Zapewne znacie Jana Hartmana. To publicysta, który zawsze wali prosto z mostu. Kiedy inni dzielą włos na czworo, on mówi wprost: cham to cham, motłoch to motłoch, debil to debil. Koniec kropka. Niczym Friedrich Nietzsche wali swoim krytycznym młotem w polskie społeczeństwo. Kto go za to krytykuje, ten albo rozumie, albo został omotany poprawnością polityczną.

I oto nagle Hartman znalazł w swoim publicystycznym sercu niespotykane pokłady czułości. Postanowił stanąć w obronie Kamila Durczoka, który spowodował wypadek, prowadząc auto po pijanemu. To wszystko jest takie proste, przekonywał Hartman. „Może jego problemy to nie całkiem jego wina?” – pytał na Twitterze. Potem rozwinął ten wątek na swoim blogu.

To zastanawiające, że gdy Harman pisze o „motłochu”, to interesują go żadne próby skomplikowania obrazu grupy społecznej, którą nazywa w ten sposób. Motłoch jest motłochem, o czym tu mówić? I kilka milionów osób zostaje wrzuconych do jednego worka i sprowadzonych do kilku prosty cech. Ale Durczok, ten jest postacią tak złożoną, jakby wyszedł spod pióra Tołstoja albo Nabokova. Jego pijaństwo nie jest po prostu pijaństwem, ale przejawem czegoś głębszego. To, że mógł rozjechać niewinnych ludzi, nie może przekreślić tego, jak wielowymiarowy jest kontekst decyzji i zachowań Durczoka.

Trudno zauważyć, że Hartman ma dwie miary – jedną dla ludzi takich jak Durczok, drugą dla „chamów”, „prostaków” czy „ludu”. To niestety cecha charakterystyczna polskiej debaty publicznej. Wystarczy spojrzeć, jak pisze się i mówi u nas o mieszkańcach wsi. Traktuje się ich jak jednolitą masę, która odznacza się bardzo prostym zestawem cech. Czasem prowadzi to do naiwnego idealizowania wiejskości, ale w większości przypadków jest na odwrót – wieś i jej mieszkańcy stają się nosicielami wszystkiego, co najgorsze w naszym społeczeństwie. (…)

Łatwo przy tym zapomnieć, że to chłop wykrzykiwał ostatnio bzdury o tęczowej zarazie, lecz poznaniak, profesor nauk teologicznych z Uniwersytetu Adama Mickiewicz. To nie prostak ze wsi wystraszył się kilka miesięcy temu kobiety z bananem, lecz profesor socjologii, który ukończył Uniwersytet Warszawski. To nie potomek chłopów, ale szlachty (i przy okazji następny absolwent Uniwersytetu Warszawskiego) od lat tworzy różne partie, które spaja pogarda dla kobiet i wszelakiego rodzaju mniejszości, a także zabobonna wiara w wolny rynek. To nie członek prostego ludu pracował nad instytucjonalnym odrodzeniem się ruchów nacjonalistycznych w Polsce, lecz student kilku kierunków we Wrocławiu, Warszawie i Toruniu, uczestnik „Tańca z gwiazdami”. Jego protektorem był absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza i wzięty prawnik z rodzinny profesorskiej. Kaczyński – jeśli to on jest dla was symbolem zła – też nie pochodzi z małej chłopskiej chatki, lecz z Żoliborza.

Dr Tomasz Markiewka: Co wolno Durczokowi, a co motłochowi | „Nowy Obywatel” – pismo na rzecz sprawiedliwości społecznej

Na miejscu Polski postępowej, wysublimowanej oraz inteligenckiej dałbym sobie na wstrzymanie. ma nic wyrafinowanego w posługiwaniu się klasistowskimi przesądami.

Źródło
Opublikowano: 2019-08-11 20:14:05