Polska inteligencja wzmogła się, ponieważ z badań wynika, że 28% Polaków/Polek nie ma w domu ani jednej książki. Robię w

Remigiusz Okraska:

Polska inteligencja wzmogła się, ponieważ z badań wynika, że 28% Polaków/Polek nie ma w domu ani jednej książki. Robię w książkach, prasie, słowie pisanym od lat, czytam maniakalnie, trochę nie wyobrażam sobie, co to znaczy mieć dom bez książek i samego siebie też sobie nie wyobrażam bez książek, nie tylko mojej aktywności, ale i mojego mózgu czy tzw. refleksji i wrażliwości na przestrzeni lat. Znam też setki argumentów za zaletami czytania itp. I co z tego? No właśnie nic.

W wymiarze indywidualnym niewiele z tego wynika, tak jak niewiele wynika z wywodów, że tylko ileś tam procent Polaków/Polek uprawia regularnie sport, prowadzi tzw. zdrowy styl życia, ma hobby itd. Są przeróżne przyczyny i przeróżne preferencje, książki są fajne dla mnie, a dla ciebie nie muszą być fajne, tak jak dla mnie nie musi być fajne gotowanie, granie w szachy czy bieganie po parku. W wymiarze ponadjednostkowym też nic nie wynika z takich biadoleń, gdy nie towarzyszy im refleksja i solidnie postawione pytania: dlaczego? Może dlatego, że tak ludzi do książek zachęcano i zniechęcano na etapie edukacji? Może dlatego, że to kwestia pieniędzy? Może dlatego, że to kwestia niewielkiej ilości wolnego czasu i rzadko posiadanej tzw. spokojnej głowy? Może jeszcze czegoś innego, a zapewne tego i innych kwestii po trochu. Tyle że o tym się prawie nie mówi. Mówi się, a raczej regularnie biadoli, że źle, strasznie, hańba, za mało, upadek wszystkiego.

No więc trzeba sobie powiedzieć, że polska inteligencja to czasami ludzie szlachetni i fajni, ale ta sama polska inteligencja to nierzadko ludzie nadęci, uważający – zupełnie bezpodstawnie – swój świat i swoje aktywności za wzorzec dla innych, a z tego wzorca wyprowadzający przepis na budowanie własnej pozycji i z wyżyn tejże pozycji pohukujący na innych, że za mało, za słabo, za rzadko, źle, wszystko nie tak. Do tego m.in. służą książki. Ile kto napisał, ile przeczytał, ile opisał, ile ma w domu, ile na czytniku, ile upchnął u babci na strychu, bo już się nie mieściły, ile sfotografował i ile za to dostał lajków. Te książki służą głównie za cokół, na którym stoi pomnik polskiego inteligenta, spoglądającego z góry na resztę i czasami popluwającego na nią.

Nie wiem, co to za książki i co to za wrażliwość, które nie wyleczyły z takich cech i postaw. Chyba słabe to książki lub nieuważnie czytane. Więc niewiele z nich wynika. I więcej nie znaczy lepiej, przykro mi. Zresztą z racji tego, że przebywam na pograniczu dwóch światów – tego, w którym czyta się mnóstwo, a w każdym razie na pokaz i ostentacyjnie, i tego, w którym książki nie są żadnym sztandarem lub po prostu czyta się ich mało – pozwolę sobie uważać, że nie ma wielkiej różnicy jakościowej między tymi dwoma grupami. Podłość, kłamstwo, cwaniactwo, bucowatość, egoizm i wiele innych złych, ale też i dobrych cech nie są wcale jakoś drastycznie odmiennie rozłożone w obu grupach. Nie wiem nawet, czy nie zaryzykowałbym tezy, że ci namiętnie czytający i afiszujący się z czytaniem robią trochę więcej świństw i głupstw, tyle że sprawniej i ładniej, bo krasomówczo, z nich się usprawiedliwiają i takie postawy maskują. Bo z książek nauczyli się pięknych gadek.

A koniec końców uważam, że to pomstowanie na "ciemniaków", to najlepszy sposób, żeby ich do książek jeszcze bardziej zniechęcić. Mnie by zniechęciło. Na złość temu nie czytałbym. Albo mówił ankieterom, że nie czytam. I śmiał się w kułak z inteligenckiego rozdzierania szat.

Źródło
Opublikowano: 2019-03-25 20:59:18