Jeżeli myśleliście, że ustawa reprywatyzacyjna jest po to, żeby skończyć z mafią reprywatyzacyjną i pozbawianiem ludzi d

Jeżeli myśleliście, że ustawa reprywatyzacyjna jest po to, żeby skończyć z mafią reprywatyzacyjną i pozbawianiem ludzi dachu nad głową, to grubo się myliliście. Nie, właściwy cel takiej ustawy to przywrócenie stanu własności i stosunków społecznych żywcem wyjętych ze stron „Trędowatej” Heleny Mniszkówny.

Wczoraj w Sejmie odbyło się posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Uregulowania Stosunków Własnościowych. Ten zespół, zdominowany przez osoby, które weszły do Sejmu z list Kukiz’15 (część z nich jest obecnie w klubie PiS lub kole WiS), zajmuje się, sądząc po prasowych doniesieniach, planami wyprzedawania majątku państwowego i samorządowego. Na zaproszeni zostali przedstawiciele takich organizacji jak Dekretowiec, zrzeszający niektóre osoby posiadające roszczenia do nieruchomości przejętych przez państwo na podstawie dekretu Bieruta czy organizacji skupiających potomków ziemian, którzy swoje majątki musieli przekazać państwu w ramach reformy rolnej. Oprócz nich pojawili się przedstawiciele ambasad USA, Wielkiej Brytanii i Australii, nie pojawili się za to – zaproszeni przez Zespół – przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, które kilka miesięcy temu przedstawiło własny projekt "dużej" ustawy reprywatyzacyjnej.

Propozycję dyskutowaną wczoraj przygotował prawicowy think-tank Instytut Przedsiębiorczości i Rozwoju. Jego działalność nastawiona jest na realizację libertariańskiego snu o poszerzaniu wolności gospodarczej i zwijaniu państwa. Co zaproponował odnośnie reprywatyzacji? Po pierwsze – utrzymanie najgorszego jej aspektu, czyli zwrotu w naturze. To oznacza kontynuację gehenny tysięcy rodzin pozbawianych dachu nad głową przez mniej lub bardziej prawdziwych spadkobierców lub handlarzy roszczeń. Często tacy lokatorzy byli (będą?) wykurzani z mieszkań przez tzw. czyścicieli kamienic, korzystających z takich sposobów jak odcięcie wody, prądu czy wybicie dziury w ścianie. Jeżeli jakiemuś właścicielowi roszczeń nie chciałoby się męczyć z usuwaniem lokatorów, powinien zdaniem autorów propozycji otrzymać rekompensatę pieniężną w wysokości równoważnej zwrotowi w naturze. Z czego ma to być finansowane? Ano z wyprzedaży nieruchomości należących obecnie do skarbu państwa lub samorządów. Jeżeli ktoś pamięta złote lata Komisji Majątkowej zajmujące się roszczeniami kościoła rzymskokatolickiego, to wie, jakie są tego konsekwencje – żegnajcie żłobki, przedszkola i szkoły, żegnajcie szpitale i urzędy. Samorządy i państwo nie będą miały gdzie stawiać budynków użyteczności publicznej, bo wszystkie odpowiednie tereny, jeżeli nie zostaną oddane w ramach reprywatyzacji, to zostaną na jej potrzeby spieniężone. Po trzecie, jeżeli ktoś „nie może wygrać sprawy przed sądem”, czyli – jak się domyślam – nie jest w stanie udowodnić swoich roszczeń, będzie mógł liczyć na 20% rekompensatę finansowaną z tych samych środków.

Oczywiście nie zaproszono na to przedstawicieli organizacji lokatorskich ani samorządów, bo kto by się tam przejmował tymi ludźmi, którzy dziś mieszkają w jakichś domach, czy samorządami, które mają jakieś zobowiązania typu zapewnianie usług publicznych. Bo przecież mamy XXI wiek, demokratyczne państwo urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej. Czyż możemy dłużej czekać na powrót ordynata Michorowskiego i jego otoczenia?

Źródło
Opublikowano: 2018-02-08 16:20:36