Remigiusz Okraska:

[ad_1]
70 lat temu zmarł George Orwell. Genialny umysł i to w największej mierze nie z powodów, dla których stał się najbardziej znany, czyli „Roku 1984” i „Folwarku zwierzęcego”.

Internacjonalista, ale patriota wyśmiewający antynarodowe foszki „postępowców”. Facet, który strzelał do faszystów, ale nie zostawiał suchej nitki na komunistycznym „antyfaszyzmie” i pisał, że zbyt wielu „antyfaszystów” zapomina być w swoim myśleniu antytotalistami. Człowiek słowa pisanego, ale demaskujący możliwość manipulowania słowami przez sprawnych, lecz kiepskich ludzi. Intelektualista zwalczający uzurpacje intelektualistów. Człowiek o poglądach wyraziście prospołecznych i bardzo egalitarnych, w wersji na serio, a nie frazesowej, ale nie ludoman i nie ktoś pozujący na „robociarza”, bo wiedzący, że ma znacznie lepiej i że miał szczęście nie być na dnie upodlenia i wyzysku.

Świetny, uczciwy myśliciel. I twórca spisywanej mimochodem, nigdy nie wyrażonej wprost ideologii łączącej wiarę w konieczność stworzenia lepszego świata z docenieniem rozmaitych sensów światów starych, nieraz bardziej ludzkich niż „nowoczesność”. Mało było takich umysłów.

W „Wiwat aspidistra!”, strasznie smutnej i zarazem bardzo optymistycznej książce, pisał: „Dla Ravelstona mieszkanie na pustkowiach Regent’s Park oznaczało właściwie to samo co mieszkanie w slumsach; zdecydował się tam zamieszkać, un bon socialiste, na tej samej zasadzie, na jakiej snob z towarzystwa będzie mieszkał w dawnych stajniach w Mayfair po to tylko, by na papierze listowym mieć adres W 1. Była to próba ucieczki od własnej klasy i zostania honorowym członkiem proletariatu. Jak wszystkie podobne próby, skazana była na klęskę. Nigdy bogatemu nie uda się przebrać za biedaka, bowiem pieniądze, tak jak morderstwo, zawsze wyjdą na jaw”.


[ad_2]

Źródło
Opublikowano: 2020-01-21 00:16:37