31:00